Rewia to szyk, elegancja i piękno. To najtrudniejszy gatunek sztuki – uważa Małgorzata Potocka, tancerka, choreografka, reżyserka i właścicielka Teatru Sabat. To trzy w jednym – trzeba tańczyć, poruszać się po scenie i robić to perfekcyjnie. Do tego pięknie mówić i śpiewać.
– Rewia ma swoje kostiumy, swoje kanony i musi być profesjonalna, a np. burleska nie musi. To bardzo trudna sztuka. Scena jest bardzo wybredna, wymagająca, odsłania niedoskonałości. Jedni czują się świetnie, gdy grają, śpiewają, tańczą i porywają publiczność. Inni próbują, lecz daleko im do tego, by mogli występować w profesjonalnym teatrze. Ale ja mam same gwiazdy – podkreśla artystka.
Strusie pióra i nauka
Garderobę Małgorzaty Potockiej wypełniają strusie pióra, zwiewne boa, kolorowe ozdoby sceniczne. Pokazuje też magazyn strojów z sukniami, woalami, pelerynkami, tiulami, jedwabiami i błyszczącymi dodatkami. Zakupem piór – symbolu rewii – zajmuje się garderobiana mająca wypracowane kontakty z dostawcami.
– Pióra są niezbędne. Jak rewia, to muszą być pióra – śmieje się Małgorzata Potocka.
Nie myśli o założeniu szkoły profesjonalistów rewiowych, bo… bardzo lubi żyć.
– Projektuję kostiumy, wymyślam i pilnuję realizacji spektakli – wystarczy mi to absolutnie. Każdy artysta przechodzi przez moje ręce, czyli tak czy inaczej przechodzi szkołę. Później się okazuje, że teatry francuskie czy angielskie zatrudniają artystów, którzy byli moimi uczniami. Zatem to się dzieje cały czas, szkoły zakładać nie potrzeba. Każdy, kogo angażuję, uczy się tańczyć, nosić kostiumy, kontaktu z publicznością. I znajduje tu swój styl, bo często bywa, że ktoś jest utalentowany, ale jeszcze nie wie, co wychodzi mu najlepiej. W związku z tym trzeba znaleźć drogę dla każdego artysty i dać mu się rozwijać w najlepszy dla niego sposób – mówi właścicielka Teatru Sabat.
Jaki to biznes ten teatr rewiowy?
– Teatr to wielkie przedsięwzięcie, to organizacja widowni, spektakle, artyści rewiowi, wspaniały balet i do tego restauracja. To miejsce stworzyłam 25 lat temu, kiedy wygrałam przetarg na dzierżawę budynku po Teatrze Kameralnym. Żyję pełnią życia, jak lubię, bez obciążeń, hipotek. Poświęciłam się swojej sztuce, wymarzonemu teatrowi. Myślę, że będę go prowadziła, dopóki będę żyła – przyznaje Małgorzata Potocka.
Teatr Sabat powstał w dawnej kamienicy hrabiego Branickiego z 1901 r. Po wojnie w odbudowanej kamienicy przy ul. Foksal 16 działał Teatr Kameralny i dwie restauracje, w tym słynna ze swojej klienteli Kameralna. Wnętrze dla Teatru Sabat zaprojektowali Marek Lewandowski i Marcin Stajewski.
Od 2003 r. działa Fundacja Teatr Sabat, której celem jest m.in. wspieranie młodych talentów estradowych oraz promocja sztuki rewiowej, wokalnej i choreograficznej. Teatr otrzymał nagrodę Warsaw Destination Alliance za promocję Warszawy w świecie.
Najpierw był Klub Tango
Jej pierwszym podejściem do rewii był klub i dyskoteka w Alejach Jerozolimskich.
– Tango założyliśmy wspólnie z nieżyjącym już Tomkiem Wojtalem. Bardzo chciał mieć dyskotekę. Spotkaliśmy się pod tym lokalem każde ze swoim planem. Połączyliśmy siły i bardzo pięknie pracowaliśmy. On miał dyskotekę, ja rewię. To trwało parę lat. Kiedy w 2000 r. Tomek zginął w wypadku samochodowym, nie chciałam tam zostać. Miał wspólników, którzy troszkę inaczej myśleli niż ja. Zaczęłam szukać innego miejsca i znalazłam budynek na Foksal. To była kompletna ruina, woda stała po kolana, ale weszłam i pomyślałam, że to będzie moje miejsce. Bywałam w dawnym Teatrze Kameralnym, bo przyjaźniłam się z Kaliną Jędrusik, która w nim występowała, i pamiętałam atmosferę z tego okresu – wspomina Małgorzata Potocka.
