MINISTERSTWO NIE NAKRĘCI KONIUNKTURY
Prawo zmusi kierowców do zakupu dodatkowego wyposażenia
ZACHÓD WYCINA W PIEŃ: Krajowi producenci łańcuchów antypoślizgowych nie mają szans. Przypuszczam, że niedługo znikną z rynku, bo coraz mniej osób chce oszczędzać na swoim bezpieczeństwie — mówi Mirosław Kordyszewski z firmy Inter Pack. fot. Grzegorz Kawecki
Od tego sezonu zostają wprowadzone przepisy nakazujące używanie w specjalnie wyznaczonym terenie łańcuchów śnieżnych. Sprzedawcy jednak nie przypuszczają, aby mogło to w gwałtowny sposób zwiększyć popyt na ten produkt. Twierdzą, że niezależnie od przepisów co roku sprzedają coraz więcej łańcuchów.
— Rozporządzeniem Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z dnia 21 czerwca 1999 roku wprowadzono znaki nakazu, dotyczące obowiązku użycia łańcuchów. Co do kwestii uruchomienia takiego znaku, decydować będzie ten, kto zarządza ruchem drogowym na danym terenie — mówi Elżbieta Jeranowska z Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej.
— Trzeba będzie podjąć decyzję, kiedy i gdzie takie łańcuchy antypoślizgowe mają być używane przez kierowcę. Warunki śniegowe bywają różne. Tego typu obostrzenia znajdą się w tym tygodniu na Zakopiance. Przypuszczamy, że będą to znaki stałe, odsłaniane na czas uznany przez policję za wymagający użycia łańcuchów antypoślizgowych. Kto ich nie będzie miał, to nie dojedzie do Zakopanego i zostanie zawrócony przez policję — dodaje Jerzy Śledź z Okręgowej Dyrekcji Dróg Publicznych.
Syndrom gaśnicy
Kilka lat temu nakaz posiadania gaśnic w samochodach sprawił, że ich producenci przeżywali hossę. Tym razem handlowcy nie przypuszczają, by nowy przepis wywołał porównywalne zamieszanie.
— Cieszę się że wszedł taki przepis, ale nie przypuszczam, aby wpłynął on na dynamikę sprzedaży łańcuchów antypoślizgowych. Ona i tak jest duża, i od paru lat rośnie o 20-30 proc. Ludzie sami się przekonali, szczególnie jeżdżąc na narty w Alpy, że jest to niezbędne wyposażenie auta. Wielu kierowców było zawracanych z granicy austriackiej z powodu braku takiego wyposażenia — twierdzi Marian Mijewicz z bielskiej firmy Skandynawia, specjalizującej się w imporcie łańcuchów.
— W zeszłym roku nastąpił ewidentny przełom w handlu łańcuchami. Sprzedaliśmy 400 kompletów, wszystkie które zamówiliśmy. Myślę, że z powodzeniem mogliśmy sprzedać nawet tysiąc. W tym roku zapotrzebowanie oceniamy na 1500 sztuk — opowiada Adam Kramek z firmy handlowej Hossa.
— Trudno ocenić, ile w Polsce sprzedaje się takich łańcuchów. Uważam, że jest to 30 proc. liczby sprzedanych opon zimowych — dodaje Marian Miewicz.
— W zeszłym roku sprzedano kilkanaście tysięcy kompletów łańcuchów. Myślę, że potencjalny rynek może wchłonąć nawet do 100 tys. rocznie. Jednak trzeba poczekać, aż większość kierowców zrozumie, że jest to nieodzowne wyposażenie każdego pojazdu —twierdzi Mirosław Kordyszewski z firmy Inter Pack, handlującej m.in. akcesoriami samochodowymi.
Niełatwe standardy
Na rynku producentów akcesoriów samochodowych brakuje firm polskich, które potrafiłyby wykorzystać ten dynamicznie wzrastający popyt na łańcuchy. Istnieje kilkanaście drobnych zakładów rzemieślniczych, dostarczających ten produkt. Jak twierdzą sprzedawcy, są to, niestety, łańcuchy o niewielkiej trwałości i doświadczeni kierowcy nie chcą ich kupować.
— Wbrew pozorom, łańcuch jest produktem wysokiej technologii. Dotyczy to głównie materiału, z którego jest wykonywany — twierdzi Mirosław Kordyszewski.
Dominacja Zachodu
— Nikomu w Polsce nie uda się chyba uruchomić produkcji łańcuchów, spełniających wszystkie światowe standardy— uważa Marian Mijewicz.
— Na rynku polskim liczą się dwaj włoscy producenci łańcuchów: Kšenig i Simaka. Firmy te dzielą prawie po równo 90 proc. rynku. W całej Europie dominują jeszcze dwie firmy: Weisenfels (również z Włoch) i Rut z Niemiec — mówi Mirosław Kordyszewski.
Kiepskie serie
Rok temu w sprzedaży pojawiły się łańcuchy z innych krajów Europy Zachodniej, m.in. z Hiszpanii. Jednak nie zyskały uznania wśród kierowców. Są też bardzo tanie łańcuch z Chin, ale ponoć w ogóle nie spełniają żadnych standardów. W tej chwili ceny łańcuchów antypoślizgowych do samochodów osobowych kształtują się w granicach od 120 do 270 zł. Do aut dostawczych koszt waha się pomiędzy 400-520 zł. Najdroższe są łańcuchy dla pojazdów ciężarowych i różnego rodzaju maszyn specjalistycznych, jak ciągniki, koparki czy dźwigi. Ich zakup to wydatek od 700 zł w górę, a najdroższe kosztują nawet 2200 zł. Niektórzy producenci uważają, że dla części pojazdów specjalnych lepiej sprzedają się łańcuchy producentów krajowych.
— Dużą grupą, która kupuje łańcuchy od rzemieślnika, są rolnicy. Przy łańcuchu na traktor różnica między produktem polskim a zachodnim jest już znaczna. Na ogół łańcuchy krajowe są tańsze o 30 proc. od sprowadzanych — uważa Adam Kramek.
Niewielu kupi słabe
— Myślę również, że tanie, krajowe łańcuchy będą również kupować ci, których zmuszą do tego nowe przepisy. Zawsze znajdzie się spora grupa kierowców, która będzie chciała zaoszczędzić na swoim bezpieczeństwie i wygodzie. Nie przepuszczam jednak, aby była to liczna rzesza klientów — posumowuje Mirosław Kordyszewski.