
W magazynach Łódzkiego Centrum Filmowego można znaleźć oryginalne stroje z wielu klasycznych obrazów polskiego kina, m.in. „Krzyżaków”, „Potopu”, „Ziemi obiecanej”, a także wykorzystane we współczesnych produkcjach, np. oscarowej „Idzie” czy w serialach „Czas honoru” i „Bodo”. Nie zawsze wiadomo, z jakiego filmu pochodzi konkretny kostium. Wraz z transformacją dla Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi nadeszły ciężkie czasy – funkcjonowała do 1993 r. Wtedy zmieniono ją na Łódzkie Centrum Filmowe, a w 1998 r. do nazwy dodano człon: w likwidacji. Od 2010 r. ŁCF działa w formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Oficjalnie wytwórnia przestała istnieć w 2005 r. – a wraz z nią spisy kostiumów.
Skarby i straty

– Nie mamy pierwotnych dokumentów inwentaryzacyjnych. Aby zidentyfikować, z jakiego filmu pochodzi dany kostium i kto go nosił, trzeba by oglądać filmy poklatkowo i identyfikować poszczególne stroje, a to praca dla muzealników. Kostiumy były używane w kolejnych produkcjach, wiele z nich zostało przerobionych, m.in. aksamitna suknia, w której Bożena Dykiel grała w „Ziemi obiecanej” – mówi Anna Moska, prezes Łódzkiego Centrum Filmowego.
Wytwórnia była wielkim przedsiębiorstwem państwowym, które w swoich złotych latach nie musiało liczyć się z kosztami. Używano materiałów znakomitej jakości, koronek, prawdziwych futer. Magazyn kostiumów to ziszczenie snów dziewczynek o byciu księżniczką.
– Oj, zmęczyłaby się taka marzycielka, zakładając oryginalną, ciężką suknię. To dużo ważące aksamity, ozdoby z kamieni, wszystko wykonane z dużą pieczołowitością. Szacowaliśmy, że koszt uszycia sukni renesansowej z takich materiałów dziś sięgałby 8 tys. zł – wskazuje Anna Moska.
Najbardziej trzeba dbać o oryginalne ubrania z poprzednich dekad – są uważane za prawdziwe skarby, będące także wzorami do tworzenia nowych kostiumów. Czasem udaje się takie pozyskać.
– Zwrócił się do nas pan, który likwidował mieszkanie po zmarłej ciotce. Ta pani niczego nie wyrzucała. Otrzymaliśmy prawdziwe skarby – ubrania nawet z lat czterdziestych, poskładane, niektóre w oryginalnych opakowaniach, np. bielizna i pończochy. Dziś nie do zdobycia – wspomina dyrektor ŁCF.
Wiele osób wyobraża sobie, że na plan trafiają rzeczy w stanie idealnym, tymczasem wartość scenograficzną i kostiumograficzną mają przedmioty używane, po których to widać.
– Mamy około tysiąca krawatów, podobną liczbę damskich torebek, mniej więcej dwa tysiące par butów, biżuterię, kapelusze – wszystko do dyspozycji kostiumografów i scenografów. Mamy też największy w Polsce magazyn broni palnej, będącej pod opieką naszych pirotechników. Mamy dużo kostiumów o wartości historycznej, jednak pamiętajmy, że nie jesteśmy muzeum. ŁCF jest spółką prawa handlowego, nasze środki inscenizacyjne muszą na siebie zarobić – podkreśla Anna Moska.
Popiersia poszły pierwsze

