Monachium – starsza siostra Davos

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-02-14 15:00

Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC – Munich Security Conference) jest starsza o osiem lat od Światowego Forum Ekonomicznego (WEF – World Economic Forum). Edycja trwająca od piątku do niedzieli 14-16 lutego jest 61., gdy niedawna zbiórka 20-24 stycznia w Davos nosiła numer 55.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ojcem założycielem MSC w 1963 r. był 41-letni wówczas Ewald-Heinrich von Kleist-Schmenzin (zmarł w 2013 r.), który jako młody porucznik Wehrmachtu aktywnie współdziałał w 1944 r. w zamachu pułkownika Clausa von Stauffenberga na Adolfa Hitlera, ale cudem uniknął losu wymordowanych spiskowców. Pomysłodawcą WEF w 1971 r. był niemiecko-szwajcarski teoretyk biznesu, wówczas 33-letni Klaus Schwab, dzisiaj wciąż aktywny 87-latek. Obie inicjatywy przez ponad pół wieku urosły jako potężne globalne marki na ścieżkach równoległych, w częściowo zazębiającej się tematyce. Są bliskie sobie nie tylko kalendarzowo, lecz również geograficznie – Monachium to metropolia u stóp dobrze widocznych Alp Bawarskich, zaś kurort Davos leży w kotlinie wyższych Alp Retyckich.

Nieco inne, ale w gruncie rzeczy podobne, są również zasady ich finansowania. WEF doskonale prosperuje dzięki wysokiemu wpisowemu globalnych krezusów, natomiast zrzutki na MSC dokonuje jedna branża, ale bardzo zasobna – zbrojeniowa, przy dofinansowaniu niemieckiego resortu obrony. Prawdziwe cele obu inicjatyw są tożsame. Teoretycznie chodzi o takie ukierunkowanie burzy mózgów zgromadzonej z całego świata elity polityczno-biznesowo-naukowej, aby przynosiła ona korzyść ludzkości, natomiast praktycznie – przede wszystkim aby kręciły się interesy fundatorów/sponsorów.

Monachium historycznie obciążone

Humanistyczny lejtmotyw MSC od początku brzmi „Pokój przez dialog”, lecz prawdziwym drogowskazem biznesu zbrojeniowego, a także decydentów politycznych, jest starorzymska maksyma „Jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny”. MSC nieprzypadkowo zlokalizowana została przez jej założyciela od początku właśnie w Monachium, tworząc wizerunkową odtrutkę wobec złowieszczej XX-wiecznej symboliki stolicy Bawarii. To przecież w Monachium od nieudanego puczu w 1923 r. zaczął marsz po zbrodniczą władzę Adolf Hitler, zaś iluzoryczny pokój na czterostronnej konferencji w 1938 r. doprowadził do wybuchu drugiej wojny światowej. Hitlerowskie pamiątki zostały już wykorzenione, chociaż niespiesznie. Bürgerbräukeller, kultowa piwiarnia partyjna NSDAP, długo pełniła rolę magazynu stacjonującej w Bawarii armii amerykańskiej, zaś rozebrana została dopiero w 1979 r. Symbolicznym powrotem Monachium na dobrą stronę mocy ludzkości miały być Igrzyska XX Olimpiady w 1972 r., które niestety skażone zostały zamachem palestyńskich terrorystów na ekipę sportowców Izraela. W 1980 r. zupełnie inna organizacja, miejscowa neohitlerowska Wehrsportgruppe Hoffmann, podłożyła bombę na piwnym Oktoberfest, zabijając 13 osób i ponad 200 raniąc. Wobec skali tamtych monachijskich tragedii najświeższy zamach z czwartku 13 lutego, poprzedzający 61. edycję MSC, czyli staranowanie ciężarówką przez afgańskiego imigranta demonstracji związkowców i ranienie blisko 30 osób, to relatywnie drobiazg.

MSC jest liczebnie mniejsza niż WEF, ale również znacząca, przez obecny weekend 14-16 lutego przewinie się ponad 700 uczestników. Elitarna zbiórka od zawsze w luksusowym hotelu Bayerischer Hof skupia prezydentów, premierów, ministrów obrony i spraw zagranicznych, urzędników wysokiego szczebla, a także ekspertów międzynarodowych, sektor prywatny, naukę oraz specjalistyczne media. Standardem nie tylko MSC, lecz wszelkich podobnych eventów jest organizowanie w ich otoczeniu protestów przeciwników zbrojeń, antyglobalistów i pacyfistów. Dla zapewnienia spokoju debatującej elicie corocznie angażowane są ogromne siły bawarskiej policji, a na wszelki wypadek utrzymywane są w gotowości oddziały Bundeswehry. Podobnie jak hermetyczne WEF w Davos, MSC także obrosła wydarzeniami alternatywnymi, w tym ogólnodostępną Międzynarodową Monachijską Konferencją Pokoju.

