Nie tęsknię za życiem „a la americana”

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2007-12-04 13:45

Niedawno miałem okazję podyskutować w TVN CNBC Biznes o różnicach między Europą i USA. Temat ciekawy, dyskusja jednak krótka, więc pozostał niedosyt. Jeden z Czytelników tego bloga zachęcił mnie do napisania czegoś na ten właśnie temat, co niniejszym czynię. To co napiszę z pewnością nie będzie poważnym studium przypadku, co najwyżej mówić będzie można o impresjach, ale liczę (jak zwykle) na Czytelników, którzy temat pogłębią swoimi komentarzami. Tym Czytelnikom, którzy są tematem zainteresowani gorąco polecam książkę Jeremy'ego Rifkina pt. „Marzenie europejskie". Autor jest znanym, amerykański ekonomistą i autorem licznych opracowań. Z całą pewnością nie można go zaliczyć do alterglobalistów . Książka jest nierówna. Do połowy tej bardzo obszernej publikacji czyta się ją z ciekawością, potem jest dużo gorzej. Można z niej jednak korzystać jako ze źródła ciekawych danych, co przyznaję na potrzeby tego wpisu zrobiłem. Tam, gdzie nie chciało mi się szukać najnowszych danych podawałem te z książki.

Zacznijmy od początku, czyli od różnicy w podejściu do pracy. Mówi się, że Amerykanie żyją, żeby pracować, a Europejczycy pracują, żeby (dobrze) żyć. Wydaje się, że w tym właśnie chwytliwym zdaniu ukrywają się źródła wszelkich różnic. To podejście do pracy jest przy okazji również odpowiedzią na kilka pytań. Pierwsze z nich jest bardzo proste: czy społeczeństwo ma służyć gospodarce, czy gospodarka społeczeństwu? Drugie również: co jest najważniejsze, czy wzrost PKB, czy harmonia społeczna? Od bardzo dawna Amerykanie wybierali na oba pytania odpowiedź numer jeden, a Europejczycy numer dwa (oczywiście mówimy o tzw. statystycznym obywatelu). W sumie nic dziwnego - w USA nigdy nie było lewicy. Od lat 80. tych XX wieku sytuacja zaczęła się zmieniać. Wartości Amerykańskie coraz mocniej przenikały do naszego, europejskiego stylu życia (co mi się zdecydowanie nie podoba).

Ceniący wzrost gospodarczy, zamożność i niezależność (sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem) Amerykanie coraz bardziej pogrążają się w iluzjach i fantazjach. Ich realne przychody od lat spadają, ale oni ciągle są pewnie tego, że amerykańska droga jest najlepsza na świecie, a jeśli ktoś pracuje to odniesie sukces. Od dawna tak dobrze już nie jest. Jeremy Rifkin cytuje na przykład badania „Newsweeka", które sygnalizują, że w USA rośne lawinowo ilość hazardzistów, a najbardziej ceni się szybki zysk. Czy przypadkiem nie z tego powodu widzimy potężne afery w stylu Enrona, Worldcom, czy obecnie całego sektora finansowego? Uważam, że dążenie do szybkiego zysku, zajęcie przez zysk miejsca bóstwa, jest jedną z przyczyn tego typu kryzysów. Na ten temat można oczywiście napisać cały, duży komentarz, ale nie o to w tym wpisie chodzi. Jednak proszę o chwilę zastanowienia nad jednym aspektem tej sytuacji: jak wpływają na rozwój firm i na całą gospodarkę przyznawane zarządom firm opcje na akcje? Przy odpowiedzi pamiętać trzeba, że najczęściej zyski z tych opcji są wyższe od wielu lat pracy, a odchodzący prezes dodatkowo dostaje potężne, wielomilionowe odprawy.