Oprócz producentów filmowych ważnymi klientami ŁCF są producenci reklam, agencje eventowe, rekonstruktorzy organizujący inscenizacje historyczne, muzea i fotografowie poszukujący kostiumów na potrzeby stylizowanych sesji. Także klienci indywidualni wypożyczają kostiumy filmowe na bale i przyjęcia. Płaci się osobno za wypożyczenie każdego elementu kostiumu i rekwizytu, dlatego cena za kompletny kostium zależy od części składowych. W wypadku klienta indywidualnego średnia cena wypożyczenia kompletnego kostiumu z nakryciem głowy, butami, torebką, biżuterią na siedem dni to około 150 zł. Bywają i takie, za które trzeba zapłacić kilkaset złotych (np. zbroje).
Zasoby magazynowe są podzielone na kolekcje, to m.in. kolekcja flag, ewolucji biura, oświetlenia, zegarów, sprzętów codziennego użytku, szyldów, przedmiotów z czasów szkolnych, dawnych zabawek. Wśród rekwizytów są też… zwłoki. Silikonowe manekiny pochodzące prawdopodobnie z planu „Listy Schindlera”.
– To rekwizyty bardzo często wykorzystywane, trzeba pamiętać, że podczas transportu muszą być bezpiecznie pakowane. Dlatego nasza księgowa musi się wykazywać dużą odpornością psychiczną, przyjmując faktury za worki na zwłoki – żartuje prezes ŁCF.
W minionym roku bardzo dobrze wypożyczały się rekwizyty ludowe pozwalające na wyposażenie wnętrza chaty wiejskiej, rekwizyty z lat 60. i 70. – od łyżek przez kilimy na ścianę po odbiorniki telewizyjne. W tym wypadku problemem dla scenografów bywa to, że widzowie doskonale pamiętają czasy PRL i potrafią wytknąć nieścisłości, np. pokazanie na ekranie kubka, który można było kupić w roku 1970, ale nie w 1965.
Zbędne rekwizyty i kostiumy bywają sprzedawane, w firmie działa antykwariat. Ponieważ słabo wypożyczają się obrazy i plakaty (teraz technologia pozwala na błyskawiczny wydruk), a także rzeźby, wiele z nich zostało wystawionych na sprzedaż. Ku zdumieniu pracowników błyskawicznie sprzedały się pokaźne popiersia Hitlera i Stalina.
– Prawdopodobnie jako żartobliwe prezenty, bo trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś chciałby taki artefakt postawić na swoim kominku… – zastanawia się Anna Moska.
Produkcja w pandemii

Gorzej wypożyczają się oryginalne kostiumy z lat 40. i 50., m.in. dlatego że aktorzy wtedy byli drobniejsi. Ówczesny mundur nadaje się dziś na nastolatka, a nie dorosłego mężczyznę. Podobnie jest z przepięknymi kostiumami z „Królowej Bony”, w które aktorzy współcześni się nie mieszczą. Część mundurów z trzeba szyć na nowo również z tego powodu, że przygotowywane do filmów czarno-białych nie były wierne oryginalnej kolorystyce. Natomiast ubrania szyte w stylu okresu międzywojennego i czasu drugiej wojny światowej są wypożyczane nawet kilkanaście razy w roku.
– Może nie wyglądają imponująco, bo mówimy o tzw. ulicy, czyli drugim i trzecim planie, ale filmów historycznych dotykających tamtego okresu tworzy się dużo – twierdzi prezes ŁCF.
Peruki, kapelusze, buty – to wszystko wymaga konserwacji i napraw, a coraz trudniej o rzemieślników, którzy potrafią sobie z tym poradzić. Dużo zależy od umiejętności i kreatywności pracowników, którzy starają się uporać z tymi problemami.
– Miniony rok mimo długotrwałego zamknięcia instytucji kultury nie skończył się dla nas najgorzej, choć wielu wydarzeń będących źródłem zarobku nie zorganizowano. Nie było zatem wypożyczeń na rekonstrukcje z okazji 11 listopada, na sylwestra czy z okazji święta Trzech Króli, gdy kostiumy wypożyczały kościoły i parafie. Nie liczymy też na tegoroczny karnawał ani indywidualne wypożyczenia kostiumów na bale. Latem było jednak dużo produkcji, które skończyły się dopiero w październiku i listopadzie. Przed nami trudny początek roku. Ale liczymy, że ten paskudny czas się zakończy i będziemy mogli pracować, a ludzie się bawić – podsumowuje Anna Moska.