Polska reprezentowana jest różnie

Przez pierwsze ćwierć wieku MSC postrzegana była przez władców ZSRR, czyli automatycznie i PRL, jako przybudówka wrażego NATO, czyli instytucjonalny element konfrontacji zimnowojennej. Zapoczątkowane w 1989 r. przemiany ustrojowe w naszej części Europy i rozsypanie się Układu Warszawskiego radykalnie zmieniły także umocowanie MSC. Od 1991 r. pojawiła się w Monachium zarówno poradziecka Rosja, jak też państwa wyzwolone spod jej dominacji, w tym oczywiście reprezentowana w różnych latach na różnym poziomie Polska. Standardowo uczestniczy nasz minister spraw zagranicznych, zaś prezydenci i premierzy rozmaicie. W tym roku poza Radosławem Sikorskim jednym z panelistów, w debacie o wzmacnianiu odporności demokracji, był prezydent… Warszawy, czyli Rafał Trzaskowski. W razie gdyby 6 sierpnia 2025 r. to on po zwycięstwie wyborczym składał przysięgę prezydenta RP – jako zwierzchnikowi sił zbrojnych udział w tematycznej MSC bardzo się przyda.

Naturalne jest pytanie o efekty debat i konkluzji MSC, która przecież nie owocuje żadnymi formalnymi decyzjami. Konfrontacja poglądów przekłada się jednak na decyzyjne konkrety odłożone w czasie. Globalny prestiż MSC buduje, podobnie jak WEF, oczywiście udział pierwszej ligi politycznej. Państwa Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) i Unii Europejskiej (UE) stykają się z takimi członkami klubu atomowego, jak wspomniana Rosja – od trzech lat jednak dyscyplinarnie usunięta z MSC – Chiny, Indie i Pakistan, a także np. z Japonią.

Złowrogi cień cara Kremla

W XXI wieku najbardziej znaczącym i zapamiętanym konkretem MSC było wystąpienie podczas 43. edycji w 2007 r. prezydenta Władimira Putina. Zaskoczył wszystkich wyjątkowo ostrym atakiem na USA i NATO, zarzucając Zachodowi, że wykorzystując upadek ZSRR dąży do świata jednobiegunowego pod hegemonią USA, czego Kreml nigdy nie zaakceptuje. Tamten werbalny atak uznano za przesadę i histerię cara, jako że Rosja wtedy przecież uczestniczyła niemal po przyjacielsku w szczytach G8 i współpracowała z NATO. Rok później jednak uderzyła na Gruzję, a od 2014 r. – zaraz po igrzyskach zimowych w Soczi – rozpoczęła militarną konfrontację z Ukrainą, dokonując zaboru Krymu.

Trzy lata temu uczestnicy 58. edycji MSC rozjeżdżali się 20 lutego w cieniu głębokiego kryzysu między Rosją a Ukrainą, zaś już 24 lutego Putin wydał zbrodniczy rozkaz do pełnoskalowej wojny. Lejtmotyw tamtej konferencji, w której Rosja już demonstracyjnie nie uczestniczyła, brzmiał „Odwrócić bieg rzeczy, oduczyć się bezradności”. Po zaledwie czterech dniach brutalna rzeczywistość dowiodła naiwności Zachodu i iluzoryczności haseł dających naszej geopolitycznej sferze złudne poczucie bezpieczeństwa.

Tegoroczna 61. edycja MSC zdominowana została nie tylko trzecią rocznicą agresji Rosji na słabnącą Ukrainę, lecz przeciągającym się jeszcze bardziej krwawym konfliktem izraelsko-palestyńskim. Obecny osobiście w Monachium prezydent Wołodymyr Zełenski enty raz stara się uzmysłowić Zachodowi różnicę między grami militarnymi prowadzonymi w domowym cieple na ekranach komputerów a tragedią wojenną w realu. W ostatnich dniach i godzinach poprzedzających 61. MSC radykalnie pogorszyła się jednak pozycja Ukrainy w kontekście jej starań o osiągnięcie tzw. sprawiedliwego pokoju. Po złożeniu 20 stycznia 2025 r. przysięgi przez prezydenta Donalda Trumpa amerykańską doktryną stało się uznanie nieodwracalności zagarnięcia przez Rosję w 2022 r. czterech obwodów Ukrainy, nie mówiąc już o Krymie, bo jego zabór z 2014 r. to dla obecnego władcy USA już praktycznie zamknięta historia.

