Michał Rybarczyk
Właściciel firmy Rybarczyk Inwestycje jest z wykształcenia technikiem leśnikiem i politologiem (Uniwersytet Wrocławski). Ukończył też studia podyplomowe: edytorstwo na Uniwersytecie Warszawskim i dziennikarstwo w Centrum Kształcenia Służby Zagranicznej, miał też stypendium w Europa Kolleg (RFN). Był korespondentem prasy centralnej i dyrektorem zarządzającym polskim oddziałem Bertelsmanna. Prowadzi m.in. doradztwo w zakresie sanacji firm i jest wydawcą prasy.
Michał Rybarczyk konsekwentnie realizuje postawione sobie cele. W Lotniczych Zakładach Produkcyjno-Naprawczych Aero-Kros w Krośnie, w których od kilku miesięcy jest prezesem, wdraża program naprawczy. Przejęta przez niego firma była w opłakanym stanie finansowym. A on jest specjalistą właśnie od uzdrawiania spółek. Kupuje takie z problemami, diagnozuje przyczyny kryzysu i pomaga je zlikwidować.
Jest przedsiębiorcą z wieloletnim stażem, właścicielem firmy Rybarczyk Inwestycje, którą prowadzi wraz z synem Mateuszem. — Spółka Rybarczyk Inwestycje działa w branżach restrukturyzacyjnej, wydawniczej, budowlanej i transportowej. W zakres naszych działań wchodzą fuzje i przejęcia, wykup menedżerski oraz inżynieria finansowa — mówi przesiębiorca.
Miłośnik lotnictwa
Kiedy jednak o pomoc w zdiagnozowaniu problemów krośnieńskiego Aero-Krosu do Rybarczyk Inwestycje zgłosił się Podkarpacki Bank Spółdzielczy, który przejął firmę za długi, biznes splótł się z pasją. Bo Michał Rybarczyk od dzieciństwa interesował się samolotami. Wciąż przechowuje legitymację z Aeroklubu Ostrowskiego, do którego należał jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej.
Nieprzypadkowo więc służbę wojskową odbywał w pułku lotniczym. A od prawie 10 lat wydaje ilustrowany „Just Fly Magazine” dla pilotów, posiadaczy samolotów i miłośników lotnictwa. Sam pisze artykuły, wyszukuje ciekawostki ze świata. — Zespół redakcyjny to też sami pasjonaci — mówi przedsiębiorca. Właścicielem Aero-Krosu nadal jest bank, ale po roku Michał Rybarczyk będzie miał prawo pierwokupu akcji.
— Daję sobie rok, żeby postawić tę firmę na nogi — deklaruje. Założony ponad 50 lat temu zakład był wielokrotnie przekształcany. W 2007 r. Aeroklub Polski sprzedał go prywatnemu przedsiębiorcy. Wydawało się, że Aero-Kros odnajdzie się na rynku w branży lotniczej. Potencjał w postaci zespołu pracowników z dużym doświadczeniem, wyspecjalizowanych w remontach i obsłudze sprzętu lotniczego, nie został jednak należycie wykorzystany. Produkcja samolotu Czajka — własnej konstrukcji — też nie rozwiązała problemów finansowych spółki. Bez kapitału na produkcję zadłużony Aero-Kros nie mógł działać. Miał pół miliona długu, a 90 proc. tego, co udało się zarobić, szło na pensje pracowników. — Konsekwencje finansowe miały też wcześniejsze nietrafione inwestycje i błędne decyzje. Nie powiodła się np. produkcja ekranów dźwiękochłonnych, bo odbiorca przestał płacić, właściciel nie zdążył wybudować nowej hali na własnym terenie i spółkę obciążały koszty dzierżawy — opowiada Michał Rybarczyk.
Historyczny Bocian i współczesna Czajka
Nowy prezes ma wizję naprawy firmy. Zadbał o pracowników, którzy są nie do zastąpienia przy pracach konstrukcyjnych i remontowych, pozyskał nowe zlecenia. Na przykład wkrótce Aero-Kros zakończy remont zabytkowego samolotu Fieseler Storch A-97. — Panuje ogromne poruszenie, gdy trafia do nas legendarna maszyna. Tak też było w przypadku Storcha z okresu II wojny światowej. To dla nas powód do dumy, prestiżowa sprawa, bo to nie byle jaki samolot — informuje Michał Rybarczyk.
