MEBLE ZYSKAJĄ ZIMĄ
Niemieckie firmy, chcąc obniżyć koszty, przenoszą zakłady produkcyjne do Polski
PRAWIE JAK ROK TEMU: Półroczne wyniki Forte, kierowanej przez Macieja Formanowicza, są tylko nieznacznie gorsze od analogicznych w ubiegłym roku. Być może to znak powracającej koniunktury. fot. ARC
W branży meblowej w wakacje panuje zastój sprzedaży. Jednak już w sierpniu powinna ona wzrosnąć, a w ostatnim kwartale roku zapotrzebowanie na meble osiągnie kulminację. U progu sezonu producenci zastanawiają się, czy sprawdzi się zapowiadana przez analityków prognoza przezwyciężenia spadkowych tendencji na tym rynku.
Polska jest jednym z trzech największych europejskich producentów mebli. Sprzedaż krajowych firm przynosi około 5 proc. łącznych przychodów z eksportu. Około 85 proc. produkcji tego sektora trafia za granicę. Największym rynkiem zbytu są Niemcy. Konieczność położenia nacisku na zwiększenie eksportu wynikała z tego, że krajowy rynek nadal nie jest w stanie wchłonąć takiej ilości mebli, jaka jest u nas wytwarzana. O wysokim eksporcie przesądziło wydatnie także zaangażowanie się w polski przemysł meblowy kapitału zagranicznego, najczęściej dużych fabryk meblowych, takich jak: Schieder, Klose, Steinhoff i Schooner Capital czy IKEA. Wszystkie te firmy mają sieci zbytu w większości krajów Europy Zachodniej, USA i Kanadzie.
Na niemieckim celowniku
Przedsiębiorstwa niemieckie przenoszą nawet produkcję ze swoich zakładów do Polski, a ostatnim przykładem jest zapowiedź złożona przez fabrykę Klose.
— Produkcję z likwidowanego zakładu w Sogel przeniesiemy do trzech naszych zakładów w Polsce, żeby obniżyć koszty oraz wykorzystać w pełni ich moce — zapowiada Peter Wollschlaeger, prezes Grupy Klose w Polsce.
Klose przejęło zakłady w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych, podobnie jak kilku innych niemieckich inwestorów strategicznych. Obecnie udział tych firm w łącznej produkcji sektora meblowego szacuje się na około 25 proc. Inwestorzy ci przyjęli strategię zaopatrywania największych niemieckich dystrybutorów, którzy zwykle promują i sprzedają produkty pod swoimi własnymi markami, nie przejawiając wszakże aktywności na polskim rynku. Struktura dystrybucji u nas jest natomiast trochę inna: z kilkoma nielicznymi wyjątkami sprzedaż odbywa się poprzez niezależne sklepy meblowe lub niewielkie sieci pozyskujące towar samodzielnie.
Zresztą rynek zagraniczny jest najlepszy dla branży. W Polsce wydatki na meble w stosunku do łącznych przychodów gospodarstw domowych wynoszą mniej niż 1 proc., czyli czterokrotnie mniej niż w Europie Zachodniej.
Kryzys przezwyciężony
Obecnie nasz rynek chłonie zwłaszcza meble biurowe i zestawy kuchenne. Polacy chętniej kupują meble okleinowane niż z drewna litego, co podyktowane jest różnicami cenowymi.
— W najbliższej perspektywie branży dobrze rokuje konieczność wymiany w polskich mieszkaniach mebli — uważa Piotr Witkowski, członek zarządu Grupy Handlowej Quercus.
W polskich domach bowiem nadal najwięcej jest mebli z lat 70. i początku lat 80., czyli odrobinę już przestarzałych. Nie wiadomo, czy sprawdzą się te oczekiwania. Wiadomo jednak, że należy raczej porzucić nadzieję na wzrost sprzedaży mebli w kontekście zapowiadanego boomu mieszkaniowego, co prognozowano na 2000 rok. Budownictwo w Polsce wykazuje bowiem nadal tendencje spadkowe.
— U progu sezonu meblowego można pokusić się jednak o stwierdzenie, że rynek najgorsze ma już za sobą, ale jak będzie naprawdę, pokażą najbliższe miesiące — mówi Piotr Witkowski.
Cezary Pytlos