Łódzcy wikingowie chcą bawić ludzi

Ewa Tyszko
opublikowano: 2024-12-27 10:30
zaktualizowano: 2024-12-27 10:00

Trener personalny, specjalista do spraw kadr i płac, szkutnik, spawacz – pochodzą z różnych środowisk, ale po godzinach chwytają za topory i tarcze, zmieniając się w wikingów. Nagrywają skecze, które błyskawicznie zdobyły popularność – na kanale Topór w opór na TikToku odnotowują nawet ponad 100 tys. odsłon. Gdy zaczęli wędrować ulicami Łodzi w strojach wikingów, pozytywny odzew mieszkańców miasta miło ich zaskoczył.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pomysł założenia w Łodzi grupy wikingów zrodził się niedawno – w lipcu tego roku. Jacka Zborowskiego, dietetyka i właściciela studia treningu personalnego, zainspirowało specyficzne poczucie humoru serialu Netflixa „1670”. Dołączył do niego Artur Matuszko, który od 20 lat pracuje w biurze rachunkowym, a u Jacka Zborowskiego trenuje. Zamarzyło się im stworzenie własnego serialu i zamiana zabawy w wikingów w dochodowy biznes.

Ucieczka od codzienności

– Gdy zobaczyłem, jak popularny stał się serial „1670”, pomyślałem, żeby chodzące mi po głowie pomysły na skecze osadzić w świecie wikingów. Początkowo myślałem o trzech bohaterach – dziadku, ojcu i synu. Tak zrodził się kanał Topór w opór czerpiący ze stylu Monty’ego Pythona – wyjaśnia Jacek Zborowski.

Grupa wciąż się rozrasta, niedawno nawet był nabór – wikingów w Łodzi jest coraz więcej.

– W styczniu weźmiemy udział w kweście podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Myślę, że będzie nas kilkadziesiąt osób – uważa Artur Matuszko.

To ludzie z bardzo różnych środowisk.

– W grupie jest koleżanka prowadząca stację paliw i zafascynowany historią wikingów szkutnik, który pracuje w Norwegii. Na udział w produkcjach pozwala mu system pracy – dwa tygodnie jest tam, dwa w Polsce. Jest też pracownik banku, a zarazem rekonstruktor ze Zduńskiej Woli. Tam tworzy historyczną grupę rekonstrukcyjną wikingów, a do nas przyjeżdża w weekendy, żeby się bawić. Ma też dołączyć architekt – wspólnym mianownikiem dla wszystkich jest zainteresowanie wikingami, a dodatkowym atutem naszej grupy format, który sprawił, że mogą się bawić, uciec od codzienności i dołączają do nas jako osoby tworzące serial o mocnym zabarwieniu satyrycznym – wskazuje Jacek Zborowski.

Cosplay, nie rekonstrukcja

W swoich skeczach nie poruszają spraw związanych z polityką. Dotykają sytuacji codziennych, współczesnych, jedynie osadzają je we wcześniejszych czasach. Łódzcy wikingowie nie są też grupą rekonstrukcyjną i nie mają takich ambicji.

– Nasz styl jest raczej cosplayowy, bo prawdziwi wikingowie wyglądali inaczej. My się stylizujemy bardziej na postaci z serialu „Wikingowie”, aczkolwiek w naszych szeregach mamy już rekonstruktora, współpracujemy też z łódzką Gawrą – to grupa rekonstrukcyjna wczesnośredniowieczna – mówi Jacek Zborowski.

Grupy rekonstrukcyjne są bardzo wyczulone na prawdę historyczną – odtwarzają stroje na podstawie rycin i zapisów, a oni bazują raczej na wyobrażeniach i legendach.

– W naszych produkcjach pojawiają się wiedźmini i krasnoludy. Jesteśmy bliżej gier i seriali niż historii – mówi Artur Matuszko.

Prawdziwy hełm wikinga był bardzo drogi, można było za niego kupić całą wieś. Wojownicy nie używali hełmów z rogami, ale powszechnie są z nimi kojarzeni, dlatego – jak mówi Jacek Zborowski – w swoich produkcjach komediowych używają właśnie takich, zdając sobie sprawę, że nie mają nic wspólnego z historią.

Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia i pojawiła się chęć zdobywania rekwizytów bliższych oryginałom – przyznają łódzcy wikingowie. Początkowo wypożyczali kostiumy i atrapy zbroi i oręża z Łódzkiego Centrum Filmowego.

– W jednej produkcji mieliśmy oryginalny strój wiedźmiński, który Michał Żebrowski nosił w serialu. Teraz zaczynamy inwestować czas i pieniądze w tworzenie toporów, zdobień. W miarę upływu czasu pojawia się potrzeba, by wyglądać w miarę realistycznie. A rekonstrukcje potrafią pochłaniać horrendalne kwoty… – mówi Artur Matuszko.

Pomysł na biznes

Od początku Jackowi Zborowskiemu przyświecała idea, by zabawa w wikingów przerodziła się w biznes.

– Unikam określania naszej działalności jako zabawy, bo poświęcamy jej bardzo dużo czasu – tworzymy teksty, każdy weekend to plan zdjęciowy albo udział w jakimś wydarzeniu lub promujące kanał i grupę wędrowanie po mieście. Spotykamy się i silnie rozwijamy media społecznościowe, żebyśmy byli widoczni. Chcemy, żeby to z kolei doprowadziło do kontraktów reklamowych. Teraz możemy się nazywać start-upem, koszty pokrywamy z prywatnych funduszy. Artur Matuszko, specjalista w dziedzinie księgowości, dba o kolejne kroki, które musimy podjąć. Mamy już zbudowany biznesplan – ujawnia Jacek Zborowski.

Po raz pierwszy spotkali się 13 lipca tego roku i działają praktycznie co weekend. Postprodukcja filmów i prowadzenie mediów społecznościowych też wymagają czasu. Każdą scenę oglądają na bieżąco, bez akceptacji nie przechodzą do pracy nad kolejną.

Promocja na spacerach

Strzałem w dziesiątkę okazał się pomysł promowania grupy podczas pochodów przez miasto. Barwna, nietypowo wyglądająca ekipa natychmiast wzbudziła ciekawość.

– Spotykaliśmy się przy produkcji skeczy, potem, przebrani, wędrowaliśmy ulicą Piotrkowską, wchodziliśmy do galerii handlowych. Mnóstwo ludzi robiło sobie z nami zdjęcia i wrzucało je do sieci. Braliśmy też udział w Paradzie Wolności. Gdy staliśmy się rozpoznawalni, zaczęły się pojawiać propozycje udziału w różnych akcjach charytatywnych i kwestach, a także jako atrakcji na wydarzeniach. Filmujemy nasze skecze i głównie zależy nam na bawieniu ludzi, uważam jednak, że powstaje coś niezwykłego na skalę Polski – performance wikingów wędrujących po mieście – twierdzi Jacek Zborowski.

Nie spodziewali się, że ludzie będą za nimi wołali: – Jesteście super, ekstra to wygląda! Świetna zabawa! Z takimi reakcjami zaczęli się spotykać po dwóch miesiącach od rozpoczęcia działalności – już we wrześniu ludzie do nich podchodzili, mówili że ich znają i są fanami.

– Skala reakcji nas zaskoczyła. Dlaczego w przyszłości nie mielibyśmy widzieć się w Hollywood na czerwonym dywanie? Przecież udowadniamy, że gdy nawet najbardziej szalony pomysł realizuje się z pasją i poczuciem humoru, wszystko jest możliwe – podsumowuje Jacek Zborowski.