Dla gawiedzi stolice Unii otworzyły muzea, kluby i zorganizowały imprezy plenerowe. Dla oficjeli rozłożono czerwone dywany, zagrano koncert w operze i zaproszono ich pod Bramę Brandenburską w Berlinie. W świetle jupiterów Angela Merkel, czyli gospodyni europejskiego bankietu.
Dla polityków i entuzjastów europejskiego projektu 50-lecie podpisania traktatów rzymskich, które powołały do życia Wspólnotę Europejską, było doskonałą okazją do fetowania. Osią paneuropejskich uroczystości stał się Berlin, do którego zjechali wszyscy szefowie państw i rządów Unii. Aż trudno sobie wyobrazić, by organizacja przypadła w udziale na przykład Finlandii czy choćby Francji.
Pani kanclerz z wyprzedzeniem zadbała o oprawę uroczystości, oferując biesiadnikom polityczne specialite de la maison w postaci deklaracji, dla potomnych nazwaną deklaracją berlińską. Główna teza dokumentu uświadamia wszystkim, na czym polega szczęście. Kluczowy fragment manifestu brzmi: „My, ludy Europy, jesteśmy świadomi, że Europa jest naszym szczęściem”.
Za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał politycznych sporów i targów, jakie towarzyszyły powstawaniu dokumentu skierowanego do obywateli Unii. Dlatego, jak przystało na demokratyczne zasady panujące w Europie, zaszczytu podpisania deklaracji w budynku Arsenału dostąpili wybrani. Wśród rzeźb, notabene umierających wojowników, dokument parafowała współczesna wielka trójka: kanclerz Angela Merkel, Hans Gert Pöttering, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, i Jose Manuel Barroso, szef Komisji Europejskiej.
Po berlińskiej pompie stare problemy Europy nie znikną. Ani sztuczne ognie, ani uśmiechy do obiektywu nie rozwiążą kwestii bezpieczeństwa energetycznego, przyspieszenia gospodarczego, powołania wspólnej armii czy ustalenia wspólnych wartości i własnej tożsamości.
Deklaracja berlińska może stać się jednak tylko wstępem, lekką przekąską, jaką Frau Merkel podała Europie przed daniem głównym, czyli konstytucją. Gdyby tak się stało, a po obiedzie podano by deser, pani kanclerz okazałaby się wytrawną gospodynią. Pytanie tylko, czy menu przypadnie do gustu wszystkim biesiadnikom?
Mira
Wszelaka