Na morzu jest gorzej niż w zbrojeniówce

Cezary Pytlos
opublikowano: 2000-11-16 00:00

Na morzu jest gorzej niż w zbrojeniówce

Okrzyki wzburzonych pracowników upadłego Łucznika, obawiających się o swoją przyszłość i zaległe pensje, obiegły całą Polskę. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w naszym kraju jest branża, której sytuacja jest o wiele gorsza niż przemysłu zbrojeniowego. Mowa o sektorze morskim. Niedawno przez media przebiły się wołania o pomoc zdeterminowanych rybaków z Bałtyku. Niestety, tak szybko, jak się pojawiły, tak samo szybko ucichły. Tymczasem na krawędzi bankructwa balansują także rybacy dalekomorscy i sektor żeglugowy, z takimi firmami, jak Polska Żegluga Morska, Polska Żegluga Bałtycka czy Polskie Linie Oceniczne.

Nawet wizytówki Wybrzeża, którymi są: Stocznia Szczecińska, Gdańska Stocznia Remontowa czy Stocznia Gdynia, podatne są na wahania rynkowej koniunktury. Firmy poszukują w związku z tym alternatywy dla działalności stoczniowej. Stocznia Szczecińska rozwija, poprzez swoją spółkę zależną, Porta Petrol, działalność na rynku paliwowym. Może sobie na to pozwolić, bo dzięki prywatyzacji jest firmą sprawną i elastyczną w podejmowaniu decyzji. Tego nie można powiedzieć np. o PŻM, który nadal jest przedsiębiorstwem państwowym.

Trudno jest raczej wytłumaczyć, dlaczego od początku transformacji w firmie, posiadającej jedną z większych flot handlowych na świecie, nie zrobiono dosłownie nic. Niestety, rząd decyduje się oddać w prywatne ręce firmę wtedy, gdy jest już na to za późno. Tak jak na przykład w przypadku Polskich Linii Oceanicznych, które na szczęście ostatecznie znalazły amatora w postaci Stoczni Gdynia. W tej transakcji jednak niebagatelną rolę odegrał Skarb Państwa, a raczej w jego imieniu Agencja Rozwoju Przemysłu, która zasiliła firmę doraźną kwotą, co zapewne wzmocniło odwagę inwestora.

Przedstawiciele branży twierdzą, że Skarb Państwa powinien podążać tropem PLO. Jeśli nie wprost dotując przedsiębiorstwa, to przynajmniej dostosowując do ich potrzeb prawo, tak by mogły działać na takich zasadach, jak ich zachodni konkurenci.

Nasuwa się pytanie, czy rząd tak naprawdę chce dalszego istnienia firm żeglugowych, czy też nie. Jeśli nie, to czy jest w stanie zaproponować alternatywę dla wszystkich tych, którzy utracą pracę? Mogą to być na przykład osłony socjalne, takie jak dla górników czy kolejarzy. Jeśli zaś chce utrzymać te firmy przy życiu, to potrzebne są zdecydowane działania, przekładające się na doraźny zastrzyk gotówki. Mówienie o prywatyzacji zadłużonych przedsiębiorstw, jako jedynym antidotum na ich bolączki, raczej zamydla oczy. Bo kto przy zdrowych zmysłach zainwestuje w kolosy na glinianych nogach? Powinny się znaleźć środki w budżecie na uratowanie firm, choćby po to, żeby je drożej sprzedać, ale także z oszczędności. Jak drogie są programy osłonowe, już zdążyliśmy się przekonać.