Lojalny kredytobiorca

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-12-02 00:00

W ostatnich tygodniach sprawowania urzędu prezydenta RP Aleksander Kwaśniewski może zdeprecjonować swój dziesięcioletni dorobek — łącznie z wprowadzeniem Polski do NATO i Unii Europejskiej. Podejmując inicjatywę ułaskawienia wiceministra Zbigniewa Sobotki (a przy okazji także Ryszarda Kalisza, o czym przypomina nasz wektor), łamie prawne kanony, albowiem akt ułaskawienia opiera się przecież na uznaniu winy. Tymczasem popierający prezydenta politycy SLD wczoraj publicznie krytykowali same orzeczenia sądów!

Na naszych łamach zasadne jest uwypuklenie biznesowego wątku całej sprawy. Aleksander Kwaśniewski zachowuje się przecież jak wiarygodny, przewidywalny, lojalny... kredytobiorca. W roku 2000 jego komitet wyborczy wydał na reelekcję dokładnie 11 999 604 zł, przy limicie 12 mln zł. Podstawą całego tego budżetu była jedna ogromna wpłata — 7,1 mln zł z funduszu wyborczego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dzisiaj jest już jasne, że nie była to żadna darowizna, lecz kredyt, systematycznie spłacany przez prezydenta jego decyzjami. Największą ratą było oczywiście utrzymanie SLD przez cały rok u władzy, bo gdyby nie interwencjonizm Aleksandra Kwaśniewskiego na politycznym rynku — wybory parlamentarne odbyłyby się już w roku 2004. Do spłacenia kredytu pozostały jeszcze resztówki, z których jedną jest właśnie łaskawość wobec zasłużonych dla SLD polityków.

Polityczno-prawna rozgrywka o ułaskawienie będzie trwała być może aż do piątku 23 grudnia, kiedy to na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego (przypuszczalnie zaraz po godzinie 10, jako że o 12 odprawiona zostanie msza w katedrze) Lech Kaczyński złoży przysięgę prezydencką — i w tejże sekundzie głową państwa przestanie być Aleksander Kwaśniewski. Można postawić każde pieniądze, że minister Zbigniew Ziobro będzie czytał akta Sobotki długo (sama część jawna obejmuje 17 tomów), ale bez przesady — prześle je wraz ze swoją opinią do Kancelarii Prezydenta RP powiedzmy, powiedzmy... 23 grudnia zaraz po dziękczynnej mszy.

Prawdziwym dramatem naszego państwa byłoby podpisanie przez odchodzącego prezydenta postanowienia o ułaskawieniu partyjnych przyjaciół bez dokumentów otrzymanych od ministra sprawiedliwości. Za taki podpis Aleksander Kwaśniewski mógłby doczekać się postawienia przed Trybunałem Stanu!