W nocy ze środy na czwartek czasu polskiego pojawi się kilka odczytów danych makroekonomicznych z Chin — m.in. o produkcji przemysłowej w czerwcu i PKB w całym drugim kwartale 2020 r. W dużej mierze będą obrazować kondycję światowej gospodarki, której niebagatelną składową są Chiny. W tym kontekście nie bez znaczenia są też dla KGHM. Kurs spółki jest barometrem cen miedzi, a te rosną wraz z ożywieniem gospodarczym.

— Na pierwszy rzut oka sytuacja na rynku miedzi wygląda bardzo pozytywnie, ale sygnałem ostrzegawczym jest to, że zapasy miedzi w Szanghaju rosną drugi tydzień z rzędu, a na innych rynkach konsolidują się — zaznacza Michał Stajniak, zastępca dyrektora działu analiz X-Trade Brokers DM.
Drogo i bez dywidend
Od dołka koronawirusowego krachu wartość akcji KGHM się podwoiła. Tylko w ostatnich 30 dniach wzrosła o ponad jedną piątą, wyraźnie przekraczając 100 zł za walor. Nawet w długoletniej perspektywie są to już dość wysokie poziomy. Średni kurs zamknięcia w ostatnich pięciu latach wynosił bowiem 92 zł, licząc od początku 2010 r. — 114 zł, a przecież w okresie tym były momenty, gdy sięgał 200 zł za akcję. Poza tym KGHM przez większość tych lat płacił dywidendy, które zniknęły po 2017 r.
— Raczej nie należy zakładać dywidendy z KGHM w ciągu najbliższego roku czy dwóch. Poza nielicznymi wyjątkami obecny rząd pozostaje sceptyczny wobec takiej formy podziału zysków ze spółek państwowych. Kurs akcji napędzany jest oczekiwaniami co do odbicia gospodarczego na świecie po pandemii — zaznacza Robert Maj, szef działu analiz Ipopemy Securities.
Specjalista wskazuje przy tym, że wskaźnik EV/EBITDA na 2021 r. wynosi dla KGHM trochęponad 6,4. To zaś oznacza 10-procentową premię do światowych porównywalnych spółek.
— Taki poziom jest znacznie powyżej historycznych wartości. KGHM z reguły był handlowany z dyskontem do swoich konkurentów — przypomina Robert Maj.
Co wypchnęło KGHM na tak wysokie poziomy? To oczywiście nadzieje na ożywienie gospodarcze, ale analitycy zwracają też uwagę, że silny wzrost kursu w ostatnich kilku dniach to efekt zagrożeń podażowychpłynących z Ameryki Południowej. Strajkom płacowym w części tamtejszych kopalń towarzyszą obawy o czasowe zamykanie innych w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. To obniżyłoby podaż miedzi, siłą rzeczy windując ceny dostępnej na rynku.
— Moim zdaniem nie ma zagrożenia zatrzymaniem produkcji. Wystarczy spojrzeć, co się dzieje w Brazylii i jak przebiegały tam zbiory kawy. Okazuje się, że mimo że Brazylia jest drugim krajem na świecie, jeśli chodzi o liczbę zakażonych koronawirusem, to nie doszło do wstrzymania zbiorów ani pracy w portach. Kopalnie też nie wstrzymają wydobycia przez koronawirusa — komentuje Michał Stajniak.
To zaś oznaczałoby spadek cen czerwonego metalu, a wraz z nim kursu KGHM.
Banki centralne pomogą
Robert Maj zwraca uwagę, że polityka banków centralnych sprawia, że ceny surowców i akcji idą w górę w związku z podażą pieniądza. Polityka luzowania ilościowego pojawiła się już po poprzednim kryzysie i wywindowała ceny miedzi do 10 tys. USD za tonę. Na tym tle obecne niespełna 6,5 tys. USD nie wygląda szczególnie okazale.
— Jeżeli mielibyśmy porównywać tamtą sytuację z obecną, to możemy być dopiero na początku rajdu. Uważam, że na 7 tys. USD za tonę miedzi jest szansa w tym roku, ale w krótkim terminie pojawiają się sygnały przewartościowania — mówi Michał Stajniak.