Zabytkowe samochody to dzieła sztuki. Lecz satysfakcja z ich posiadania może się stać… nużąca. Odkrył to Tadeusz Wesołowski, założyciel spółki farmaceutycznej Prosper. Zaczął więc startować w rajdach antyków. W końcu auto służy do jeżdżenia.
Po raz pierwszy wystartował w 2003 r. w Rajdzie Królewskim w Polsce i we włoskim Copa Milano. Kolejne wyścigi wciągały go coraz bardziej.

— W zeszłym roku byłem we Włoszech na 1000 Miglia jako widz. Połknąłem bakcyla i wiedziałem, że muszę tam wrócić i wystartować. I stało się. Posiadanie aut było frajdą, ale to wyścigi są moją wielką pasją — opowiada Tadeusz Wesołowski.
W tym roku uczestniczył w rajdzie 1000 Miglia z Pawłem Nawrockim — swoim pilotem, a zawodowo dyrektorem w BMW Polska. Startowali w dniach 6-9 maja Jaguarem XK 140 z 1955 r. Ten samochód za kilkanaście tysięcy euro Tadeusz Wesołowski sprowadził z USA osiem lat temu.
— Zjawiskowe auto, ale w opłakanym stanie. Doprowadzenie go do formy sprzed pół wieku trwało dwa lata i kosztowało dwa razy tyle co zakup. Z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem, ale odrestaurowanie jaguara powierzyłem specjalistom — zastrzega biznesmen.
Start na trasie z Brescii do Rzymu i z powrotem to marzenie każdego właściciela zabytkowego auta. Cóż, Miglia to jeden z najstarszych i najbardziej prestiżowy rajd samochodów historycznych na świecie. Organizowany był od 1927 do 1957 r. W 1977 r. wznowiony jako 1000 Miglia Storica — impreza rajdowa dla właścicieli historycznych samochodów sportowych. Odbywa się głównie bajecznymi drogami Lombardii i Toskanii na trasie Brescia — Rzym — Brescia. Rajd Tysiąca Mil zdominowały klasyczne modele najbardziej wyrafinowanych samochodów produkcji europejskiej. W imprezie biorą udział znani kierowcy z sześciu kontynentów, kolekcjonerzy, członkowie klubów zabytkowych samochodów, przedstawiciele arystokracji i biznesmeni. Bo 1000 Miglia Storica to nie tylko wydarzenie sportowe, ale też prestiżowe spotkanie towarzyskie.
— Niestety, nie wszyscy mogą to marzenie zrealizować, nawet jeśli mają kolekcjonerski, oryginalny i kosztowny pojazd. Za udział w rajdzie płaci się 6 tys. euro, ale największym kosztem jest posiadanie zabytkowego auta wyprodukowanego w latach 1927-57 — bo taki jest wymóg organizatorów — dodaje Tadeusz Wesołowski.
Tysiąc mil i prawie 30 godzin w samochodzie sprzed pół wieku — bez wspomagania kierownicy, z manualną skrzynią biegów. Wszystko ociężałe i mechaniczne, wprawiane w ruch siłą mięśni. Wesołowski i Nawrocki byli zdani tylko na siebie, bez tzw. support car, którym dysponowała większość rywali. Zmęczenie dawało się we znaki, ale trzeba było jechać dalej, nie poddawać się.
— Gang silnika zagłuszał krzyczącego Pawła. Jeszcze słabiej słyszeliśmy wiwatujących kibiców. Ich radosne twarze dodawały nam otuchy w najtrudniejszych chwilach. Była też ogromna dawka adrenaliny. To ona utrzymywała nam ciśnienie tętnicze na wysokich obrotach. Dodawała energii i mobilizowała — opowiada rajdowiec-biznesmen.
To w końcu dla tej adrenaliny zdecydowali się wystartować w tym najpiękniejszym i najbardziej prestiżowym rajdzie świata.
Do mety dotarli w sobotę w nocy. Wyczerpani i zmęczeni, ale szczęśliwi. I dumni, że udało się im dotrzeć do mety i pokonać 138 kierowców. Niektórzy startowali po raz kolejny. Dlatego Polacy potraktowali swój debiut jako wielki sukces — i życzą takiego każdemu pasjonatowi zabytkowych aut.
— Bo cała przyjemność nie wynika tylko z posiadania takiego samochodu. Satysfakcję i radość przynoszą niezapomniane chwile — takie, jakie przeżyliśmy na najwspanialszym rajdzie świata — konkluduje Tadeusz Wesołowski.
Więcej w dodatku Business Class piątkowego Pulsu Biznesu.
Podpis: Aleksander Reiff