Moc nie tylko słoni, jest ze mną

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-01-27 00:00

Zbigniew Jakubas zastawił widok na południe grubą szybą, tamującą odpływ energii. O szczęście się nie martwi. W biurze dba o nie mnóstwo podniesionych trąb.

Każdy, kto pierwszy raz zawita w miejscu pracy Zbigniewa Jakubasa, właściciela Multico, poluje na słonie. Wiadomo, że jeden z najbogatszych Polaków od lat kolekcjonuje figurki tych zwierząt, obowiązkowo z podniesioną trąbą — tylko takie przynoszą szczęście. A tu okazuje się, że ze słoniami już finito. Nie mieszczą się, za dużo tego szczęścia.

— Wszystkich proszę, żeby słoni już mi nie przynosili. W biurze mam ledwie część kolekcji, kilkadziesiąt sztuk — mówi biznesmen, ogarniając wzrokiem stadko zwierząt z kamieni, szkła, szlachetnych metali. Jest i słoń wielkości owczarka niemieckiego (skąd wzięła się schowana za nim futbolówka?), są i takie, które mieszczą się w dłoni.

Gdy goście oderwą wreszcie wzrok od zwierząt, podziwiają widok z tarasu. Na pierwszym planie pokryte patyną dachy kościołów warszawskiego Nowego Miasta, dalej zabudowania na prawym brzegu Wisły. Przez uchylone okno słychać… orły i sokoły. Krzyk drapieżników puszczany z głośników odstrasza uciążliwe chmary gołębi.

Marmur bez cukru

W środku przytulnie. Gości wita przestrzeń, przy której projektowaniu napracował się Wiesław Olko, architekt znany ze współpracy także z Janem Kulczykiem. Rozłożyste kanapy, jasne kolory, szlachetne drewno, tynki z mieszanki marmuru i wosku. Dwa obrazy Michała Zaborowskiego dodają kolorytu (artysta „chodzi” w przedziale 15-30 tys. zł za płótno).

Surowo nie jest, ale słodko też niespecjalnie, nie licząc śliwek w czekoladzie, wyłożonych w porcelanowej misie na stoliku. Nieco szorstkie słowo „gabinet” obowiązuje dopiero dalej, na prawo od wejścia. Tam stoi sporych rozmiarów biurko, za fotelem gruba ściana z matowego szkła. Zasłania niebanalny widok na południe, gdzie wieczorem rozbłyskuje nie tylko Zamek Królewski, ale i światła wieżowców w centrum miasta. Błąd?

— Przemyślana decyzja. Wystrój wnętrza konsultowałem ze specjalistką od feng shui. Poleciła mi grubszą ścianę z tyłu, żeby blokowała energię za mną. Nie wiem, czy bez szyby byłoby źle, wiem, że czuję się w tym miejscu rewelacyjnie, a pracuję przecież po 12 godzin na dobę — twierdzi Zbigniew Jakubas.

Helikopter w operze

Na blacie biurka obok laptopa leżą pliki dokumentów w czterech warstwach. Najpilniejsze na górze. Reszta poleży jeszcze dobre kilkanaście dni. Jest i karteczka z godzinami posiłków, bo biznesmen w wirze zajęć o nich zapomina.

— Lubię porządek, nie chcę żeby wyszło, że mam bałagan — mówi inwestor. I otwiera boczne szafy, gdzie rzędami stoją dokumenty poszczególnych spółek z ostatnich kilku lat, tysiące kartek i karteczek, wszystko na swoim miejscu, niczym w japońskiej fabryce.

Ale nie zawsze właściciel Multico pracuje w tempie Japończyków. Gdy zwalnia obroty, relaksuje się przy muzyce operowej puszczanej z audiofilskiego sprzętu. Książek też nie brakuje. Najbliższa do poczytania to prezent od Igora Chalupca — opowieści tych, którzy wzmocnili się w kryzysie. Są i katalogi z aukcji obrazów, zbiór kreskówek z „New Yorkera” i tomisko Warrena Buffetta o tajnikach inwestowania. Jest prawie jak w domu. Jedyna wada: brak lądowiska dla helikopterów.

Latanie nimi Zbigniew Jakubas pokochał w latach 90., gdy Multico budowało rozlewnię wody mineralnej w Beskidzie Sądeckim. Nieprzypadkowo więc zaszczytne miejsce w gabinecie zajmuje latająca miniatura helikoptera — prezent od pracowników.

— Teraz też latam i wciąż z pilotem, choć czasem kusi mnie, żeby zrobić licencję, polatać samemu przy dobrej pogodzie, dla frajdy, a nie spiesząc się na spotkanie — przekonuje biznesmen. Lądowisko będzie na planowanym w centrum Warszawy Multico Tower, budowa rusza lada miesiąc, 38 pięter luksusu. Ostatnie będzie dla prezesa? Zbigniew Jakubas nie podjął jeszcze decyzji:

— Nie wiem, czy się tam przeniosę. Za dobrze mi tu — kwituje.