Mechanicy Aero-Krosu od kilku miesięcy szykują maszynę do historycznego lotu w 70. rocznicę akcji ratunkowej, w której brał udział w listopadzie 1946 r. Wtedy w szwajcarskich Alpach Berneńskich na lodowcu Gauli doszło do wypadku samolotu C-53 Skytrooper, którym lecieli wysocy rangą amerykańscy wojskowi z rodzinami. Rozbitków ewakuowały właśnie Storchy: A-97 i A-96, które sprawdziły się mimo trudnych warunków pogodowych. Już w czasie II wojny światowej wykorzystywano je do ewakuacji pilotów i rannych, a także do działań ratunkowych. — Ich zaletą jest to, że potrafią wylądować w każdych warunkach na niewielkiej przestrzeni, nawet na kawałku łąki — mówi przedsiębiorca. Storch A-97 trafił do Krosna w październiku 2015 r. Przedtem przez 50 lat wisiał pod sufitem w Muzeum Transportu w szwajcarskiej Lucernie.
— Latającego Bociana, bo Storch znaczy po niemiecku bocian, zapragnęli zobaczyć członkowie szwajcarskiego stowarzyszenia Freunde des Fieseler Storch. To oni zadecydowali, żeby wysłać go na renowację do Polski. Wybór krośnieńskiego Aero-Krosu nie był przypadkowy — opowiada prezes firmy. Nic dziwnego, bo Aero-Kros to marka znana w światowej branży lotniczej. Jest spadkobiercą Okręgowych Warsztatów Lotniczych, powołanych w 1956 r. przez Aeroklub Polski, które przekształciły się potem w Lotnicze Zakłady Naprawcze APRL. Teraz specjalizuje
mój świat
się rewitalizacji zabytkowych samolotów. Zlecenie od Szwajcarów nie było pierwsze. — W krośnieńskich zakładach wyremontowano ponad 4,5 tys. szybowców i 3,5 tys. innych samolotów, w tym rosyjskie „kukuruźniki”, czyli CS13. Dwa lata temu trafił do nas samolot Morane Saulnier, produkowany przez Francuzów na licencji Storcha, z którym mechanicy dali sobie radę — wylicza Michał Rybarczyk. W hali naprawczej stoi jeszcze sześć zabytkowych maszyn. Rekonstrukcja jest czasochłonna, a największy problem to znalezienie części zamiennych. Trzeba wiele cierpliwości i staranności, żeby przywrócić dawną świetność zabytkowym samolotom. Storchowi z Lucernymechanicy poświęcili 7 miesięcy. Takie zlecenia są dla Aero-Krosu na wagę złota. Bo chociaż zakład również produkuje samoloty, to wpływy z renowacji stanowią poważny zastrzyk gotówki. W Krośnie powstaje ultralekki samolot MP-02 Czajka. W 2009 r. został po raz pierwszy zaprezentowany podczas AERO Friedrichshafen w Niemczech i doskonale oceniony.
— Waży 472 kg i ma przestronną dwuosobową kabinę ponadmetrowej szerokości. To całkowicie samodzielna produkcja Aero-Krosu: od projektu poprzez budowę i certyfikację po sprzedaż i serwisowanie. Służy do latania rekreacyjnego, ale w wersji specjalnej może być wykorzystywany przez wojsko do celów rozpoznawczych, zadań łącznościowych, transportu lub przerzutów w trudnych warunkach startu i lądowania. Także przez straż pożarną i straż graniczną — informuje prezes Aero-Krosu.
W samolocie można zainstalować dodatkową aparaturę i urządzenia, choćby kamery, noktowizory, rejestratory ruchu, temperatury, które wykorzystuje wojsko. Łatwość startu i lądowania, zwrotność Czajki pozwalają jej na pracę w trudnych warunkach, a obsługa nie wymaga specjalistycznego i rozległego zaplecza.
— MP-02 Czajka może być też samolotem bezzałogowym. Próby prowadzone przez zespół pod kierunkiem prof. Gruszeckiego z Politechniki Rzeszowskiej dobrze rokują rozwojowi takiego wariantu samolotu. Czajki latają w Polsce, ale też w Nowej Zelandii, Francji, Belgii i Hiszpanii. Zamówienia nie są jednak duże, dlatego wciąż szukamy nowych rynków zbytu i nowych form działania. Mamy zespół wykwalifikowanych fachowców i jesteśmy konkurencyjni cenowo dla firm z zachodu Europy — mówi Michał Rybarczyk. I zapowiada nową działalność: renowację zabytkowych samochodów.
— Mamy zaplecze techniczne, a sprzedaż luksusowych zabytkowych aut jest bardzo dochodowa — tłumaczy prezes. Bo przecież mieć własny samolot albo wybrać się na przejażdżkę po mieście 50-letnim mercedesem lub porsche to marzenie wielu zamożnych ludzi. &
© Ⓟ