15 stycznia 2015 r. zapadł w pamięć wielu kredytobiorców. Nie tylko dlatego, że kurs franka szwajcarskiego z dnia na dzień gwałtownie wzrósł. Także dlatego, że zaraz po tym banki zwiększyły różnicę między cenami sprzedaży franka a średnim kursem Narodowego Banku Polskiego (NBP), co dodatkowo uderzyło w kredytobiorców. Średnia różnica między kursem sprzedaży franka w bankach a kursem NBP wzrosła do 4 proc., podczas gdy rok- -dwa lata wcześniej wynosiła 2,6-2,7 proc. Trzy miesiące po frankowym armagedonie sytuacja jest zgoła inna.
Za jednostkę szwajcarskiej waluty trzeba wciąż zapłacić około 30 groszy więcej niż choćby w listopadzie 2014 r., ale różnica między średnią ceną sprzedaży franka w bankach a kursem NBP wynosiła 22 kwietnia 1,7 proc. To znacznie więcej niż w kantorach stacjonarnych (0,9 proc.) czy internetowych (0,4 proc.), ale też wyraźnie mniej niż przed styczniowym wstrząsem. W liczbach bezwzględnych to około 7 groszy.
Getin się zmitygował
Prawdziwą rewolucję widać jednak dopiero w zestawieniu banków sprzedających walutę (a tym samym rozliczających kredyty) najdrożej. Z pierwszej piątki tego niechlubnego zestawienia wypadł jego dotychczasowy niewzruszony lider, czyli Getin Noble Bank. Wczoraj winszował sobie za jednego franka 2 proc. więcej od kursu NBP. W styczniu było to 8,4 proc.
Zmiana robi jeszcze większe wrażenie w liczbach bezwzględnych. Różnica zmniejszyła się z 36 groszy w styczniu do 8 groszy wczoraj. Z czołówki banków, które zazwyczaj najdrożej taksowały kredytobiorców, wypadły też Bank BGŻ i Deutsche Bank.
Natomiast Raiffeisen Bank Polska, który zarówno po połączeniu, jak i pod szyldem Polbanku był tańszy wyłącznie od Getinu, spadł wśród najdroższych banków dopiero na czwarte miejsce. Wczoraj sprzedawał franka 10 groszy drożej od średniego kursu NBP. W styczniu były to 23 grosze. Po takim przetasowaniu najdroższym bankiem dla kredytobiorców zostało Millennium. Wczorajszy kurs sprzedaży franka był tam wyższy od średniego kursu NBP o 4,4 proc., czyli 17 groszy.
Zajęcie przez Millennium pozycji lidera wśród banków najbardziej niekorzystnie rozliczających franka szczególnie nie dziwi. W styczniu bank był lepszy tylko od Getinu i Raiffeisena. Wśród najdroższych jest też Credit Agricole Bank Polska. To o tyle ciekawe, że instytucja dotychczas nie należała do szczególnie łupiących kredytobiorców. We wrześniu 2012 r. Credit Agricole był wręcz jednym z najbardziej dla nich przyjaznych.
Kredytów brak, to jest tanio
W 2012 r. taniej od Credit Agricole franki sprzedawał jedynie Citibank. Ze świecą jednak szukać tych, którzy mają w nim walutowy kredyt hipoteczny. Podobnie zresztą jak w Alior Banku i Banku Pocztowym. I to zapewne tłumaczy, że te instytucje są gotowe sprzedawać franki najtaniej. Alior w swoim internetowym kantorze ledwie 1 grosz powyżej kursu NBP. Pozostałe dwa — 2 grosze powyżej średniego kursu NBP. Wszystkie trzy banki oferowały wczoraj lepsze kursy od średniego kursu z kantorów stacjonarnych.
Nawet niektóre kantory online miały problem z jej przebiciem. Zwłaszcza w przypadku Aliora, ale również pozostałej dwójki. W grupie sprzedających franka tanio znalazł się też Bank Zachodni WBK, który mimo że robił tak wcześniej, w styczniu zweryfikował swoją strategię. Po tym jak sytuacja się uspokoiła, wrócił jednak do starych zwyczajów.
Stawce najtańszych przewodzi ING Bank, którego władze natychmiast po decyzji SNB wykonały gest w kierunku klientów — do końca roku do rozliczenia rat kredytów we frankach stosowany będzie średni kurs NBP. Swoista promocja obowiązuje do końca 2015 r.
WALUTY
SNB znów zachwiał kursem franka
Notowania franka wyraźnie spadły po decyzji szwajcarskiego banku centralnego o skróceniu listy depozytariuszy, których nie obowiązują ujemne stopy procentowe. Przecena franka względem euro tuż po decyzji sięgnęła 0,8 proc. — to najwięcej od ponad dwóch miesięcy. Kurs franka do złotego spadł na chwilę poniżej 3,86 zł z niespełna 3,90 zł, notowanych przed komunikatem SNB.
Grupa depozytariuszy, która straci przywilej, zgodnie z którym wkłady przechowywane w banku centralnym nie były ujemnie oprocentowane (co oznacza, że trzeba za nie płacić), jest liczna i obejmuje m.in. instytucje publiczne, takie jak fundusz emerytalny oraz rachunki kantonów Genewy i Zurychu. [Kamil Zatoński]