Budynek był kompletnie zrujnowany i mieli go rozebrać. Gdy przekazała konserwatorowi zabytków, że będzie remontowała i zrobi wszystko co trzeba, zgodził się.
– Pieniądze na remont miałam z kredytu. Kiedy tańczyłam w różnych miejscach świata z Sabatem, zarabiałam pieniądze i nie wydawałam ich – na Żoliborzu zbudowałam dom z salą baletową i wszystkim, co było mi potrzebne, i pod ten dom mogłam brać kredyty. To było ogromne przedsięwzięcie, ale mój dom zarobił na wszystko. Już go nie mam, niestety, bo sprzedałam, żeby do końca ten projekt zrealizować. W ogóle teatr jest ryzykownym biznesem – wspomina artystka.
Zajmuje się teatrem pod względem artystycznym i menedżerskim, ale są też menedżerowie od poszczególnych zadań. Za całokształt pracy teatru, finanse, umowy, kadry, eventy odpowiada Beata Trochimiuk, dyrektor generalna, za sprawy marketingowe i PR Jakub Mielcarz, dyrektor marketingu. Jest też szefowa baletu Weronika Bekta.
– Repertuar wybieram z kierownikiem muzycznym i układamy go pod wokalistów, ich umiejętności – mówi Małgorzata Potocka.
Przygotowanie nowego spektaklu trwa średnio pół roku.
– Twórcą spektaklu jestem ja. Efekty ustalam z kierownikiem świateł. Muzyka to standardy, wybieram je i płacę ZAiKS-owi. Kiedy żył Tadeusz Ross, pisał teksty – mówi właścicielka teatru.
Spektakle są średnio cztery w tygodniu. Mają temat przewodni, np. przeboje amerykańskie i polskie albo lata 20, lata 30, przeboje filmowe. Ostatni spektakl „25 lat minęło”, czyli przeboje z tego okresu, jest związany z jubileuszem teatru.
– Tu się śpiewa i tańczy na dany temat. Przepiękne kostiumy, co trzy minuty inny. To prawda, że na jeden spektakl trzeba ich 200, bo jeśli mam na scenie co najmniej 10 osób i 20 wejść, to już jest 200 kostiumów – mówi Małgorzata Potocka.
Sama je projektuje i ma sprawdzone krawcowe potrafiące szyć kostiumy z piórami.
– Jedna z pań była moją garderobianą, w końcu zajęła się kostiumami. Garderobiana, która mnie ubiera, też szyje, więc to nie jest duży zespół. Moje krawcowe nauczyły się szyć kostiumy, które nie kosztują 50 tys. zł, ale tak wyglądają. Tiule, cekiny, brylanty – wszystko co błyszczy. To nie jest teatr na duży zespół i wysokie koszty. To teatr, który ma się utrzymać – przyznaje właścicielka Teatru Sabat.
Jaką szefową jest Małgorzata Potocka?
– Jestem bardzo wymagająca. Jestem bardzo krytyczna. Siedzę za kulisami i wszystko oglądam. Nic nie może być źle zaśpiewane czy zrobione. Spektakl jest przygotowany perfekcyjnie i tak też musi przebiegać. Jestem ostrym graczem, jeśli coś jest nie tak, reaguję. Tutaj też nikt nie przychodzi dla pieniędzy, bo wszyscy lubią to, co robią. Poza tym nie mamy dużych dochodów, bo to teatr prywatny. Pieniądze są takie, na jakie pozwala ta sala. Jest budżet i maksymalnie 170 osób w teatrze – mówi artystka.
Incydent, który sprawił…
Przed założeniem teatru jeździła po świecie. Występowała ze stworzoną przez siebie grupą baletową Sabat.
– Ciągle byłyśmy w ruchu – a to rejs, a to występy w telewizji, a to jakaś impreza… Aż w 1985 r. wsiadłyśmy na statek wycieczkowy „Achille Lauro”. Wypływał z Genui i zawijał do 11 portów w basenie Morza Śródziemnego. To były fantastyczne wycieczki. Występowałyśmy 11 wieczorów, każdego tańczyłyśmy co innego. W jednym z portów na pokład wsiedli terroryści. Nikt się nie zorientował, bo tak naprawdę nikt nie sprawdzał dokumentów. Na statek łatwo było wejść, bo pokazywało się tylko bilet – wspomina Małgorzata Potocka.