Oficjalna teza przywódcy największej potęgi Zachodu szokuje europejskich uczestników MSC, chociaż z drugiej strony – Donald Trump głośno wyraził brutalną prawdę, która szanującym prawo międzynarodowe nie przechodzi przez usta. W każdym razie skierował do Monachium dla umacniania jego zdumiewających stanowisk i opinii silną ekipę: wiceprezydenta Jamesa Davida Vance’a, sekretarza stanu Marca Rubio i sekretarza obrony Pete’a Hegsetha. Notabene identyczny skład rządowy posłał na 53. MSC w 2017 r. na początku swojej pierwszej kadencji.

Zbrodnia pierwotna oraz odwetowa

Na froncie izraelsko-palestyńskim bardzo powoli, ale jednak postępuje zawieszenie broni. Liczba ofiar cywilnych uderzenia Izraela na strefę Gazy przewyższyła już ponad dwadzieścia razy liczbę Izraelczyków zamordowanych 7 października 2023 r. podczas przygranicznego ataku przez Hamas. Odwetowa operacja zbrojna, czyli po prostu pełnoskalowa wojna, pod względem brutalności mierzonej liczbą ofiar i skalą zniszczeń nie daje się nawet porównać z którąkolwiek z dotychczasowych odsłon konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a nawet szerzej – izraelsko-arabskiego, z uwzględnieniem wojen w latach 1948, 1956, 1967, 1973 oraz 1982 (na terenie Libanu). MSC tak naprawdę pozostaje z boku obecnej tragedii, ale oczywiście znalazła się ona jako ważny punkt w agendzie 61. edycji.

Donald Trump chwilowo stonował swoją groźbę, że nie zamierza oferować krajom NATO, które nie wywiązują się z zobowiązań finansowych, ochrony wojskowej przed Rosją. Temat oczywiście nieuchronnie wróci na szczycie NATO, zaplanowanym 24-25 czerwca w Hadze. Radykalne opinie i zamiary prezydenta USA zostały odrzucone zarówno przez sojusz, jak też przez politycznego gospodarza 61. MSC, czyli niemiecki rząd. Notabene już za tydzień odbędą się przyspieszone wybory do Bundestagu, zatem globalna zbiórka w Monachium to pożegnalny występ kanclerza Olafa Scholza, co nie dotyczy jednak jego partii SPD. Bardzo realnie zapowiada się po 23 lutego wymuszona sytuacją i arytmetyką wyborczą tzw. wielka koalicja zwycięskiej chadecji z przegranymi socjaldemokratami. Wypada przypomnieć, że Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) na terenie landu Bawaria w ogóle nie istnieje, na podstawie partyjnej umowy w Monachium dominuje jej siostrzana Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU). Natomiast zdecydowanie nie jest lubiana Alternatywa dla Niemiec (AfD), w niedawnej demonstracji w Monachium przeciwko narastaniu jej wpływów uczestniczyło aż ćwierć miliona ludzi. To okoliczność potwierdzająca oblicze metropolii goszczącej MSC.

Postępująca multipolaryzacja

Cennym materiałem analitycznym jest co roku publikowany przed MSC tzw. raport bezpieczeństwa. Tegoroczny zatytułowany został „Multipolaryzacja”. Główną tezą jest postępująca wielobiegunowość świata, zwiększająca ryzyko konfliktów. Autorzy ostrzegają m.in. przed wzrostem prawicowego populizmu w Europie. Silnie akcentują, że ponowne objęcie prezydentury przez Donalda Trumpa może podważyć międzynarodowy porządek – co każdy dzień już po opublikowaniu raportu MSC potwierdza. Władza przenosi się na większą liczbę graczy politycznych, a rosnąca polaryzacja utrudnia przezwyciężenie globalnych kryzysów i zagrożeń. Multipolaryzacja w ujęciu pesymistycznym zwiększa ryzyko niestabilności i konfliktów oraz podważa skuteczną współpracę międzynarodową. W centrum amerykańskiej polityki zagranicznej znajdzie się prawdopodobnie dwubiegunowa rywalizacja Waszyngtonu z Pekinem, co może spowodować w innych kierunkach posypanie się ukształtowanego po zimnej wojnie konsensusu międzynarodowego.

Generalny wniosek historyczny i bieżący – podczas 61. edycji MSC przez trzy dni naprawdę jest o czym mówić. Zupełnie inna sprawa, jak się to w późniejszym czasie przełoży na polityczno-militarne decyzje. Jeden konkret organizacyjny jest już pewny, otóż na zakończenie obrad w niedzielę przewodnictwo MSC na następne lata przejmie z rąk Christopha Heusgena, wytrawnego niemieckiego dyplomaty, jeszcze bardziej doświadczony Jens Stoltenberg – do niedawna sekretarz generalny NATO, a niegdyś norweski premier.