Formalnie miał pełne prawo, chociaż sens reorganizacji jest dyskusyjny. Z pewnością zaś zaskakujące ogłoszenie aktu podpisania w sobotę wypada skomentować jak w tytule. Tuż przed exposé bis Donaldowi Tuskowi wyjątkowo potrzebna jest zwartość koalicji PO-PSL, tymczasem ludowców rozporządzenie zszokowało. Przecież obrona małych sądów była od kilku miesięcy ich sztandarowym projektem politycznym.
Jarosław Gowin w wielu kwestiach od dawna był wewnątrzpartyjnym opozycjonistą wobec Donalda Tuska. I z taką etykietką został wciągnięty do rządu, otrzymując resort absolutnie niezgodny z jego kwalifikacjami. Premier uznał, że nieprzyjaciela lepiej trzymać przy sobie i spacyfikować go powierzeniem niewdzięcznych zadań — ale chyba przekombinował. Ostatnio minister skrytykował wątki exposé, doczekał się za to ostrej reprymendy — więc odegrał się złożeniem podpisu w najgorszym dla premiera momencie.
Reorganizacja będzie miała dalszy ciąg przed Trybunałem Konstytucyjnym. Akurat zdanie PSL, że ustalanie sieci sądów rozporządzeniem ministra jest niekonstytucyjne, to bzdura, ponieważ ustawy tak rozstrzygają od zawsze i było to w porządku, gdy resort sprawiedliwości trzymał ludowiec. Zarzut niekonstytucyjności sprytniej formułuje obrażone środowisko sędziowskie. Otóż prezydent RP w akcie powołania sędziego wpisuje nazwę jednostki. A zatem czy ktoś powołany w imieniu państwa na, przykładowo, „sędziego Sądu Rejonowego w Tucholi” będzie mógł orzekać jako „sędzia Sądu Rejonowego w Świeciu, Wydziału Zamiejscowego w Tucholi”. Ot, ciekawostka…