Na CB wołają na nich poganiacze. Bo gonią z punktu A do B. Flotowcy. Czyli tak naprawdę, kto?
iałe cinquecento z kratką. Albo ford focus. Flotowiec śmiga przez Polskę z wiatrem we włosach. Bo mu się spieszy. Kim jest ten człowiek ze spoconym czołem, z obłędem w oczach i nogą przyklejoną do gazu? Stereotypem.
— Dzisiejszy kierowca flotowy różni się od kierowcy sprzed lat, tego z przysłowiowego cinquecento z kratką. Rynek się zmienił, flota również. Wtedy jeździło się tym, co można było kupić za nieduże pieniądze. Firmy dopiero stawały na nogi. A i zatrudniało się jak leci, głównie ludzi młodych, którzy od niedawna mieli prawo jazdy. Nie było takiej siły, żeby pohamować ich rajdowe zapędy, a jak chłopak miał farta i dostało mu się cinquecento 900, to husaria! — wspomina Włodzimierz Młodziński, szef działu transportu w Universal Express, od kilkudziesięciu lat związany z transportem. Stary wyga, który niejedno widział.
Oj, husaria! Mało to razy flotowiec złośliwie przyhamował, gdy mu na ogonie siedział inny kierowca?
— Bywało i tak, ale ja bym rozróżnił kierowców zawodowych i użytkowników samochodów służbowych (handlowców, zaopatrzeniowców etc.). Te dwie grupy piją kawę w innych barach. To różne charaktery, różne samochody — przyznaje Młodziński.
Tych pierwszych trzymają w ryzach choćby tachografy. Na ich podstawie "krokodyl" (Inspekcja Transportu Drogowego) może wystawić mandat za przekroczenie prędkości nawet kilka dni wstecz. Tych drugich? Oni ewoluują.
— Skończył się czas ścigantów, młodzików zafascynowanych prędkością. Kierowca flotowy zmieniał się wraz ze zmianami w motoryzacji i dostępnymi samochodami na rynku. Dojrzewał, edukował się, ponosił konsekwencję swojej "husarii". Wystarczyło, że kolega rozbił samochód i stracił pracę, to drugi też został na kuroniówce, mimo że dopiero co się ożenił. To uczy pokory i szacunku do własnej pracy — mówi Młodziński.
A jednak statystyki pokazują, że uczestnikami niemal połowy wypadków drogowych w Polsce są kierowcy flotowi. Dlaczego? Bo flotowiec flotowcowi nierówny.
— Trudno użyć stwierdzenia kierowca flotowy. Każdego kierowcę opisuje jego charakter, temperament i nawyki, jakich nabiera podczas jazdy — uważa Radosław Kraciuk, specjalista ds. zarządzania taborem samochodowym we Frito Lay Poland.
— Flotowców można podzielić na tych, którzy płacą z własnej kieszeni za swoje szaleństwa, i na tych, za których zapłaci firma. Pierwsi dbają o auto, jeżdżą z głową, bo wiedzą, czym skończy się dla nich dzwon. Drudzy mają to w d…, jeżdżą, jak chcą, niekiedy na krawędzi ryzyka — mówi Piotr (28 l.), handlowiec w jednym z koncernów farmaceutycznych.
Obraz z ankiety
Niedawno firma LeasePlan Fleet Management przepytała ponad 200 użytkowników samochodów służbowych o różne aspekty ich pracy, a wyniki porównała z podobnymi badaniami, które przeprowadziła w innych krajach.
Kim okazał się statystyczny polski flotowiec? Zawadiaką.
