Na chłodnej jest cool

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2014-08-29 00:00

W gorące sierpniowe popołudnie dotarliśmy w końcu na Chłodną. Powitały nas ciężkie wrota Winosfery, a za nimi przestronny lokal w loftowym stylu (żywa cegła i beton przemieszane z elegancją). Atmosfera zachęcała do zadumy nad kieliszkiem wina...

Trunków mają pod dostatkiem — w ofercie jest dobre kilkaset, bo uwił tam sobie gniazdko również sklep z winami. Kusi niespotykanymi gdzie indziej specjałami — wszystkie wina sami importują! Niektórzy wizytę w Winosferze zaczynają właśnie od sklepu. Kupują wino i zabierają je do stolika. Będzie degustowane solo albo razem z podawanymi w restauracji potrawami. W tym drugim przypadku warto wcześniej rzucić okiem w menu, bo potrawy na Chłodnej do tuzinkowych nie należą. A wszystko za sprawą szefa kuchni Jakuba Adamczyka, który zdobywał szlify w znakomitych restauracjach na Wyspach Brytyjskich, by wymienić tylko dwugwiazdkową The Square czy legendarną Mirabelle. W trakcie swoich zagranicznych eksperiencji nie odpłynął bynajmniej od kuchni polskiej. Więcej, chętnie kreuje polskie fantazje przy francusko-śródziemnomorskim akompaniamencie.

TOWARZYSKIE OZORKI

Zachwyciła nas w Winosferze terrina z ozorków cielęcych w sosie tatarskim. Podawana ze smażoną grasicą i ostrygą w cieście winnym. Autentycznie wyborna. Z doborem wina do terriny zdaliśmy się na obsługę. Zaproponowano hiszpańskie białe musujące Mas de Valls brut z Tarragony (Perelada, Macabeo, Chardonnay). Spróbowaliśmy. Przyjemnie wpasowało się w ozorki z całym ich niezwykłym towarzystwem. No może za wyjątkiem przyczajonego gdzieś w kącie szpinaku, który na Hiszpana nieprzyjemnie prychnął. Drugą przystawką był francuski klasyk. Foie gras — smażone gęsie wątróbki z czereśniami, porto i brioche. Zjawiskowe smakowo. Z wielką troską zerkaliś- my, co nam będą nalewać w kieliszki. Była obawa, że źle dobrany kompan jednym ruchem zniszczy wszystkie wysublimowane smaki przystawek. Odetchnęliśmy, widząc, jak nalewano Francuza — Sauternes, Carmes de Rieussec, 2009. Był to wyraźny sygnał, że może być już tylko dobrze. I było!

RYBA I JEJ ŚWITA

Z dań głównych wywołaliśmy na stół halibuta. Przypłynął wygodnie rozłożony na naleśniku z grzybami. I świtą spod znaku umami (jeden z pięciu smaków) z roztańczonymi kurkami i truflowym powiewem. W kieliszki (bez pytania) nalano schłodzonego austriackiego Rieslinga (Durnstein Riesling, Federspiel, 2013, Wachau). Rieslingowy kierunek wydał się nam słuszny, spodziewaliśmy się tylko sukcesu. Los jednak lubi płatać figle. Po pierwszym łyku halibut załkał na talerzu. Więcej, odmówił udziału w dalszych smakowych barażach. Speszony Riesling chyłkiem wycofał się na zaplecze. Głośno dyskutowano nad przyczyną tej klęski. Podnoszono, że Austriak był jeszcze zbyt jurny (młody i nazbyt krzepki — 12,5 proc.). Sugerowano, by następnym razem spróbować starszego rocznika lub może jakiegoś niemieckiego rieslingowego krewniaka.

UWODZICIELSKA WĄTRÓBKA

Zdań mięsnych wpadł nam w oko… zad. Pieczony, jagnięcy, w maderowym sosie. Ostatecznie skusiliśmy się jednak na cielęcą wątróbkę, licząc, że ta na Chłodnej będzie w bardzo dobrym wydaniu. Jaka była? Przerosła wszystkie nasze wątróbkowe oczekiwania. Delikatna i chrupka z zewnątrz, w środku zaś uwodzicielsko miękka. Oczywiście towarzyszyła jej zakochana w niej bez pamięci (z wzajemnością) natka pietruszki. Było też puree ziemniaczane z musztardą Pommery, szalotka i sos diabelski na białym winie. Z niepokojem obserwowaliśmy zakusy na nalanie w kieliszki czerwonego wina. Szczególnie złowieszczo dla wątróbki zabrzmiała informacja, że jest to południowoafrykański kupaż z winogron Syrah, Mourvedre i Grenache. Liczyliśmy, że może zdarzy się cud. Ale się nie zdarzył. Nawet po intensywnym napowietrzeniu delikwenta. Wątróbka wyła, a my razem z nią. Gdy atmosfera w restauracji zaczynała gęstnieć, usłyszeliśmy dochodzące z zaplecza popiskiwania. To wcześniej wzgardzony austriacki Riesling domagał się, by dać mu jeszcze jedną szansę. Daliśmy. Tym razem było cudownie! Wątróbka zaśpiewała nawet cichutko po angielsku „Riesling is my love” (nie znała niemieckiego).

TRUSKAWKOWA SŁODYCZ

Wizyta zbliżała się do końca. Pozostał nam do spróbowania już tylko deser. Wybraliśmy parfait z tatarem z truskawek i sorbetem z szampana. Zaproponowano Gloria Ruby Porto. Stwierdziliśmy, że szampan mógłby być lepszy. Ale w sumie w Winosferze jest cool. Zajrzymy tu ponownie.

Restauracja Winosfera
Warszawa ul. Chłodna 31

Ogólne wrażenie 5,0

Karta win 5,5

Potrawy 5,5

Wystrój wnętrza 4,5

Obsługa 5,0

Na biznes lunch 5,0

Na obiad z rodziną 3,0