Legijny fundusz zainwestuje w piłkarzy

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2015-01-23 00:00

Mistrz Polski dostanie od zorganizowanego przez bogatych kibiców funduszu 2 mln EUR na transfery. Potem podzieli się zyskiem.

Zarabianie na handlu ludźmi jest stare jak świat — i w cywilizowanych krajach od dawna nielegalne. Nie dotyczy to jednak piłkarzy, dwa razy w roku w okienkach transferowych wędrujących z klubu do klubu, nierzadko zapewniając pokaźne zyski ich poprzednim pracodawcom. Nic dziwnego, że piłkarskimi transferami zainteresowali się biznesmeni,szukający wysokich stóp zwrotu — albo po prostu fanatycznie kibicujący ukochanym klubom.

To na polskim rynku piłkarskim innowacyjne narzedzie. Zobaczymy, jak sie sprawdzi — mówi Dariusz Mioduski, który przed rokiem wraz z Bogusławem Lesnodorskim odkupił Legie od ITI (potem do grona udziałowcow dołaczył Maciej Wandzel).

Teraz, po raz pierwszy w Polsce, stworzono fundusz, który będzie wykładał pieniądze na zakupy zawodników i zarabiał na zyskach z ich odsprzedaży. Będzie działał przy Legii Warszawa, aktualnym mistrzu Polski i klubie z najwyższym budżetem w kraju. Fundusz, na który złożyło się kilkunastu przedsiębiorców, ma już w najbliższym okienku transferowym dać 2 mln EUR na transfery, drugie tyle ma wyłożyć klub. O szczegółach sprawy jako pierwszy poinformował Polsat Sport,

który podał również, że pieniądze pójdą na transfery trzech piłkarzy. Konkretnych kwot nie udało nam się potwierdzić u właścicieli warszawskiej Legii. Przedstawiciele klubu podkreślają, że fundusz — choć może zarobić na transferach piłkarzy — nie stanie się bezpośrednio ich współwłaścicielem.

— Fundusz jest dla Legii partnerem finansowym, który dokłada się do budżetu transferowego i zarabia na odsetkach. W żadnym wypadku nie kupuje udziałów w piłkarzach, jego członkowie nie mają też wpływu na politykę transferową klubu. To na polskim rynku piłkarskim innowacyjne narzędzie.Zobaczymy, jak się sprawdzi — mówi Dariusz Mioduski, który przed rokiem wraz z Bogusławem Leśnodorskim odkupił Legię od ITI (potem do grona udziałowców dołączył Maciej Wandzel).

Zgodnie z danymi EY, mistrz Polski dominuje w polskiej lidze pod względem finansowym. W 2013 r. Legia miała 114,3 mln zł przychodów (o 27 proc. więcej niż rok wcześniej), z czego 18,6 mln zł pochodziło ze sprzedaży piłkarzy. Na zakupy w sezonie 2013/14 wydała 9,1 mln zł, czyli najwięcej w Ekstraklasie.

Jak dobrą inwestycją może być piłkarz? Ray Ranson, były piłkarz m.in. Manchesteru City, który potem zajął się obracaniem prawami do młodych gwiazd futbolu, szacował, że inwestycje w piłkarzy przynoszą średnio 50 proc. zwrotu w dwa lata. Boom na nie rozpoczął się po wybuchu kryzysu finansowego, gdy małe kluby z biedniejszych krajów Europy, zwłaszcza z Bałkanów, zaczęły mieć problemy ze zdobywaniem finansowania w bankach. Udziały w piłkarzach kupowano już jednak dużo wcześniej — np. w 2002 r. fundusz First Portuguese Group za 3,1 mln EUR przejął część praw do sześciu zawodników z młodzieżowej drużyny Sportingu Lizbona.

Jednym z nich był Cristiano Ronaldo. Z kolei w 2009 r. brazylijski miliarder Delcir Sonda dał 2,8 mln USD za 40-procentowy pakiet udziałów w Neymarze, wówczas młodej gwieździe Santosu. Formuła, w której fundusze kupują bezpośrednio część praw do zawodników, jest jednak coraz mocniej krytykowana. Jest to zabronione w Wielkiej Brytanii, a nad światowym zakazem zastanawia się FIFA.

— Dyskutujemy nad wprowadzeniem zakazu w grupach roboczych — mówił we wrześniu ubiegłego roku Jerome Valcke, sekretarz generalny FIFA. © Ⓟ