Niechciane dziecko

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2005-06-15 00:00

Podobno niewiele z rodzących się dzieci to tak na zimno, z ołówkiem w ręku, zaplanowane potomstwo. Większość to „owoce miłości”, nieplanowane, przypadkowe, ba, niekiedy nawet niechciane, które jednak kocha się wcale nie mniej od tych najbardziej pożądanych. Tego losu nie podzieli jednak jedno z ostatnich dzieci obecnego rządu premiera Marka Belki, projekt budżetu na 2006 rok.

Jest to tzw. ciąża wymuszona, bo przepisy konstytucji wymuszają na rządzie obowiązek złożenia projektu budżetu na przyszły rok do 30 września, „najpóźniej na trzy miesiące przed rozpoczęciem roku budżetowego”. Już raz, osiem lat temu, Marek Belka, występujący w roli wicepremiera i ministra finansów, zlekceważył procedury i projekt budżetu przekazał bezpośrednio na ręce nowego premiera, oczywiście po terminie (chociaż projekt był gotowy). Przez całą następną kadencję — jego ugrupowanie nieoczekiwanie przegrało wybory — razem ze swoim szefem, Cimoszewiczem, był ciągany przez komisję odpowiedzialności konstytucyjnej i realna była groźba zaciągnięcia ich przed Trybunał Stanu. W końcu sprawa została umorzona, ale nauczka pozostała i tego błędu premier z pewnością nie powtórzy.

Rząd, a przed wszystkim minister finansów, wykonają więc zapewne „kawał dobrej, nikomu absolutnie nie potrzebnej roboty”. Pracowicie zlepią ten budżet, chcę wierzyć, że w najlepszej wierze, mając pewność, że nie oni będą go realizować. Tak więc niby to ich budżet, ale nie do końca rozstrzygnięty jest spór, kto jest ojcem: ten, co począł czy ten, co wychował? To znaczy ustalenie biologicznego ojcostwa jest w tym wypadku bezsporne, ale co wyrośnie z tego dziecka — to już zupełnie inna sprawa.

Polityczny kalendarz tak zdecydował, że znowu mamy sytuację, której — od zawsze — niby wszyscy chcieli uniknąć. Niby, bo gdyby naprawdę chcieli, toby jej uniknęli. Że oto znowu rodzi się budżet-sierota. Jak wszystko się uda, do ojcostwa będą przyznawali się wszyscy i podkreślali walor swojego „wkładu”. Jak tylko coś nie wyjdzie, jedni będą zrzucali na drugich: „projekt dobry, tylko realizacja do bani” — „z takim projektem niczego nie dało się zrobić”. A zatem to dziecko powinno być chciane, co dla wszystkich okazałoby się wygodne...