Mrówka została przeskalowana

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2012-06-14 00:00

EURO 2012

Chuligańskie zajścia towarzyszące meczowi Polski z Rosją nie przykryją EURO 2012 i nie zniweczą naszych pięcioletnich i kosztownych przygotowań. Jednak nie ma co ukrywać, że starannie polerowany wizerunek został zarysowany. A na przykład dla Kremla obrazki z Warszawy stały się 12 czerwca idealnym pretekstem do zmarginalizowania demonstracji opozycji, zorganizowanych pod jego murami z tej samej świątecznej okazji co przejście rosyjskich kibiców u nas. Niestety, generalny wniosek z zadymy pod Stadionem Narodowym nie jest budujący — w globalnych przekazach znowu daliśmy ciała, podobnie jak np. po zaskakującym polskie władze nagłośnieniu przez MAK jednostronnego raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej.

Najbardziej denerwuje to, że w oczach Europy i świata chuligańska mrówka została przeskalowana do wielkości słonia. We wtorek przy przejściu na Stadion Narodowy z naszej redakcji, czyli od strony północnej i od Wisły, panował absolutny spokój, a tłumy kibiców polskich i rosyjskich sympatycznie się bratały. Od strony południowej natomiast, dosłownie trzysta metrów dalej, atakowała żulia. Ale takie medialne zachwianie proporcji nie jest jakąś specyfiką EURO 2012, lecz współczesną normą, dopasowaną do ludzkiej percepcji. Codziennie bezpiecznie startują i lądują tysiące samolotów, ale poza ich pasażerami nikogo to nie obchodzi, informacja o katastrofie obiega natomiast cały świat…

Ponadnarodowe FIFA i UEFA propagują równość i rasowy szacunek, odżegnują się od polityki, ale nie są całkiem oderwane od realiów. Przy losowaniach eliminacji do Mundialu czy EURO pary wojujących państw są rozstawiane, na przykład Armenia z Azerbejdżanem czy Rosja z Gruzją. Ale w turniejach finałowych ich wpadnięcia na siebie wykluczyć się już nie da. Po 12 czerwca również parze Polski z Rosją zostanie przypisany kolor alertu, nie czerwony, ale — powiedzmy — żółty. Skoro wspomniałem o UEFA, tak wszechwładnej na stadionach EURO 2012, to familia ze szwajcarskiego Nyon zbłaźniła się grymasami na twarzach, że pod koniec wtorkowego meczu na Stadion Narodowy jednak wkroczyły oddziały policji w białych hełmach i wyizolowały sektor rosyjski. No przecież właśnie dlatego, że wkroczyły, spokój trwał aż do rozejścia się ludzkiej masy! Naiwny idealizm książąt turnieju w garniturach z napisem UEFA, że jedyną służbą ma być młodzież w kamizelkach stewardów, musiał ustąpić przed brutalną prozą życia. A poza tym, do kroćset, to w końcu Rzeczpospolita Polska!

Wśród rzeszy najróżniejszych służb zaangażowanych w organizację EURO 2012 mam już swoich prywatnych bohaterów. Telewidzom tylko sporadycznie oni migają, ale podczas dotychczasowych bytności na trzech meczach przyglądałem się im wielokrotnie. Wokół boiska zawsze siedzi grupa stewardów odwróconych plecami do placu gry i uważnie wpatrujących się w kibiców w sektorze. Żeby nie wiem, co się działo, żeby stadion oszalał — nie mają prawa ani na chwilę porzucić obowiązków i z ciekawości choć zerknąć za siebie. To psychiczna tortura — dla normalnego kibica po prostu niewyobrażalna…