Na konsolidację stoczni i hut decydują się tylko światowi potentaci. Zamiast wiązać się kapitałowo, sektory te powinny raczej zawierać umowy długoterminowe.
Światowe hutnictwo się konsoliduje. Podobnie przemysł stoczniowy. Ale mimo łączenia spółek wewnątrz poszczególnych branż, niewielu graczy decyduje się na łączenie wytwórców stali z producentami statków.
Na świecie
Obniżenie kosztów produkcji jest korzystne dla każdego przedsiębiorstwa niezależnie od branży. W przypadku takich firm, jak stocznie, w których zużycie materiałów jest bardzo duże, każda możliwość tańszego zakupu stali wyraźnie wpływa na ostateczną wysokość kosztów, a zatem dochodowość produkcji. Jednak mimo to problemy stoczni szybciej rozwiązałaby prywatyzacja i silni inwestorzy niż konsolidowanie ich z wytwórcami stali. Tym bardziej że aby polskie stocznie pewnie stanęły na nogi, należy w nie zainwestować 200 mln zł.
— Pomysł wspólnego działania stoczni i hut, jeśli tylko owocuje niższymi cenami, jest racjonalny. Ale i tu powinien decydować rachunek ekonomiczny, bo tego typu rozwiązanie ma sens tylko wtedy, gdy uda się połączyć aspekt ekonomiczny z terminowością dostawy. Zdecydowanie lepsze efekty mogłoby przynieść powiązanie stoczni z silnym kapitałowo inwestorem zamiast wiązania jej z wytwórcą stali — twierdzi Krzysztof Grabowski, doradca zarządu Stoczni Gdynia.
O tym, że taka konsolidacja nie jest prosta, świadczy fakt, że na świecie tylko kilka koncernów zdecydowało się na konsolidację firm reprezentujących przemysł stoczniowy i hutnictwo.
— Nie ma praktyki konsolidacji hutnictwa i przemysłu stoczniowego, nie ma też ku temu istotnych przesłanek — przekonuje Marek Roman, dyrektor generalny Evip Grupy Firm Doradczych.
Dlatego też takie działania podejmują tylko gigantyczne konglomeraty gospodarcze, takie jak np. koreański Hyundai, które łączą kilka gałęzi przemysłu.
— Poza kilkoma przypadkami obecnie nie obserwuje się takich aliansów. Takie przykłady konsolidacji tych dwóch branż, jak np. konglomerat stalowo- hutniczy Tessen Group Steel and Marine, działają w dosyć specyficznych warunkach — trzeba pamiętać, że produkują one również na potrzeby wojska — podkreśla Arkadiusz Krężel, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Inna opcja
O ile konsolidacja z hutnictwem raczej nie rozwiąże problemów stoczni, mogłyby w tym pomóc stałe umowy zawierane z hutami. W ciągu ostatnich lat ceny stali wzrastały kilkakrotnie, czasem nawet o kilkanaście procent. Choć wartość blach to zaledwie 10-15 proc. kosztów budowy statku, to gwarancja ich zakupu po ustalonej wcześniej cenie pomogłaby wyeliminować ryzyko nagłego wzrostu kosztów produkcji.
— Przemysł stoczniowy i hutniczy powinny być połączone nie kapitałowo, lecz za sprawą wieloletnich zamówień na stal. Umowy gwarantujące stały poziom cen pozwoliłyby uniknąć takich sytuacji, jak w 2004 r., gdy ceny w ciągu 12 miesięcy podskoczyły nawet o kilkanaście procent — tłumaczy Arkadiusz Krężel.
Jednak takie umowy muszą jasno precyzować wszystkie warunki.
— Problem polega na tym, że nie zawiera się długookresowych umów na dostawy, precyzujących zarówno finansowe, jak i jakościowe warunki — mówi Marek Roman.
Niepewna korporacja
W rozwiązaniu tego problemu miało pomóc utworzenie Korporacji Polskie Stocznie — spółki powołanej rok temu przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Pod jej szyldem do końca roku miały być skonsolidowane stocznie w Gdyni i Szczecinie.
— W pewnych aspektach konsolidacja stoczni jest celowa. To prawda, że małe jest piękne, ale jednak duży może więcej. Światowy przemysł stoczniowy ma dwa bieguny. Z jednej strony superliga, czyli kraje azjatyckie, a z drugiej Unia Europejska. Między nimi panuje duża asymetria. Europie daleko do liczby statków produkowanych chociażby przez Hyundaia i jeżeli unijne stocznie chcą myśleć o wyrównanej konkurencji, to przemysł ten musi się konsolidować — wyjaśnia Arkadiusz Krężel
Ale na razie Korporacja Polskie Stocznie nie działa na 100 procent swoich możliwości. W lipcu 2005 r. jej przedstawiciele oraz reprezentanci Agencji Rozwoju Przemysłu i Związku Przemysłowego Donbasu podpisali porozumienie, według któ- rego korporacja mogłaby objąć do 25 proc. akcji Huty Często- chowa. Również Donbas zaangażowałby się w polskie stocz- nie. Ale nie wiadomo było, kiedy i na jakich warunkach miałaby zostać przeprowadzona ta transakcja.
— Korporacja Polskie Stocznie powstała, by skonsolidować stocznie i mogłaby się okazać bardzo skuteczna, gdyby wykorzystać efekt skali przy zakupach materiałów oraz uzyskiwaniu funduszy na budowę statków — dodaje Marek Roman.
Problemem jest jednak to, że nie wiadomo nawet, czy za rok korporacja będzie jeszcze istnieć, bo desygnowany na premiera Kazimierz Marcinkiewicz już zapowiedział jej likwidację.