"43 proc. spośród nich (ankietowanych) uczestniczyło w wypadku drogowym w ciągu ostatnich pięciu lat, podczas gdy na świecie było to 38 proc. ankietowanych. Jednakże blisko 40 proc. badanych w Polsce przyznaje, że brało udział w tym okresie w przynajmniej jednym szkoleniu z zakresu bezpiecznej jazdy. Blisko 60 proc. kierowców firmowych samochodów przyznaje, że zachowywało się agresywnie w stosunku do innych uczestników ruchu drogowego. Średnia światowa pod tym względem wynosi niecałe 50 proc. Najczęściej spotykanym sposobem okazywania agresji na ulicach w naszym kraju jest używanie wulgarnych wyrażeń bądź gestów wobec innych kierowców. Paradoksalnie, jako główny powód agresji występującej na polskich ulicach wskazano zachowanie innych kierujących pojazdami" — czytamy w opracowaniu badań.
— Nie zgodzę się z sugestią, że flotowcy to piraci drogowi, którzy ścigają się z czasem. Jako kierowca służbowego auta rocznie robię średnio 55-65 tys. km. Często zdarza się, że wracając do domu z dalekiej trasy, jadę bardzo szybko, przekraczam dozwolone prędkości nawet o 70-80 km. Czasem polecę po marginesie, czasem po kresce. Powiesz: morderca na drodze. Ale pamiętaj też i to: kto zjeżdża na margines, gdy chcesz mnie wyprzedzić albo lecisz z naprzeciwka? Kto cię wpuści z podporządkowanej, kto mrugnie ci, że nie zapaliłeś świateł? Kto zaciągnie na światłach ręczny, żeby nie stać na stopach? Jeżeli nie wiesz, to ci powiem — na 90 procent jest to kierowca firmowej bryki — mówi Piotr z koncernu farmaceutycznego.
Pod tym kątem badania nie były jednak przeprowadzane. A szkoda.
Jesteś, czym jeździsz
Flotowcy mawiają, że najlepszym samochodem na świecie jest samochód służbowy. Ale nie każdy służbowy będzie tym najlepszym na świecie. Niestety — również i tu panuje zasada: "jesteś tym, ile ci płacą", poddana lekkiemu liftingowi — "jesteś tym, czym jeździsz".
— Im młodszy handlowiec, niższy w hierarchii, tym wyższy apetyt i wymagania dotyczące wyposażenia. Nieraz wypominają brak dwustrefowej klimatyzacji, radarów cofania. Gdyby ktoś chciał stworzyć przeciętny samochód flotowy, to prezes musiałby jeździć pick-upem — mówi Młodziński.
Potwierdzają to szefowie flot w wielu firmach: im kto ma mniej znaczącą pozycję w firmie, tym wyższe wymagania. Bierze się to z przekonania, że skoro on napędza koniunkturę, nagania klientów i sprzedaje produkt, to jemu się należy. Czasem to błędne przekonanie.
— Kiedyś wysłałem kierowcę z przesyłką do Katowic. Po kilku godzinach dzwoni i pyta, czy może ją wysłać pocztą, bo nie może znaleźć adresu — mówi Młodziński.
Flotowcy mają swoje ulubione marki samochodów. To opel, ford focus i toyota corolla lub yaris. Jeżdżą nimi średnio 2,8 roku, czyli krócej niż na Zachodzie (tam 3,1 roku). Ale:
— Coraz większym zainteresowaniem flotowców cieszą się marki kiedyś nieznane, jak choćby kia c’eed. Natomiast administratorzy flot niechętnym okiem patrzą na ople agille — twierdzi Młodziński.
Marka to jedno. A kolor? Dzisiaj flotowiec już nie musi być biały, co jeszcze do niedawna było normą.
— Kolor biały ciężko się potem sprzedaje na rynku wtórnym, co wielu administratorów floty bierze pod uwagę. Dzisiaj przeważają grafity, kolor srebrny — dodaje Młodziński.
Kierowcy flotowi coraz częściej odkupują od firm auta, którymi jeździli.
— Wtedy bardziej dbają o samochód, jeżdżą trzykrotnie mniej awaryjnie, mają mniej szkód parkingowych. To się firmom opłaca — podsumowuje Młodziński.