Liberalizacja może pomóc drobiarzom

Maciej Zbiejcik
opublikowano: 2000-09-29 00:00

Liberalizacja może pomóc drobiarzom

ZADOWOLONY: Decyzja o liberalizacji handlu z UE ucieszyła Piotra Kulikowskiego, prezesa zarządu Indykpolu. fot. MP

Porozumienie o liberalizacji handlu rolnego z krajami Unii Europejskiej może przynieść sporo korzyści dla rodzimych zakładów drobiarskich. Natomiast przetwórcy mięsa czerwonego nie liczą, że środowe ustalenia przyniosą szybkie efekty.

— Z całą pewnością jesteśmy w stanie konkurować z unijnymi zakładami zajmującymi się przetwórstwem drobiu. Poważniejsze zagrożenie wynika z importu mrożonego mięsa drobiowego ze Stanów Zjednoczonych. Postanowienie o liberalizacji w handlu produktami rolnymi z Unią Europejską oceniam jak najbardziej pozytywnie. Liczę, że dzięki tej decyzji co miesiąc będziemy wysyłać na unijne rynki towar warty 3 mln DEM — ocenia Piotr Kulikowski, prezes Indykpolu.

O tym jak ważny jest to przepis przekonali się krajowi drobiarze już dwa miesiące temu. Wówczas podobne porozumienie z europejską piętnastką podpisały Węgry, co natychmiast znacznie ograniczyło możliwości eksportu naszego drobiu. Eksport tego mięsa na rynek UE spadł o 30-40 proc., a zakłady wysyłające za granicę swój towar zmuszone były obniżyć ceny. Teraz mamy realną szansę na przywrócenie importu do poziomu sprzed kilku miesięcy i zwiększenie ceny eksportowanego drobiu.

Fikcyjny eksport

Dużo mniej entuzjastycznie do liberalizacji wymiany towarowej z Unią Europejską podchodzą krajowi przedstawiciele z branży mięsa czerwonego.

— Jeśli chodzi o eksport wieprzowiny i wołowiny, to prawdą jest, że Polska nie ma co eksportować. W przypadku mięsa wieprzowego problem tkwi w barierze weterynaryjnej. Natomiast wołowiny brakuje nawet na krajowe potrzeby. Zatem z ekonomicznego punktu widzenia nie należy liczyć na szybkie efekty ostatnich ustaleń między Polską a Unią Europejską — przyznaje Wojciech Wtulich, prezes Farm Foodu.

Bez euforii

W podobnym tonie wypowiadają się również inni przedstawiciele tej branży. Podkreślają przy tym sporą opieszałość polskiego rządu.

— Nie ma powodów, by wpadać w euforię. Trzeba pamiętać, że nadal istotnym ograniczeniem eksportu do krajów piętnastki są wysokie ceny polskich produktów na skutek przerostów kosztów w przemyśle mięsnym. Nie rozwiązanym problemem pozostaje kwestia niepewnej podaży żywca, jego cen oraz jakości. Efektem tych problemów będą trudności w korzystaniu z nowego dobrodziejstwa. Pamiętajmy, że nadal istnieją kontyngenty ograniczające ilość produktów w obrocie pomiędzy Unią i Polską. Bardziej niż podpisany dokument zbliżają nas do Europy działania restrukturyzacyjne przeprowadzane obecnie w wielu firmach — zaznacza Przemysław Chabowski, prezes Morlin.

Ustalony kontyngent bezcłowych dostaw wieprzowiny i jej przetworów z Polski do UE ma wynieść 46 tys. ton, a w drugą stronę 31 tys. ton w skali roku. Z tego po 30 tys. ton będzie przypadało na samą wieprzowinę, a dla przetworów będzie to 16 tys. ton dla Polski i 1 tys. ton dla UE. Natomiast jeśli chodzi o drób, to Polska będzie mogła eksportować do Unii rocznie 36 tys. ton tego mięsa, a importować 20 tys. ton, bez cła i subsydiów.