Na Wschodzie trudno o zmiany

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2020-08-11 22:00

Od niedzieli dość gwałtownie przypomnieliśmy sobie, że Polska znajduje się na kresach nie tylko Unii Europejskiej i NATO, lecz cywilizacji zachodniej, zaś od Bugu zaczyna się wschodnia satrapia.

Tak naprawdę nic się tam nie zmieniło od ćwierć wieku, ale ustawione wybory prezydenta przelały na Białorusi czarę społecznej goryczy. Na całym świecie bardzo uczciwą miarą poziomu demokracji jest po prostu liczba możliwych kadencji sprawowania władzy. Monarchowie z definicji panują dożywotnio, ale coraz mniej mają władzy rzeczywistej. W ustrojach republikańsko-gabinetowych po wyborach parlamentarnych następuje naturalna rotacja ekip przy sterach. Największą pokusą sprawowania długoletnich rządów autorytarnych są natomiast ustroje z silną pozycją prezydenta. Jeśli konstytucje nie zawierają wystarczająco silnych zabezpieczeń, dochodzi do wynaturzeń i degeneracji władzy. Przodują w tym procederze kacykowie państw afrykańskich oraz pozycjonujący się na carów władcy republik poradzieckich. Białoruś nie jest jakimś przypadkiem nadzwyczajnym, chociaż wyróżnia się stażem prezydenta — młodo zaczął… Ale przecież nie różni się od Rosji, a także Azerbejdżanu czy Kazachstanu oraz innych poradzieckich …stanów.

Swiatłana Cichanouska stała się symbolem, ale jej realne znaczenie polityczne jest zerowe.
Fot. Natalia-Fedosienko-TASS-forum

Generalnie jednak przez minione ćwierć wieku Białoruś nie była sąsiadem dla Polski jakoś uciążliwym. Z naszej inicjatywy została przecież objęta unijnym programem tzw. partnerstwa wschodniego, chociaż w zasadzie teoretycznie. Należy bowiem do najróżniejszych struktur, których wspólną ideą stało się odtwarzanie Związku Radzieckiego. Najważniejszy jest oczywiście Związek Białorusi i Rosji (ZBiR), ale wciąż istnieje Wspólnota Niepodległych Państw, nowsza Euroazjatycka Unia Gospodarcza i jeszcze kilka innych tworów. Na szczęście dla nas ZBiR od początku XXI w. nie podnosi poziomu integracji udziałowców, ze względu na mrzonki obu stron. Władimir Putin widziałby Białoruś jako zachodnie gubernie Rosji, z drugiej zaś strony Aleksander Łukaszenka chciałby zasiąść, jako rotacyjny prezydent ZBiR, choćby okresowo na… moskiewskim Kremlu. Dlatego od trzech dekad na naszych wschodnich rubieżach zmaterializowała się i ustabilizowała wizja Józefa Piłsudskiego sprzed wieku — sąsiednie państwa stworzyły bufor oddzielający Polskę od Rosji. Wystarczy nam problemów na niedługiej granicy bezpośredniej z obwodem kaliningradzkim.

Powyborcze protesty na Białorusi wchodzą w nową fazę.

Oprócz demonstracji ulicznych pojawiają się pierwsze strajki. Generalnie jednak jest to ruch spontaniczny, oddolny, rozproszony i całkowicie pozbawiony politycznego przywództwa. Główna prezydencka rywalka Aleksandra Łukaszenki, liderka opozycji Swiatłana Cichanouska, stała się żywym symbolem konsolidującym wszystkich sprzeciwiających się satrapii, ale przecież jej realne znaczenie polityczne jest zerowe. Mając w pamięci los wielu innych kandydatów na prezydenta Białorusi z dawnych lat, a obecnie własnego męża, schroniła się na Litwie. Emigracja politycznych przeciwników to rozwiązanie bardzo wygodne dla Aleksandra Łukaszenki.

Rozchodzenie się protestów poza Mińsk czy Grodno potwierdza zmęczenie Białorusinów ćwierćwieczem Łukaszenki. Z drugiej jednak strony ogromne są obszary, dla których jakakolwiek zmiana jest niewyobrażalna. Społeczeństwo białoruskie mentalnie jest znacznie bliższe modelu radzieckiego niż np. rosyjskie. I chyba ta obiektywna okoliczność będzie miała dla ewolucji powyborczego dramatu decydujące znaczenie.