Najwygodniej jest nie pytać

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2013-06-10 00:00

Dziesięć lat temu poreferendalna noc z 8 na 9 czerwca była triumfem Polski europejskiej. „PB” wtedy ukazał się wyjątkowo w barwach unijnych, co przypominamy reprodukcją okładki.

W głosach wyjętych z urn zwycięstwo zwolenników akcesji do Unii Europejskiej nad przeciwnikami było miażdżące, w proporcji 77,5 do 22,5. Drugą stronę medalu odsłania jednak przeliczenie wyników w odniesieniu do wszystkich uprawnionych do głosu, czyli prawie 29,9 mln Polaków. Za akcesją opowiedziało się tylko 45,25 proc., przeciwko było 13,18 proc., a w ogóle nie interesowało to aż 41,57 proc. wyborców. Oto dziejowy paradoks — wynik frekwencyjnie „zatwierdzili” przeciwnicy akcesji! Gdyby prowadzili konsekwentną taktykę bojkotu referendum — Polska nigdy by do UE nie przystąpiła…

Historyczne referendum ma wielkie znaczenie także współcześnie. Przypomnijmy, że pytanie dotyczyło dosłownie akceptacji traktatu, podpisanego 16 kwietnia 2003 r. w Atenach. W warunkach akcesji Polski przyjęcie waluty euro zapisano jako obowiązek, chociaż bez daty. To ważna okoliczność, wypływająca we współczesnych starciach — zwolennicy euro podkreślają, że temat mamy referendalnie już załatwiony, przeciwnicy natomiast domagają się odrębnego głosowania w sprawie złotego/ euro. Faktem jest, że w kampanii informacyjnej 2003 waluta nie znajdowała się na pierwszym planie. Wtedy bój rozgrywał się o Unię jako taką, a nie o Euroland.

Polsce na razie i tak daleko do spełnienia kryteriów konwergencji. Czeka nas także ciężki dla rynków finansowych, a zwłaszcza dla banku centralnego okres pobytu złotego w kursowej poczekalni ERM II (Exchange Rate Mechanism). W kontekście polskich perspektyw ciekawe mogą być doświadczenia Łotwy. Jej waluta łat terminuje w ERM II już wiele lat. Ostatnio Komisja Europejska potwierdziła spełnianie przez Łotwę kryteriów konwergencji, dzięki czemu republika ta stanie się osiemnastym państwem Eurolandu zapewne 1 stycznia 2014 r. Sytuacja społeczna jest podobna jak u nas — ponad 60 proc. obywateli nie chce wspólnej waluty, bardziej zjednoczona na tak jest natomiast klasa polityczna. Najważniejsze, że nie ma takiego zapisu konstytucyjnego, jak w Polsce o złotym, skutkującego blokadą prawną. Konstytucja Łotwy pochodzi z roku 1922, po powtórnym odzyskaniu niepodległości była uaktualniana, ale o walucie nie ma w niej ani słowa! Wprowadzono tylko zapis o fakultatywnym referendum w razie „istotnej zmiany warunków uczestnictwa Łotwy w Unii Europejskiej” — czym bez wątpienia będzie przyjęcie euro. Wszystko wskazuje, że obywatele jednak nie zostaną zapytani…