Łakocie na Ochocie

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2015-09-24 22:00

Rzut beretem od hotelu Sobieski. Nie spodziewajmy się wypasionej restauracji z kelnerami we frakach, to raczej tapas bar z restauracyjnymi daniami, ale z wysokiej półki.

La Vina. Trafić tam niełatwo. Niby na Tarczyńskiej, a tak naprawdę wejście jest od Raszyńskiej.

Współwłaścicielem i szefem kuchni w jednej osobie jest Jesus Viscarret Gorrono (w skrócie JVG). Nie próbujemy nawiązać z nim kontaktu w języku polskim. W przedbiegach odpadły także angielski, niemiecki, rosyjski i szwedzki (nie mówiąc już o łacinie). Ale bez obaw. Współwłaścicielka Aleksandra Mączewska jest Polką, biegle mówiącą po hiszpańsku tak jak i prawie cała ekipa kelnerska.

Z MIŁOŚCI DO WINA

Skąd zjawił się w Polsce lata temu Hiszpan oporny na uroki polszczyzny? To już zamierzchłe czasy. Po raz pierwszy odwiedził PRL jako „dewizowy myśliwy”. Było egzotycznie: benzyna na kartki, pustki w sklepach. Grasował głównie w lasach Lubelszczyzny. Ale nie sam. Z naganką zawsze komunikował się przez towarzyszącego mu tłumacza. JVG oprócz dziczyzny zawsze kochał wino. Może dlatego jest współwłaścicielem także jednej z hiszpańskich winnic — Bodega Santa Rufina. Kiedy w Polsce nastąpiły przemiany, postanowił najpierw importować wina z własnej winnicy. Potem dołączył do oferty trunki od sąsiadów. Nie spodziewajmy się jednak w La Vina długiej list win — jest ich około 40, za to pieczołowicie wybranych pod kątem potraw. W tym licznych przekąsek (tapas).

KREWETKA W PROCHOWCU

Na początek wybraliśmy coś bardzo prostego i tradycyjnego — tortillę ziemniaczaną (tortilla de patatas). Ziemniaki smażone na oliwie z cebulą i jajkiem. Jeśli chodzi o wybór wina (prawie wszystkie są na kieliszki), zdaliśmy się na Aleksandrę Mączewską. Okazało się, że słusznie. Bez wahania zaproponowała różowe Vina Rufina Rosado 2014 D.O. Cigales. Od razu świetnie się połączyło z wrogą winom, przyczajoną w ziemniakach cebulą. O dziwo, miło współgrało także z kolejnym tapasem, w którym prym wiodła szynka iberyjska z dumnie przypiętym na piersi przepiórczym jajkiem (huevo de codorniz, jamon iberico). Także z krewetką w prochowcu (gamba a la gabardina).

PIKANTNE AKCENTY

Zdań głównych wabiła nas ku sobie ryba dnia. Także ośmiornica. Ostatecznie wybraliśmy…polędwicę wołową. Polską, ale poprawnie starzoną, leciutko pikantną. Nic dodać, nic ująć. Pomni miłych doświadczeń z wytrawnym rosado, postanowiliśmy zaatakować nim polędwicę. Ponownie bingo! Ale tylko w pierwszym zderzeniu. Bo wraz ze stopniowym ocieplaniem wina w kieliszku robiło się coraz mniej przyjemnie. Na ratunek wkroczył kolejny „Hiszpan”, tym razem zdecydowanie czerwony. Vina Rufina, reserva 1999, Alta Gama, Valladolid. Udany związek. Było bardzo miło aż do nadejścia deserów. Było kilka do wyboru. My skusiliśmy się na tartę śmietankową z musem truskawkowym — znowu dobre trafienie! Zjawimy się w La Vina ponownie również ze względu na to, że można tam kupować na wynos. Po cenach sklepowych. &