Merz da impuls giełdowym misiom

Stanisław BorawskiStanisław Borawski
opublikowano: 2025-02-24 17:08

Brak większości konstytucyjnej ograniczy możliwość przeprowadzenia radykalnych reform gospodarczych, ale jest miejsce na zmianę, która miałaby giełdowych beneficjentów.

Przeczytaj i dowiedz się:

  • jak eksperci oceniają powyborczy poniedziałek na rynkach finansowych,
  • dlaczego mniejsze spółki drożały mocniej niż duże,
  • w jakich sprawach zwycięzca wyborów w Niemczech może znaleźć wspólny język z lewicą, a nawet z prawicą.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Chrześcijańska demokracja (CDU/CSU) ma szansę wrócić do władzy w Niemczech po trzyletniej przerwie, a rynki odetchnęły z ulgą na wieść, że prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) najprawdopodobniej nie wejdzie do rządu. Początkowo DAX, główny indeks giełdy we Frankfurcie, rósł na sesji w poniedziałek o 1 proc., ale im bliżej było końca sesji, tym zyski malały. Mocniej rosły małe i średnie spółki - w najlepszym momencie nawet o około 2 proc. Do dolara zyskało też euro, choć także tutaj im było później, tym zwyżka stawała się skromniejsza. Może dlatego, że chociaż CDU/CSU ma szansę utworzyć dwupartyjną koalicję z SPD, czyli partią, która do tej pory była liderem koalicji rządzącej, to aby przeprowadzić reformy potrzebne do wyciągnięcia niemieckiej gospodarki z dołka konieczna będzie większość konstytucyjna, podkreśla Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI, towarzystwie zarządzającym aktywami o wartości 8,8 mld zł.

- Wyniki wyborów nie dają wystarczająco mocnego mandatu do wprowadzenia radykalne zmiany. Nie spodziewałbym się więc rewolucji jeśli chodzi o reformy strukturalne, które miałaby pobudzić niemiecka gospodarkę. Co prawda CDU/CSU i SPD będą w stanie utworzyć samodzielną koalicję, ale zmiany będą raczej stopniowe – AfD wraz ze skrajną lewicą mają wystarczającą liczbę mandatów, żeby blokować reformy, które im nie pasują, a istotne zmiany muszą się zacząć od wprowadzenia poprawek do konstytucji – mówi Jarosław Niedzielewski.

Trzeba się dogadać

Ekspert nie przekreśla jednak szansa na reformę tzw. hamulca zadłużenia, który został wprowadzony w 2009 r. w odpowiedzi na wielki kryzys finansowy.

- Myślę, że partie lewicowe, jak Zieloni czy Die Linke, byłyby otwarte na rozmowy. Warto podkreślić, że rząd i tak nie przestrzega tego limitu – od czasów pandemii niemiecki deficyt budżetowy jest wyższy niż dopuszcza prawo. Jest zatem przestrzeń, żeby wspomagać gospodarkę omijając restrykcje, a w niektórych kwestiach dogadać się nawet z AfD – pod koniec stycznia Friedrich Merz [kandydat CSU na kanclerza - red.] przepchnął przez Bundestag obostrzenie prawa migracyjnego ku wielkiej radości partii ekstremalnej prawicy – przypomina Jarosław Niedzielewski.

Zgodnie z prognozą niemieckiego Ministerstwa Finansów rządowy deficyt budżetowy wyniesie około 2,5 proc. PKB za 2024 r. Na papierze deficyt nie może wynieść więcej niż 0,35 proc. PKB – poziom bardzo restrykcyjny zważywszy na to, że Unia Europejska pozwala na deficyt nie większy niż 3 proc. Za podniesieniem limitu opowiedział się już niemiecki bank centralny, natomiast dr. hab. Sebastian Płóciennik sugeruje, że rząd powinien rozważyć utworzenie specjalnego funduszu pozabudżetowego, tak jak fundusz na Bundeswehrę w 2022 r. (fundusz w celu wzmocnienia zdolności obronnych), na który przeznaczono 100 mld EUR.

Wyższy limit, wyższe zyski średniaków

W razie podniesienia limitu zadłużenia największymi zwycięzcami będą małe i średnie spółki, wchodzące w skład indeksu mDAX, których zyski są mocno powiązane ze stanem niemieckiej gospodarki.

- Nadzieje te widać to po zachowaniu mDAX-a w poniedziałek. Friedrich Merz planuje szereg reform podobnych do zamierzeń Donalda Trumpa, które mają wesprzeć mniejsze spółki, m.in. działania chroniące przemysł niemiecki czy zmniejszenie obciążeń podatkowych dla przedsiębiorstw – mówi Jarosław Niedzielewski.

- Jeśli zostanie przepchnięta reforma hamulca zadłużenia, będziemy mieli boom na rynku akcji w Niemczech, szczególnie na akcjach spółek o średniej kapitalizacji, co może również oznaczać większy boom na rynkach akcji w Europie – dodaje Emmanuel Valavanis, specjalista d.s. rynku akcji w Forte Securities, cytowany przez agencję Bloomberg.

Perłą mDAX-a jest koncern zbrojeniowy Rheinmetall, produkujący m.in. amunicję, czołgi czy wojskowe ciężarówki. Od napaści Rosji na Ukrainę notowania spółki zbrojeniowej wzrosły o 800 proc. Analitycy UBS przewidują, że wraz z planowanym zwiększeniem przez władze europejskie wydatków obronnych, notowania koncernu mają jeszcze spory zapas wzrostu.

Własną ścieżką będzie dalej podążać indeks DAX, który od początku roku urósł o 12,5 proc., bijąc kolejne rekordy notowań.

- Indeks DAX rósł mimo marazmu gospodarczego w Niemczech, ponieważ największe spółki z tego indeksu (SAP, Siemens, Deutsche Telekom, Munich-Re, Allianz) notowały dobre wyniki finansowe. Większość przychodów firm wchodzących w skład indeksu DAX osiągana jest poza granicami Niemiec. Prognozy zakładają kontynuację dobrych wyników, więc nie widzę powodu, dlaczego wzrost indeksu miałby się zatrzymać – tłumaczy Jarosław Niedzielewski.