LEKTURY
Lata na pozór tłuste
Z badań opinii społecznej wynika, że Polacy znacznie lepiej oceniają stan gospodarki niż stan własnych kieszeni. Oznacza to, że w powszechnym odczuciu ekonomiczne sukcesy transformacji nie przekładają się na dobrobyt obywateli. Rodzi to frustracje i rozgoryczenie. Dlatego niewielu polityków ma odwagę głosić, że mimo wszystko żyjemy ponad stan, że za dużo konsumujemy, a za mało oszczędzamy, co grozi katastrofą gospodarczą.
Problem w tym, że w gospodarce rynkowej tylko do czasu rozmiary konsumpcji społecznej i jej relacji do oszczędności zależą od takiej czy innej polityki ekonomicznej. Jeśli przez dłuższy czas te ostatnie są zbyt nikłe w stosunku do potrzeb gospodarki, wówczas właściwe proporcje przywraca tyleż żywiołowy, co drastyczny mechanizm zwany kryzysem. Początkowo kontrolowany i przyjemny lot kończy się zgoła nie kontrolowaną katastrofą.
Oszczędności finansują inwestycje, bez których nie będzie modernizacji przestarzałej struktury gospodarczej, polepszenia konkurencyjności polskich produktów za granicą, a co za tym idzie wzrostu gospodarczego i nowych miejsc pracy. Dzisiaj oszczędności stanowią około 23 proc. PKB, resztę przejadamy. W gospodarce dawno już zapaliły się przynajmniej dwa światła ostrzegawcze świadczące, iż jest to życie ponad stan. Pierwsze, to gwałtowny wzrost bezrobocia. Po wtóre mizerne oszczędności owocują niedostateczną restrukturyzacją gospodarki, jej niską konkurencyjnościa za granicą i wątłym eksportem.
„Polityka“
Kolej bez nadziei
Sytuacja na kolei staje się coraz bardziej dramatyczna. Protestują ci, którym PKP zamyka okno na świat, likwidując nierentowne linie, protestują, grożąc strajkiem generalnym, kolejarze, a wierzyciele chwytają się drastycznych środków, by uzyskać należne im od PKP pieniądze. I nie mogą już poprawić nastroju informacje stojącego pod ścianą przedsiębiorstwa, że w tym roku po raz pierwszy od końca lat 80. przychody PKP rosły szybciej niż koszty. To jest już najwyżej przysłowiowy plaster na rozległą ranę.
Finansowe pogrążenie się kolei w ostatniej dekadzie zdążyło już spowszednieć. Było wiadomo, że „PKP spada, bo spadać musi“. Zmieniła się gospodarka, zapotrzebowanie na przewozy, zmieniła się struktura tego zapotrzebowania i znaczną ich część przechwycił transport drogowy. Kolej zdawała się tego nie zauważać, podobnie jak rosnącej góry długów. Czy jednak niepokojące procesy zachodzące na kolei, nadal przedsiębiorstwa państwowego, można uznać za wyłącznie jej wewnętrzne zmartwienie?
Tymczasem ustawa o PKP — mająca wymiar fundamentu programu naprawczego dla kolei — od dawna, niespiesznie wałkowana jest w Sejmie. A bez niej ani rusz. Toteż, można by rzec, trwa na PKP zastój z mocy prawa.
„Nowe Życie Gospodarcze“