Gdzie żyje się lepiej? Wydaje się, że to jest retoryczne pytanie. Ilość czasu wolnego jest w Europie nieporównanie większa niż w USA. Europejczyk korzystający z pięciu, sześciu tygodni urlopu w czasie roku nie należy do rzadkości. Amerykanin jest szczęśliwy, jeśli może odpocząć dwa tygodnie. Ilość przepracowanych przeciętnie godzin pracy jest w USA o ponad ¼ większa niż w Europie. Nie do wyobrażenia dla Europejczyka jest na przykład to, że w USA nie ma czegoś takiego jak urlop macierzyński. O ochronie zdrowa lepiej nawet wiele nie mówić. Mamy w całej Europie problemy z systemami ochrony zdrowia, ale jednak nawet najuboższy obywatel wie, że jeśli zachoruje to będzie leczony. W USA 50 milionów obywateli nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Światowa Organizacja Zdrowia lokuje USA w czwartej dziesiątce państw najlepiej dbających o zdrowie swoich obywateli. Ale wydatki zdrowotne na głowę są jedne z najwyższych na świecie. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy w tej dziedzinie system amerykański jest dobry to zachęcam do oglądnięcia filmu „Sicko" Michaela Moore'a.

Może ze szkolnictwem jest lepiej? Pewnie, uniwersytety mają wspaniałe, ale szkolnictwo niższe, stanowe, jest po prostu fatalne. Wystarczy spojrzeć na pierwszy lepszy film fabularny, w którym pojawia się taka normalna szkoła, żeby zobaczyć, w jakim jest ono stanie. To nie tylko gołe słowa - USA lokują się w drugiej dziesiątce państw, których obywatele potrafią czytać ze zrozumieniem tekstu. Owszem, bogatsi Amerykanie nie maja problemu z dobrym wykształceniem, czy nowoczesnym leczeniem, ale w USA dwadzieścia procent obywateli jest w strefie ubóstwa. W Europie dwa razy mniej.

Klasyczni liberałowie w tym momencie, a zapewne nawet na samy początku tego wpisu, powiedzą, że gospodarka w USA jest bardzo silna, a bezrobocie mniejsze. Czyżby? Owszem, w Europeid wzrost kręci się koło 2,5 procent PKB, ale jaka jest pewność, że w USA w tym roku będzie więcej? W przyszłym w USA gospodarka rozwijać się będzie wolniej. Mówi się dużo o wydajności pracy, ale Rifkin twierdzi, że europejska jest niewiele mniejsza niż amerykańska (92-97 procent amerykańskiej). Bezrobocie? Teoretycznie niższe. Ostatnie dane mówią o stopie bezrobocia w strefie euro na wysokości 7,2 procent, a w USA 4,7 proc. Tyle tylko, że w USA inaczej się liczy bezrobocie. Wystarczy, że przepracuje się kilka godzin w tygodniu i już zalicza się do pracujących. Gdyby liczono je po europejsku to stopa bezrobocia byłaby bliska 9 procentom. Poza tym, jeśli ma się ponad dwa miliony obywateli w więzieniach to stopa bezrobocia maleje. To zresztą są ciekawe dane. W USA jest nieco poniżej 700 więźniów na 100 tys. mieszkańców, a w Europie 7 razy mniej... USA to najbardziej represyjne państwo na świecie.

Czego można zazdrościć USA? Innowacyjności i mniejszej administracji. W USA wydaje się 2,6 procent na prace badawczo - rozwojowe. Badania podstawowe są na wysokim poziomie. W Europie jest z tym gorzej (nie mówię już nawet o Polsce, gdzie na te cele wydaje się 0,6 proc. PKB). Jednak czy z tego powodu należy wybierać amerykański styl życia? Czy rzeczywiście konkurencja i neoliberalizm powinny stać na pierwszym miejscu? Nawiasem mówiąc warto przestudiować historię ostatniego kryzysu energetycznego w Kalifornii. Jak się to zrobi to trzeba być bardzo upartym, żeby mówić o tym, że konkurencja jest dobra na wszystko... Ja wybieram Europę i europejski styl życia.  Życzę też Amerykanom, żeby dla własnego dobra też wybrali „european dream".