Nie straszyć dłużnika
Co robić, jeśli firma, której dostarczyliśmy towar, miesiącami zwleka z uregulowaniem należności? Można pójść do sądu i czekać. Można też zatrudnić firmę windykującą długi albo spróbować odzyskać pieniądze samodzielnie. Wtedy jednak należy działać rozważnie, bo nowy kodeks karny za przestępstwo wymuszenia wierzytelności przewiduje karę pozbawienia wolności do 5 lat. Tym, którzy nie chcą się dzielić, pozostają komornicy. Ci jednak znani są z przewlekłości i nieskuteczności swych poczynań.
— Zajmując samochód na poczet długów, przyklejają na szybę kwit i zostawiają go bez ochrony. Oczywiście dłużnik sobie z tego „zabezpieczenia” nic nie robi, bo za zabranie auta grozi mu co najwyżej 300 zł grzywny — mówi szef jednej z firm zajmujących się windykacją długów.
Zdaniem wielu przedsiębiorców, prawo nastawione jest na ochronę dłużnika, do wierzyciela ma zaś stosunek nieprzyjazny.
— Sąd ma np. obowiązek w ciągu trzech dni wydać postanowienie o zabezpieczeniu majątku małżonka dłużnika, a tymczasem w sądzie warszawskim jeszcze nie zdarzyło się załatwić tej sprawy w ciągu trzech miesięcy — narzeka prezes jednej ze stołecznych firm.
W tej sytuacji niektórzy biznesmeni dochodzą do wniosku, że mogą liczyć tylko na siebie. Cezary Włodarczyk, prezes łódzkiego UNIONTEKSU, swoje wierzytelności ściąga sam, z pominięciem sądów, ale — jak mówi — respektując prawo. Polega to na nachodzeniu dłużnika, rozmowach, negocjowaniu różnych wariantów zwrotu długów, jak rozłożenie należności na raty, zwrócenie części w towarze itd. Na winnego należność dobrze też działa uzmysłowienie mu kosztów i kłopotów związanych ze sprawą sądową, z jakimi będzie musiał się liczyć, jeżeli nie zechce współpracować z wierzycielem.
„Businessman Magazine”, nr I/99
Budowanie wizerunku firmy
Tworzenie wizerunku firmy to długa i mozolna droga. Krok po kroku, sezon po sezonie buduje się w świadomości klientów swą obecność. Wymaga to nie tylko pieniędzy, lecz również wyobraźni i konsekwencji w działaniu.
Już prawie od dziesięciu lat przeobraża się i zmienia, pulsuje obraz polskiego rynku producentów ubrań oraz związanego z modą. Liczne, różnej wielkości firmy poszukują swego miejsca, charakteru i tożsamości. Przystosowując się do warunków chwili i siebie wzajemnie, przypominają dziś układankę puzzle, trudną do ułożenia. Z czasem z tego chaosu, wyłoni się w miarę uporządkowany, wielopoziomowy rysunek, złożony z kawałków o wyraźnie zaznaczonym konturze.
Potrzeba długiego czasu, aby znak firmowy, nazwisko projektanta były kojarzone z konkretnym wyrobem, powszechnie znane i poszukiwane. Najtrudniej osiągnąć liczący się symbol-logo, które utrwalane latami, staje się drogowskazem dla kupującego.
„Journal Tekstylny”, nr 6/98