I wtedy to się stało.
– W pewnym momencie kapitan mówi przez megafon: „Kochani, musicie wszyscy zejść do jednego miejsca, statek został uprowadzony”. Zostaliśmy zatrzymani w jadalni. Na pokładzie było około 1400 osób. Trzy doby leżeliśmy na podłodze. Samoloty nad nami i okręty podwodne wokół nas. Terroryści zabili pierwszą osobę, amerykańskiego przedsiębiorcę Leona Klinghoffera, i zrobili nam pokazówkę. Zakrwawionego chłopaka, który musiał ofiarę wyrzucić za burtę, znanego nam fryzjera, zmusili do przyjścia do nas, żebyśmy zobaczyli tę krew. To byli Palestyńczycy z OWP. Było ich pięciu – czterech plus dowódca. W pewnym momencie na pokładzie przysiadła mewa. Ich dowódca upadł na kolana i zaczął się modlić. Nawigator przybiegł do kapitana i powiedział: „Zobacz, co się dzieje, on się modli. Mewa usiadła”. Kapitan uznał, że to dobry moment na negocjacje. Poszedł do dowódcy terrorystów i mówi: „Słuchaj, masz znak od Allaha. Może byś się zastanowił i nas uwolnił”. W religii muzułmańskiej ptak jest uosobieniem boga. To symbol. Dowódca zareagował. Nigdy tego nie zapomnę – opowiada Małgorzata Potocka.
Po tym incydencie wiedziała, że więcej nie będzie jeździć po świecie.
– Zobaczyłam terror na własne oczy i powiedziałam: dość tego jeżdżenia. Uznałam, że muszę stworzyć teatr rewiowy w Polsce – wspomina artystka.
Praca i kariera
Tańczy od czwartego roku życia.
– Tańczyłam już w przedszkolu, później poszłam do szkoły baletowej. Potem przez siedem lat pracowałam jako tancerka klasyczna w Teatrze Wielkim, a później stworzyłam swój zespół. Sabat był bardzo nowoczesny. W każdą sobotę tańczyłyśmy w telewizji, w Studiu 2 Mariusza Waltera. On nas odkrył i uwielbiał. Później przyszły pierwsze kontrakty zagraniczne. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zostać na Broadwayu. Kiedy Tadeusz Ross, mój ówczesny mąż, zabrał mnie na tournée dla polonusów, pobiegłam na casting na Broadwayu i za chwilę byłam tancerką broadwayowską. Potańczyłam tam trochę, ale wróciłam do kraju. Jestem Polką i daje mi satysfakcję, że osiągnęłam sukces w moim kraju. Jestem uznawana, dostałam Złoty Krzyż Zasługi, a przedtem złotą Glorię Artis. Nigdzie na świecie nie byłabym tak zauważona – mówi Małgorzata Potocka.
Wojowniczka
Ćwierć wieku utrzymać teatr, w tym podczas pandemii, to trudne zadanie. I bardzo duża satysfakcja, że widownia jest pełna, choć nie zawsze tak było.
– W pewnym momencie stwierdziłam, że wezmę wspólnika. Że będzie mi łatwiej, że nie będę miała stresu. Okazało, że wspólnik chce zrobić kasyno – pieniądze zarobił na jednorękich bandytach. Wtedy straciłam dom – musiałam go sprzedać, żeby spłacić wspólnika. Dzisiaj mam równie fajny dom, lecz już poza Warszawą – mówi artystka.
Jest perfekcjonistką. Gdyby otworzyła drugi teatr gdzieś w Polsce, musiałaby tam wszystko robić sama.
– Nie mogłabym go oddać komuś do prowadzenia i nie być na miejscu każdego dnia. Poza tym ten teatr musiałby być taki jak ten, który prowadzę – z restauracją. To jedyny teatr z taką atmosferą. Nie, ja po prostu za bardzo sobie cenię życie, żeby mieć kilka placówek i żadnej nie dopilnować tak jak trzeba. Chcę robić wszystko perfekcyjnie i robię, bo to kocham – podsumowuje Małgorzata Potocka.