Po sobotniej klęsce LOTTO Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland naturalne jest porównywanie jej z pamiętnym Basenem Narodowym z 16 października 2012 r. Tym razem jednak gospodarze, czyli zarządzająca Stadionem Narodowym spółka PL.2012+ oraz Polski Związek Motorowy są całkowicie niewinni, Odpowiedzialność ponoszą trzy podmioty zagraniczne: licząca sobie 111 lat FIM (Fédération Internationale de Motocyclisme), powierzająca organizację cyklu mistrzostw świata brytyjskiemu fachowcowi BIS (Benfield Sports International), który z kolei zleca budowę torów duńskiej firmie Speed Sport, należącej do 69-letniego Ole Olsena (obecnie także do jego syna), trzykrotnego mistrza świata z lat 70. Te marki stanowią zbiorową opokę sportu żużlowego, dlatego tak szokuje ich kompromitacja w Warszawie.

Genezą imprezy była bardzo sensowna idea wprowadzania żużla na salony. Stadiony ze stałymi torami na całym świecie nie należą do pierwszej kategorii, u nas tą dyscypliną stoją Gorzów Wielkopolski, Zielona Góra, Wrocław, Leszno, Grudziądz, Bydgoszcz, Toruń, Tarnów, Rzeszów. W sobotę właśnie owa żużlowa Polska, a nie mieszkańcy stolicy, zapełniła w liczbie ponad 53 tys. kibiców Stadion Narodowy. Należy on do elity obiektów wielofunkcyjnych, w których można układać żużlowe tory jednorazowe. Budowa takiego toru wymaga co najmniej tygodnia, ale w Warszawie ekipa Ole Olsena zaczęła dopiero w poniedziałek 13 kwietnia, chociaż mogła wejść już w weekend. Anglicy zwieźli statkiem do Gdańska, a potem do Warszawy ponad 3500 ton sjenitu, czyli specjalnej zmielonej skały. Duńczycy lekceważąc jakość zbudowali jednak niebezpieczny tor z dziurami, zwłaszcza na północnym wirażu tuż po starcie. Żużlowa elita w piątek odmówiła udziału w treningu, dlatego tor w nocy „przypicowano” i pod presją FIM turniej w sobotę wystartował. Dziury szybko wyszły jednak na wierzch i po ślamazarnym rozegraniu 12 z planowych 20 biegów (to minimum, przy którym zgodnie z regulaminem turniej uznaje się za odbyty), żużlowcy już nie wyjechali. Osobnym, kabaretowym wątkiem była awaria duńskiej startmaszyny. Na płycie leżało dziesięć taśm rezerwowych, ale jedyny egzemplarz maszyny podrywał je nierówno i zawodników awaryjnie wypuszczano na sygnał gaśnięcia zielonego światła. Regulamin to dopuszcza, ale na poziomie mistrzostw świata takiego wstydu żużlowy świat nie pamięta.
Gigantyczna wpadka topowego biznesu zagranicznego miała też uboczny kontekst krajowy. Głównym partnerem turnieju był Totalizator Sportowy (TS) z marką LOTTO. Symbolicznie nawiązało to do losowań totka z epoki PRL, gdy każdemu numerkowi została formalnie przypisana dyscyplina sportu lub konkurencja lekkoatletyczna i alfabetyczną listę kończył żużel — 49. W sobotę prezes TS Wojciech Szpil z nieukrywaną dumą towarzyszył w loży prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu w biało-czerwonym szaliku, dla którego patronat nad imprezą był wyborczym samograjem. To znaczy — miał być. Siedziałem dziesięć metrów nad lożą i widziałem, jak nastrój z każdą minutą tam siadał, a potem gości dość szybko z niej wywiało…