Byliśmy tu lata temu. Zaraz po otwarciu. Tym razem do wizyty zainspirowały nas krążące po Warszawie opowieści o wspaniałych deserach (dostępnych także na wynos). Okazało się jednak, że to nie wszystko, co wyróżnia Stary Dom na restauracyjnej mapie stolicy. Zaskakuje liczba dań przyrządzanych przy stole. Nie tylko na zimno (befsztyk tatarski), ale i na gorąco — cynaderki cielęce z patelni, boeuf strogonoff czy pijane nalewką wątróbki. Karta win wprawdzie przyzwoita, ale to nie one królują na Puławskiej. Prym wiodą staropolskie nalewki (jest ich niemal 50), wszystkie dostępne na kieliszki!
FLAGOWY TATAR
Zaczęliśmy od deski pasztetów. Był pasztet z dzika, kaczki, cielęco-wieprzowy — wszystkie własnego wypieku. Do kieliszka (za namową) zaryzykowaliśmy nalewkę. Zaproponowano z tarniny zwanej inaczej cierniakiem (dla anglojęzycznych: blackthorn). No, no… całkiem dobrze ze sobą współgrali. W drugim rzucie przystawek przyszła kolej na flagowy dla Starego Domu befsztyk tatarski.
Żaden tam inwalida z PRL-u: tatar z jednym jajkiem przyrządzony w nieznanych okolicznościach na zapleczu. Przy stole pojawił się pan Tomasz Marcinkowski w rękawiczkach chirurgicznych — kucharz z rzeczywiście dużym doświadczeniem. W samym hotelu Bristol spędził 15 lat. Na naszych oczach rodził się robiony niemal w sterylnych warunkach tatar.
Bardzo byliśmy ciekawi, jak zasmakuje, gdy ktoś go dla nas przyprawia. To jedna z niewielu potraw, którą każdy raczej doprawia według własnego uznania. Składniki były klasyczne, może za wyjątkiem muśnięcia lipowym miodem i przyprószenia świeżym lubczykiem. Przyjemnie smakowo zharmonizowany łagodnie rozglądał się po lokalu. Nie wiedział, że z boku szykowały się na niego (pewne zwycięstwa) nalewki.
Także schłodzona wódka Wyborowa. I była niemiła niespodzianka. Nalewki z marszu dostały po pyszczkach. Także zmrożona Wyborowa. A przecież w PRL-u to ona przy tatarze rozdawała karty. Przyczyna? Szeptano, że w sumie za mocni partnerzy do tak delikatnie przyrządzonego delikwenta.
Postanowiliśmy ratować się winem. Wybór padł na różowe — Saint Marc Syrah Rose Reserve, 2011, Foncalieu, Południowa Francja. Chwila wahania i… tatar był zachwycony. My oczywiście też.
WĄTRÓBKI I WIŚNIE
Nadeszła kolej na wątróbki z drobiu. Przy stole zrobiło się miłe zamieszanie: na patelnię polano wiśniową nalewkę — buchnęło ogniem i zaskwierczało. Gdy niebożęta pojawiły się na talerzu, już po pierwszym kęsie zaniemówiliśmy z wrażenia. Wątróbki wirowały na podniebieniu w aromatycznych powiewach. Były goździki, cynamon, wiśnie, a nawet kolendra.
Różowy Syrah rzucił się na nie pewny z góry sukcesów. Od razu dostał czarną polewkę. Był tym wyraźnie speszony. Padła wtedy propozycja, by wątróbki podejść z zaskoczenia staropolską nalewką wiśniową. Poszliśmy za radą. Na chwilę zapadła cisza. Na naszych oczach, w naszych ustach powstała wspaniała kombinacja smakowa. Wątróbki z nalewką radośnie zatańczyły oberka.
ŻEBERKA Z NALEWKĄ
Zdań głównych mieliśmy kilka na celowniku. Dzika pieczonego w sosie jałowcowym, królika w sosie musztardowym… Ostatecznie wybraliśmy wieprzowe żeberka (rasy złotnickiej).
Wrażenie? Dla miłośników żeberek Stary Dom to adres docelowy. Przykryte smakowitym szalem były wręcz zjawiskowe. Rozzuchwaleni doświadczeniami z wątróbką, ponownie zaatakowaliśmy żeberka nalewkami. W sumie niewiele się z nich obroniło. Dla panów, którzy lubią coś mocniejszego do żeberek, dobrze się wpasowała staropolska nalewka Gniezno. Paniom przypadł do gustu dyżurujący stale na boku winny kolega z Francji.
TORT WODZIREJ
Z niepokojem czekaliśmy, jakie wrażenie zrobią na nas desery. A było w czym przebierać. Szczególnie nam zasmakowały bezowy tort pistacjowy i sernik domowy. Zaś bezowy tort żurawinowy (na zdjęciu) ze staropolską nalewką wykwintną mogły po Puławskiej poloneza wodzić. &
Restauracja Stary Dom
Warszawa ul. Puławska 104/106
Ogólne wrażenie 5,0
Karta win 6,0
Potrawy 5,0
Wystrój wnętrza 4,5
Obsługa 5,0
Na biznes lunch 5,5
Na obiad z rodziną 3,0