„Puls Biznesu”: Jak się panu pracuje na wolnym rynku pocztowym?
![Ogólnopolski Związek Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych ma mnóstwo uwag do Prawa pocztowego — mówi Leszek Żebrowski, prezes PGP. [FOT. ARC]
Ogólnopolski Związek Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych ma mnóstwo uwag do Prawa pocztowego — mówi Leszek Żebrowski, prezes PGP. [FOT. ARC]](http://images.pb.pl/filtered/ddd62025-a7a8-44c9-959f-625aad739933/7f8fc41f-9f99-5965-8463-baa41df877a5_w_830.jpg)
Leszek Żebrowski, prezes PGP: Tak samo jak przed uwolnieniem.
Nic się nie zmieniło?
Niewiele. A na lepsze — prawie nic. Nam, niepublicznym operatorom pocztowym, wydawało się, że uwolnienie rynku oznacza równy do niego dostęp. Klientom wydawało się, że spadną ceny usług pocztowych. Nic z tego. Za to pojawił się kolejny podatek…
Podatek?
Tak. Niepubliczni operatorzy pocztowi, których roczny obrót przekracza 1 mln zł, będą płacili 2 proc. przychodu na fundusz, z którego będą pokrywane ewentualne straty wyznaczonego operatora z tytułu świadczenia usług powszechnych, czyli Poczty Polskiej. Można się spodziewać, że Poczta takie straty wykaże. W dodatku ta opłata nie może być zaklasyfikowana jako koszt uzyskania przychodu. Słowem — po prostu podatek.
Poczta Polska rzeczywiście może ponieść straty na świadczeniu usług powszechnych. A taka działalność jest mało interesująca z biznesowego punktu wodzenia. Jak z tego wybrnąć?
Z jednej strony — administracja rządowa jest zobowiązana, by zapewnić wszystkim równy dostęp do rynku, z drugiej — jako właściciel — do zapewnienia możliwie najlepszych wyników swoich spółek. To nie jest zdrowa sytuacja. Na świecie takie problemy rozwiązano.
Jak?
Po prostu tworzy się prawo, które jest równe dla wszystkich. Jednocześnie określa się plany wobec operatora narodowego (czy wyznaczonego). Można np. skorzystać z modelu z USA, gdzie państwowy operator pocztowy jest częścią administracji i w ten sposób wypełnia rolę operatora powszechnego. U nas wszystko stoi na głowie. Stworzono Pocztę Polską SA, widzi się przed nią przyszłość na giełdzie i w związku z tym tworzy się preferujące ją przepisy, by pozwolić jej przetrwać. To jestem nawet w stanie zrozumieć. Ale nie rozumiem, dlaczego te regulacje wpisuje się w ustawę Prawo pocztowe. Tam powinny być jasne, proste i jednolite zasady obowiązujące wszystkich operatorów. Skoro państwo nie chce wcielić Poczty do swojej administracji, to powinno z nią podpisać kontrakt na świadczenie usług powszechnych za konkretną stawkę. Aby jednak taki kontrakt mógł powstać, trzeba znać ceny. A tych nie poznamy, dopóki rynek nie będzie uwolniony. Mamy więc w ustawie zapis, że Poczta Polska wykonuje określone zadania z definicji.
Przecież od początku 2013 r. mamy w pełni uwolniony rynek pocztowy.
Teoretycznie. W praktyce mamy zabetonowaną monopolistyczną pozycję operatora narodowego, umocnioną w nowym Prawie pocztowym. Przykład? Zapis, że przekazy pocztowe świadczeń socjalnych robi tylko Poczta Polska. A 90 proc. przekazów realizuje się dla ZUS i KRUS, a więc Poczta może podyktować dowolną cenę, bo płaci państwo. Gdyby rynek był rzeczywiście wolny, to prywatni operatorzy mogliby się starać w przetargach o realizowanie tych przekazów. Inna sprawa: uwolnienie rynku powinno skutkować obniżeniem cen, a tymczasem dla obywateli one wzrosły. Jednym z pierwszych ruchów Poczty Polskiej po „uwolnieniurynku” było bowiem tzw. wyrównanie taryf. Objęło przesyłki do 350 g, w których około 80 proc. to listy do 50 g. W efekcie listy zdrożały.
Ale deregulacja rynku jest jednym z wymagań Unii.
Owszem. Ale w większości krajów Europy obowiązuje standard D+1 [list doręcza się następnego dnia po nadaniu — przyp. red.], a polski to D+3 i to tylko w 85 proc. Wynika to z nadmiernej ochrony Poczty Polskiej. Nasz rząd nie powinien walczyć o zachowanie monopolu tam, gdzie rynek się kurczy, lecz myśleć, jak zmotywować graczy — w tym Pocztę Polską — żeby się starali być innowacyjni, wprowadzać nowe produkty. O tym, że się da, świadczy budowana przez nas sieć awizomatów albo paczkomatów naszej konkurencji. Polska należy do państw, które unijne dyrektywy dotyczące rynku pocztowego wprowadzają jako ostatnie. Decyzje są więc nieprzemyślane i pojawiają się takie buble jak obecne Prawo pocztowe.
Widzi pan szansę na zmianę?
Ogólnopolski Związek Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych ma mnóstwo uwag do tego prawa. Zgłaszamy je do UKE, do UOKiK i będziemy zgłaszali posłom i senatorom. Mamy zapewnienia, że w czerwcu, czyli po pół roku obowiązywania nowego prawa, parlamentarzyści zechcą zweryfikować jego działanie. To jest po prostu prawo antyrynkowe. A przy jego wprowadzaniu były nieprawidłowości.
Jakie?
Pierwszy projekt opracował mecenas, który był zarejestrowanym lobbystą. Stowarzyszenie Stop Korupcji zapytało UKE i Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, jak to się stało, że projekt prawa pocztowego współtworzyła osoba, która jest zarejestrowanym lobbystą i miała umowę z Pocztą Polską. Sprawę bada prokuratura. Mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość.
Władze biorą pod uwagę wasze zastrzeżenia?
Z tym jest różnie. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że 23 lutego 2013 r. Ministerstwo Sprawiedliwości oddało do tzw. konsultacji społecznych rozporządzenie na temat elektronicznego doręczania korespondencji poleconej — zwłaszcza sądowej. Ale pominięto niepublicznych operatorów pocztowych. Projekt konsultują firmy kurierskie, zrzeszenia radców prawnych i… Poczta Polska.