Między Scyllą a Charybdą

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2010-10-18 12:34

Niedawno przysłuchiwałem się w Fundacji Batorego bardzo ciekawej debacie, której tematem było „Po co Platformie władza?". Pytanie niby ogólnopolityczne, ale w tym akurat przypadku wyłącznie ekonomiczno - gospodarcze. Uczestnikami debaty były bowiem takie postaci jak Stanisław Gomułka, Stefan Kawalec, Eugeniusz Smolar, Krzysztof Rybiński i Maria Wiśniewska. Przedstawicieli rządzącej partii niestety nie było (mimo, że zaproszono wszystkich najważniejszych). Obserwując dyskusję i pytania oraz oceny docierające z sali można było dojść do wniosku, że w 99 procentach siedzieli tam wyborcy Platformy Obywatelskiej. W olbrzymiej większości bardzo rozgoryczeni i twierdzący, że zarządzanie finansami przez PO ich bardzo rozczarowuje, ale nie ma ją żadnej sensownej opozycji, na którą mogliby głosować.

Debata odbywała się tydzień po debacie sejmowej dotyczącej projektu budżetu. Trudno było o pozytywne opinie na temat tego budżetu, ale na przykład profesor Stanisław Gomułka potrafił znaleźć plusy. Analityk powinien być zawsze bardzo krytyczny i szukać dziury w całym. Ja się tego trzymam, ale w tym przypadku też potrafiłbym takie pozytywny znaleźć. Minister Rostowski podczas debaty twierdził, że rząd prowadzi Polskę jak Odyseusz między Scyllą a Charybdą. Mógłby się nawet z tym zgodzić, chociaż inaczej bym definiował te potwory. Jednym z nich są rynki finansowe, a drugim elektorat. Problem do rozwiązanie jest zdefiniowany w sposób dość oczywisty: jak nie denerwując rynków finansowych doprowadzić do wygrania wyborów parlamentarnych w 2011 roku?

Cokolwiek by nie mówili krytycy to powinni przyznać, że problem jest rozwiązywany dosyć zgrabnie, chociaż dyskutanci w Fundacji Batorego byli zdecydowanie innego zdania. Były jednak obszary, na których mieli rację. Interesujące było to, że w dyskusji pojawiały się pomysły (celował w tym profesor Krzysztof Rybiński), które można by było wprowadzić w życie zmniejszając deficyty budżetowe i nie antagonizując wyborców. Poza tym, na co szczególnie mocno zwróciła uwagę Maria Wiśniewska (była prezes Pekao SA), Polacy często wybaczają politykom nawet dokuczliwe rozwiązania, jeśli są one właściwie przedstawione. Sama tego doświadczyła startując w wyborach samorządowych na stanowisko prezydenta Poznania. Mówiła tylko to, w co naprawdę wierzyła, a nie wszystko było miłe dla wyborców. Przegrała, ale dostała 40 procent głosów, co nie jest złym wynikiem. Problem tylko w tym, że nie wszyscy Polacy to poznaniacy .

Cytowany był też przez uczestników debaty przykład Valdisa Dombrovskisa, premiera Łotwy. Jego partia „Jedność" wygrała niedawno wybory, mimo tego, że rząd Dombrovskisa przeprowadził reformy w wyniku których drastycznie spadły pensje i emerytury. Problem w tym jednak, że przeciwnicy „Jedności" („Centrum Zgody") to koalicja, na którą głosuje przede wszystkim ludność rosyjskojęzyczna. Tak prawdę mówiąc Łotysze nie mieli wyjścia. Gdyby w Polsce przeciwnikami rządzących była taka partia to też trzeba by się bardzo wysilać, żeby przegrać wybory.

Wróćmy do przepływania między Scyllą, a Charybdą. Nie obyło się ono w przypadku Odyseusza bez strat. Przecież Scylla sześciu żeglarzy jednak porwała. W omawianym przypadku straty też będą, bo nie da się utrzymać potężnego poparcia podszczypując ludzi podwyżką podatków (nawet tak niewielką jak zapowiadana). Ostatnio zresztą dowiedzieliśmy się, że jeśli w 2011 roku zadłużenie przekroczy 55 procent to czeka nas zawieszenie ulgi internetowej, ulgi rodzinnej, 50 procent kosztów uzyskania dla twórców i 20 procent dla umów zleceń itd. Taki ruch jeszcze bardzie zaszkodziłby PO, więc twierdzę, że do tego nie dojdzie. Będzie tak jak z kozą, którą Żyd wyprowadził z zatłoczonego domu - zagrożenie zostaną odwołane, a my poczujemy wdzięczność dla rządzących. Wdzięczność w roku wyborczym bardzo cenną.

