Mistrzem Polski jest Legia — i na boisku, i w księgowości. Stołeczny klub z portfela ITI był najlepszy w piłkarskiej Ekstraklasie pod względem przychodów i rentowności, przyciągał też przed telewizory największą ilość kibiców. Tym samym legioniści po raz pierwszy zwyciężyli w przygotowywanym od pięciu lat przez EY we współpracy z organizującą rozgrywki spółką Ekstraklasa, rankingu finansowym polskich klubów. Z najwyższego stopnia podium mogą długo nie schodzić.

— Legia w 2012 r. finansowo skorzystała na występach w Lidze Europy, a także na transferach: Borysiuka, Rybusa czy Komorowskiego, rentowność podbiła jej też dywidenda od powiązanego podmiotu. Nawet bez takich zdarzeń jednorazowych to jedyny polski klub, który dzięki stadionowi, kibicom i sponsorom jest w stanie regularnie osiągać ponad 60 mln zł przychodów i przekraczać 100 mln zł w dobrych latach. Zagrozić Legii poważnie może tylko Lech, zdolny do osiągania 40 mln zł przychodów „standardowo” i nawet 80 mln zł z dobrymi występami w pucharach i transferami — mówi Krzysztof Sachs, partner w EY i pomysłodawca raportu „Ekstraklasa piłkarskiego biznesu”.
Według niego, w „grupie pościgowej” są jeszcze Śląsk Wrocław, Lechia Gdańsk, Górnik Zabrze, Wisła Kraków i Zagłębie Lubin, zdolne do regularnego osiągania przychodów w granicach 30-40 mln zł.
Solidność popłaca
Lech i Legia (w takiej kolejności) prowadzą też pod względem dywersyfikacji przychodów, równomiernie rozkładając wpływy między sponsoring, prawa do transmisji telewizyjnych i dzień meczowy. Poznański klub m.in. przyciąga średnio najwięcej kibiców w lidze na trybuny, sprzedaje też najwięcej karnetów, tymczasem Legia dobrze zarabia na gadżetach i tylko sprzedaż koszulek meczowych dołożyła do jej wyniku 0,9 mln zł. W stawce polskich klubów wyróżnił się Piast Gliwice, który dzięki awansowi do Ekstraklasy w ubiegłym roku poprawił przychody o 235 proc. Choć osiągnięte przez niego 9,8 mln zł było jednym z najniższych wyników w lidze, to klub, w dużej mierze finansowany przez miasto, może pochwalić się niskim zadłużeniem i stabilnością finansową, której pozazdrościć mogą mu znacznie większe kluby, takie jak Wisła Kraków czy Śląsk Wrocław.
— Nasz największy sukces to przekonanie urzędników, że zamiast wydawać 10 mln zł na różne działania marketingowe, lepiej wyłożyć te pieniądze na klub, który jest dla miasta najlepszą promocją — mówi Jarosław Kołodziejczyk, prezes Piasta Gliwice. Łączne przychody sklasyfikowanych przez EY osiemnastu klubów w ubiegłym roku wyniosły 442 mln zł — to o 10 mln zł mniej niż rok wcześniej. Eksperci EY oczekują, że w kolejnych latach będą one powoli, ale systematycznie rosły — gorzej będzie z rentownością.
Zyski? Nie tutaj
— Mówiąc wprost: klub piłkarski to nie jest interes, w który wchodzi się dla zysku. Poszukujący wysokich stóp zwrotu inwestorzy naprawdę powinni rozglądać się za okazjami w innych branżach, bo dla większości klubów piłkarskich sukcesem jest zrównoważenie przychodów i kosztów — mówi Krzysztof Sachs.
Straty miały m.in. Lech (ok. 6 mln zł w 2012 r.), Lechia (1,2 mln zł na minusie w sezonie 2012/13), Górnik Zabrze czy krakowska Wisła (aż 23 mln zł), a nawet ci, którzy rok obrotowy kończyli na plusie — jak Legia czy Jagiellonia Białystok — osiągali to dzięki zabiegom księgowym czy sprzedaży majątku, a nie działalności operacyjnej. Część klubów miała nóż na gardle — padła Polonia Warszawa, a upadłość układową ogłosił Widzew Łódź. W tym miesiącu wniosek o upadłość złożył Śląsk Wrocław.