Gabinet Romana Tulwina w jego rodzinnym domu pod Warszawą nie robiłby tak wielkiego wrażenia, gdyby nie jeden szczegół. A właściwie 82 szczegóły — bo aż tyle naparstków zgromadził na swoim biurku prezes firmy projektującej i szyjącej odzież dla mężczyzn sygnowaną logo Recman.
— Każdy naparstek przypomina mi o miejscu, które odwiedziłem podczas podróży służbowej lub wraz z rodziną. Wiążą się z tym bardzo różne wspomnienia. Zdarza się, że podczas przerwy w pracy spoglądam na te miniaturowe dzieła sztuki i przenoszę się w miejsca, z których je przywiozłem, albo myślę o osobach, które mi je podarowały. To idealny sposób na oderwanie się od rzeczywistości — tłumaczy Roman Tulwin.
Pomysł z przypadku
Już imponująca liczba naparstków sprawia, że kolekcja jest unikatową dekoracją biura. Zgromadzenie jej zajęło kilka lat. Pierwszy naparstek, który zapoczątkował zbiory, biznesmen dostał w prezencie od żony.
— Był to bardzo stary naparstek. Jego historia sięga lat 80., gdy wspólnie z żoną zakładaliśmy mały zakład specjalizujący się w szyciu odzieży męskiej. Choć prezent był wyjątkowo miły, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś stanę się kolekcjonerem naparstków — wspomina Roman Tulwin. Upominek stanął na jego biurku i przez pewien czas nie miał towarzystwa. Prawdopodobnie tak by pozostało do dziś, gdyby nie przypadek. Podczas podróży służbowej Roman Tulwin odwiedził mały sklepik z pamiątkami, by wybrać prezenty dla bliskich.
— Moją uwagę przyciągnęły naparstki. Większość z metalu, porcelany i plastiku, jednak były tam również bardziej wyszukane — zrobione ze skóry, drewna, a nawet ze szkła. Skojarzenia związane z krawiectwem i początkiem naszej działalności, a jednocześnie różnorodność naparstków, z którymi się tam zetknąłem, i wspomnienie o tym, który już miałem w domu, utwierdziły mnie w przekonaniu, że naparstki będą świetną pamiątką z miejsc, które odwiedzam — opowiada Roman Tulwin.
Tamta podróż była pierwszą, z której wrócił z naparstkiem. Po paru latach jego kolekcja powiększyła się o kolejnych 80 miniaturowych eksponatów rozmaitych kształtów i z różnych materiałów. Wiele odznacza się oryginalną grafiką, przedstawiającą np. paryską Wieżę Eiffla, hiszpańską corridę czy mosty Luksemburga.
— Większość naparstków w mojej kolekcji jest wykonana z metalu, porcelany i plastiku. Czasami wytwarza się je również ze skóry, drewna lub ze szkła, a dawniej część robiono z kości i rogów. Zdarzają się również naparstki ze złota lub srebra — mówi Roman Tulwin. Kolekcja budzi podziw, bo prezes Recmana stara się przywozić naparstki ze wszystkich miast, które odwiedza. Zbiorów nie zawdzięcza jednak wyłącznie sobie.
— Również moi najbliżsi wracają z oryginalnymi naparstkami praktycznie z każdej podróży, zwłaszcza z miejsc, w których ja nie byłem. To szczególnie miłe, gdy ktoś pamięta o mnie i o mojej pasji… Wyjątkowo nietuzinkowy prezent dostałem od syna z okazji ostatnich Świąt Bożego Narodzenia. Naparstek pochodzi z Florencji, a zdobi go słoń w czapce świętego Mikołaja. Mam nadzieję, ze będzie dobrą wróżbą na 2013 rok — dodaje Roman Tulwin.
Kolekcjoner profesjonalista
Naparstki, które prezes Recmana dostaje od najbliższych, są dla niego szczególnie cenne. Zdecydowaną większość kolekcji stanowią jednak egzemplarze, które sam wybrał i kupił.
— Zarządzanie firmą odzieżową wymaga spędzania w podróży wielu tygodni w roku. Spotykając się z dostawcami i partnerami biznesowymi, pozyskując klientów i uczestnicząc w targach mody, odwiedzam miasta na całym świecie — mówi Roman Tulwin. Szukając nowych eksponatów, nie ogranicza się do sklepów z pamiątkami, bo choć tam najłatwiej znaleźć te małe cuda, nie brakuje ich również w sklepach z porcelaną.
— Porcelanowe naparstki nie są funkcjonalne, ale malunki na nich przykuwają uwagę. Piękne rośliny, charakterystyczne postacie, zwierzęta to symbole, które łatwo skojarzyć z konkretnym miejscem i które nie pozwalają o nim zapomnieć. Na „rodzynki” z kości czy rogów można natomiast trafić na ulicznych bazarach, szczególnie w mniejszych europejskich miastach — wyjaśnia Roman Tulwin.
Nie zdradza, ile kosztuje nietuzinkowy okaz do kolekcji, ale dodaje, że ceny naparstków wahają się od kilku do kilkuset złotych za sztukę.
Innowacyjna ekspozycja
Naparstki przypominają mu o tym, co najcenniejsze w krawiectwie. — Przy tworzeniu nowoczesnych kolekcji liczą się precyzja i perfekcja wykonania każdego detalu. To dlatego szczególnie cenne są dla mnie te naparstki, na których grafikę namalowano ręcznie — przyznaje Roman Tulwin. Choć przy wyborze ocenia głównie estetykę produktów, wie również sporo o ich użyteczności.
— Podczas targów tekstylnych w Paryżu odwiedziłem stary zakład krawiecki pod miastem. Ludzie, którzy go prowadzili, także mieli kolekcję naparstków, a żona właściciela przedsiębiorstwa — Niemka z pochodzenia — znała funkcję każdego z nich. To ona uświadomiła mi, jak ważne jest odpowiednie dopasowanie naparstka dla efektywności pracy szwaczy — tłumaczy Roman Tulwin.
Choć niewielkich rozmiarów, naparstki zaczynają wprowadzać chaos na biurku prezesa. Roman Tulwin nie zamierza jednak rezygnować ze swej pasji. Zapewnia, że przyjemność daje mu nie tylko spoglądanie na kolekcję i oddawanie się wspomnieniom, ale również poszukiwanie ciekawych eksponatów.
— Chcę sobie sprawić specjalny mebel na naparstki. Nie szufladę, kuferek czy skrzynkę, ale raczej półkę, na której będę mógł lepiej wyeksponować swoją „drogocenną” kolekcję — planuje Roman Tulwin.