Nie ma co liczyć na spadek bezrobocia
W końcu pierwszego kwartału 1999 roku stopa bezrobocia po raz pierwszy od dwóch lat przekroczyła poziom 12 proc. I choć skala obserwowanego od września 1998 roku wzrostu rejestrowanego bezrobocia była w marcu znacznie niższa niż w czterech poprzednich miesiącach, to jednak nadal jest to jeden z najpoważniejszych polskich problemów gospodarczo-społecznych. Bez pracy pozostaje bowiem ponad 2170 tys. osób.
CAŁKOWITE rozwiązanie problemu bezrobocia nie jest oczywiście możliwe, bowiem nawet w najbardziej zaawansowanych gospodarczo i cywilizacyjnie krajach świata stopa bezrobocia sięga 4-6 proc.; byłoby jednak wskazane, by liczbę bezrobotnych w stosunku do osób zawodowo czynnych obniżyć do 9-9,5 proc. W polskich warunkach nie jest to nierealne — latem ubiegłego roku stopa bezrobocia wynosiła właśnie 9,5-9,6 proc. Zwraca przy tym uwagę fakt, iż od połowy 1997 roku aż do sierpnia 1998 roku bezrobocie stale malało, a w końcu ubiegłego roku, po lekkim wzroście w ostatnich miesiącach, jego stopa wynosiła 10,4 proc.
OD TEGO CZASU jednak sytuacja uległa istotnym zmianom. Gwałtowny przyrost liczby rejestrujących się bezrobotnych — zwłaszcza w dwóch pierwszych miesiącach 1999 roku — był w dużej mierze konsekwencją wprowadzanych od nowego roku reform społecznych, przede wszystkim ubezpieczeń społecznych i służby zdrowia. Równocześnie jednak odczuwamy skutki wyżu demograficznego — bardzo wyraźnie nasiliło się bezrobocie wśród młodzieży.
ALE NIE TO jest najważniejszą przyczyną bezrobocia. W oczywisty sposób jest ono konsekwencją słynnego schładzania gospodarki, a więc podejmowania działań zmierzających do osłabienia tempa wzrostu produktu krajowego brutto. Spadek produkcji pociągnął za sobą zwolnienia zbędnych pracowników i zmniejszenie liczby miejsc pracy, a także wyraźne ograniczenie ofert pracy zgłaszanych przez zakłady do urzędów pośrednictwa. Z przyczyn dotyczących zakładów pracy zwolniono w pierwszym kwartale około 150 tys. osób.
W TEJ SYTUACJI ograniczenie bezrobocia będzie bardzo trudne. Tym bardziej że z jednej strony — jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego — około 1300 zakładów pracy deklaruje zwolnienie w najbliższym czasie dodatkowo prawie 70 tys. pracowników, z drugiej zaś — pracę straci też część zatrudnionych w dużych przedsiębiorstwach, które mają być objęte programami restrukturyzacyjnymi.
RÓWNOCZEŚNIE jednak mamy do czynienia z lekkim gospodarczym ożywieniem. Po kilku miesiącach wyraźnych spadków, w marcu — a miejmy nadzieję, iż dane za kwiecień również to potwierdzą — wzrosła produkcja sprzedana przemysłu i budownictwa. Zaczynają więc zanikać skutki schładzania gospodarki.
NIE MA SIĘ JEDNAK co łudzić — jeśli nawet okaże się, iż ożywienie to ma charakter kroczący, to i tak nie będzie to miało szybkiego bezpośredniego przełożenia na zmianę sytuacji na rynku pracy. Wprawdzie przy rosnącej koniunkturze następuje rozbudowa zaplecza produkcyjnego, ale tworzenie nowych miejsc pracy jest procesem długotrwałym. Ewentualna poprawa sytuacji jest więc kwestią co najmniej kilku miesięcy.
NIE MA co liczyć, że zakładaną w tegorocznej ustawie budżetowej stopę bezrobocia, która w końcu roku miałaby wynieść 9,4 proc., da się osiągnąć. Dobrze, jeśli spełnią się marcowe szacunki Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, że w końcu roku liczba osób poszukujących pracy przekroczy 2 mln, a stopa bezrobocia wyniesie 11,5 proc.