Nieraz pisałem, że jak bym problem inaczej rozwiązał. Przypomnę to z uporem być może godnym lepszej sprawy, ale z małą modyfikacją. Na tę modyfikację wpadłem po wysłuchaniu profesora Rybińskiego, który mówił o zreformowaniu KRUSU i przeznaczeniu oszczędności (pewnie 2-3 mld PLN)  na przedszkola i żłobki wiejskie. Ja wróciłbym na jakiś czas do starych składek rentowych i progów PIT i w tym czasie przeprowadzał reformy. Część z tych 40 miliardów zmniejszyłoby deficyt budżetowy, a cześć przeznaczona by była na politykę prorodzinną. Nie na taką, która polega na dawaniu becikowego, bo to uważam za wyrzucanie pieniędzy. Można jednak posłużyć się przykładem francuskim zwiększając pomoc dla młodych matek, ilość żłobków i przedszkoli.

Płaczemy, że za 20-30 lat polskie społeczeństwo będzie stare i będzie miało olbrzymie trudności z utrzymaniem emerytów, a nic w tej sprawie nie robimy. Deficyt budżetowy ma licznik i mianowniki. W liczniku są wydatki i przychody państwa. W mianowniku PKB. Co trzeba zrobić, żeby deficyt był mały? Obniżyć licznik i/lub powyższych mianownik. Jak można zmniejszyć licznik? Zwiększając przychody lub/i zmniejszając wydatki. U nas dyskusja koncentruje się tylko i wyłącznie na cięciu wydatków. O przychodach nikt nie mówi. Nikt nie zastanawia się, jaka jest optymalna skala podatkowa dla Polski, co zrobić, żeby pracowało i rodziło się więcej Polaków, dzięki czemu licznik by malał. To jest doktrynerstwo, z którym trzeba zerwać.

Wszędzie słychać (również podczas omawianej debaty), że obniżka składki rentowej i progów PIT była błędem. Rychło w czas. Ja o tym mówię (i będę mówił, mimo że to jest nudne) od samego początku. Ubyło ponad 40 miliardów złotych rocznie, czyli 40 procent deficytu sektora finansów publicznych. Co prawda krytykujący tę obniżkę zasłaniają się twierdzeniem: trzeba było równolegle obniżyć wydatki, ale ja takich opinii w chwili wprowadzanie obniżek (przez PiS i PO) nie słyszałem. Poza tym, gdyby takie rozwiązanie wprowadzono w życie to obniżka podatków zwiększałyby znacznie dochody przede wszystkim zamożniejszych Polaków (tak się właśnie stało), a cięcie wydatków uderzyłoby przede wszystkim w mniej zamożnych. To dopiero byłoby rozwiązanie szkodliwe dla gospodarki.

Rząd poszedł w innym kierunku, którego ja nie pochwalam, ale uważam za takie, które do zakładanego celu (przepłynięcie między Scyllą a Charybdą) doprowadzi. Podwyższył VAT, zamroził płace w budżetówce, sprzedał 10 procent PGE, które z kolei kupi zapewne Energę. Nawiasem mówiąc ja nie płaczę nad tym, że proponuje się takie rozwiązanie. Gdyby bezsensownie nie pozbywano się dywidendowych spółek sprzedając je spółkom zagranicznym to pożytki dla skarbu państwa byłyby dwojakie: dostawałby pieniądze za sprzedawane akcje (czy sprzedałby Energię Czechom czy PGE to wynik byłby ten sam), a potem przez dziesięciolecia pobierałby dywidendę. To chyba lepiej niż gdyby wędrowała za granicę?

Posunięcia podatkowe, sprzedaże i prywatyzacje doprowadzą do tego, że zmniejszy się deficyt i potrzeby pożyczkowe państwa. To powinno zapewnić nieprzekroczenie przez zadłużenie progu ostrożnościowego 55 procent w stosunku do PKB. Potem, od 2012 roku wejdą w życie nowe sposoby liczenia zadłużenia. Komisja Europejska już przyjęła, a w końcu października zostanie to ostatecznie przyjęte. Nasze wydatki wynikające z istnienie OFE będą odliczane od zadłużenia. W 2012 roku w 100 procentach, w 2013 w 80 procentach, i tak co roku o 20 procent mniej. W ten sposób (jeśli dopasujemy nasz sposób liczenia do unijnego, co według mnie powinniśmy zrobić) w 2012 roku nasz dług cudownie spadnie do poniżej 40 procent PKB. Owszem, z każdym rokiem będzie potem gorzej, ale będziemy mieli czas na przeprowadzenie sensownych reform. Wtedy będzie można krytykować do woli. Na razie dajmy temu rządowi rządzić i nie wywołujmy Charybdy (spekulantów i nie tylko spekulantów) z lasu.