O tym, żeby w małym krymskim miasteczku Massandra stworzyć dom winny i wybudować przepastne piwnice, zadecydował sam car. Na Krym padło za sprawą księcia Woroncewa, którego ojciec przejął rezydencję w Massandrze wraz z rozległym parkiem od córki księcia Lwa Potockiego. Woroncew przeprowadzał tam potem, z sukcesami, rozmaite winne eksperymenty. Natchnienie czerpał z czasów „francuskich”. Dowodził okupacyjnymi wojskami rosyjskimi po klęsce Napoleona. Marzyły mu się krymskie odpowiedniki Chateau d’Yquem. Również węgierskiego tokaja, a także porto, sherry i madeiry. Gdy Mikołaj II decyzję w końcu podjął, miał tylko jeden problem. Kto pokieruje całym przedsięwzięciem?
Postawił na Golicyna
Wybór był niezwykle trafny. Kniaź, nie dość że był znakomitym znawcą win, to także świetnym organizatorem. Prace ruszyły z kopyta. Trwały ponad trzy lata. Oprócz samej wytwórni, wydrążono w bogatym w granit podłożu labirynt 7 tuneli (150 m każdy). Wszystko 60 m pod ziemią. Genialnie zaplanowane. Warstwowość zapewniała stałą temperaturę 14-16 stopni, a podziemne źródełka optymalną wilgotność. Piwnice były mocne. Nietknięte przetrwały nawet... trzęsienie ziemi. Golicyn wspaniale wyczuwał, jakie szczepy winogron dadzą najlepsze wina na krymskich glebach. Uruchomił nowe plantacje. Tworzył coraz to nowe wina, a podniebienie miał niebywałe. Powstały legendarne kupaże, jak kultowe kultowe dziś „Siódme Niebo”. Ci z zasobnym portfelem mogli je do niedawna sami spróbować. Teraz jest już wszystko w rękach „zielonych ludków”.
Receptury kniaź zabrał ze sobą do grobu. Za komunizmu na wszelkie sposoby starano się je odtworzyć — bez rezultatu. W końcu Gorbaczow się zeźlił i w ramach walki z alkoholizmem winne plantacje kazał wyciąć. Prawie mu się to udało. A niegdyś, za cara, Massandra zaopatrywała cały dwór. Nie tylko rodzimymi winami. W piwnicach gromadzono także „rodzynki” z innych stron świata. Do dziś chlubą piwnicy jest andaluzyjskie Sherry de le Frontera. Egzemplarz z 1775 roku poszedł na jednej z aukcji za blisko 50 tys. dolarów. Są przecieki, że był świetny.
Przetrwanie bolszewików
Aż dziw bierze, jak winom udało się przetrwać do naszych czasów. Szanse na spustoszenie piwnicy były ogromne. W czasie wojny domowej przetaczali się w pobliżu białogwardziści i bolszewickie bandy. Wszystkich
udało się zmylić. Zamurowano i dobrze zamaskowano wszystkie wejścia do piwnic. Po przejęciu władzy, komuniści szybko namierzyli lokalizację skarbu. Przez moment spragnione gardziele już się witały z gąską... A tu figa z makiem! Na Massandrze rękę położył sam Stalin. I to wyjątkowo skutecznie. Nie zniknęła ani jedna butelka! No, może z wyjątkiem tych, które Soso sam degustował. Kolekcja nawet się powiększyła. Kazał ściągnąć do Massandry, pod jeden klucz, wszystkie wina z innych rezydencji cara. Widziano je tam jeszcze przed aneksją Krymu. Wiele z oryginalnymi, carskim pieczęciami.
A już kiedyś powiało grozą
W 1941 roku Armia Czerwona dostawała potężne baty, a Niemcy niebezpiecznie zbliżali się do Massandry. Po opróżnieniu piwnic warszawskiego Fukiera nabrali apetytu. A tu nic z tego. W chaosie panicznego odwrotu Stalin nie zapomniał o swej wielkiej, winnej miłości. Setki tysięcy butelek pieczołowicie zapakowanych i indywidualnie skatalogowanych wywieziono na bezpieczne tyły. Do ściśle chronionych magazynów. Cały niezabutelkowany jeszcze 1941-y rocznik bohatersko spuszczono do morza. Poczerwieniało.
Reemigracja i nie tylko
Z emigracji do Massandry wina powróciły po wojnie. Ponownie również ruszono z produkcja winą. Niestety — głównie masową. Ale trafiały się perełki. Wolna Ukraina robiła wszystko, co mogła, by przywrócić dobrą reputację marki. Pojawiały się coraz staranniejsze wina (np. Biały Muskat z Czerwonego Kamienia). Najwięcej mówiło się jednak o piwnicach Massandy, gdy na aukcjach z rzadka pojawiały się wina z najstarszej kolekcji. Osiągały wysokie ceny. Butelkę Chateau d’Yquem (1865) sprzedano jakiś czas temu za 7 tys. funtów. Dużo obiecywano sobie po londyńskiej aukcjach. Liczono na londyńską oazę spragnionych, moskiewskich nuworyszów. Na jednej z nich wystawiono 5 butelek Siódmego Nieba Golicyna z 1880 roku, po 1600 funtów każda. Oferowano m.in. Maderę Braci Kron z 1913 roku (6 tys. funtów za sztukę). W sumie 522 różnych win. Tylko niektóre przekroczyły cenę wywoławczą. Powinny jeszcze poleżakować kilkadziesiąt lat, by je właściwie doceniono. Są wątpliwości czy będzie im to dane. Na Kremlu wyraźnie się oblizują. Kolekcję wycenia się na setki milionów dolarów.
Stanisław J. Majcherczyk, profesor Wyższej Szkołu Hotelarstaw i Gastronomii w Poznaniu.
