Gdy mowa o wyborach (a przez ostatnie półtora roku rzadko mówiliśmy o czymkolwiek innym), często pojawia się temat zmiany ordynacji na większościową z jednomandatowymi okręgami wyborczymi. To, kto w danej chwili podejmuje ten temat, zależy z zasady od aktualnych sondaży poparcia. Tym razem padło na Marka Jurka, który skierował do lidera Platformy Obywatelskiej list z propozycją przeforsowania takich właśnie zmian w konstytucji, a co za tym idzie, także w ordynacji wyborczej.
Markowi Jurkowi trudno się dziwić — przy obecnej ordynacji ma nikłe szanse na pozostanie w parlamencie po wyborach. Jest jednak znanym i stosunkowo szanowanym politykiem, który przy ordynacji większościowej miałby spore szanse. Sęk w tym, że wbrew publicznym deklaracjom niewielu partiom zależy na ordynacji większościowej. Obecny system wyborczy daje liderom partyjnym potężną władzę nad swoim ugrupowaniem — partią rządzi ten, kto ustala listy wyborcze. To zbyt poważna sprawa, by skład parlamentarnej reprezentacji danego ugrupowania ustalali tylko i wyłącznie wyborcy.
Nawet deklarująca swoje przywiązanie do ordynacji większościowej Platforma Obywatelska nie przejawia szczególnej determinacji. Ba, przy ostatnich wyborach odeszła już nawet od pomysłu wewnątrzpartyjnych prawyborów. Listy ustalała centrala. Dlatego inicjatywa Marka Jurka, choć szlachetna, raczej przed najbliższymi wyborami nie wypali. A szkoda. Może byłby to ważny krok w stronę IV RP, do której tak chętnie odwołuje się większość zasiadających w parlamencie ugrupowań.
Adam Sofuł