Thomas L. Friedman: Niedorzeczne uzasadnienia dla protestów w Seattle
Thomas L. Friedman jest publicystą „The New York Times”
Światowe media w minionym tygodniu pełne były wiadomości o burzliwych protestach przeciwko odbywającej się w Seattle konferencji Światowej Organizacji Handlu, czyli WTO (World Trade Organization). Postaram się udowodnić, że demonstranci — których rzesza obejmowała grupy tak różne, jak np. zwolenników teorii płaskości Ziemi, protekcjonistyczne związki zawodowe czy yuppies szukających korzeni w tradycji lat sześćdziesiątych — obrali sobie niewłaściwy cel i posługiwali się niewłaściwymi środkami.
CZYNNIKIEM jednoczącym ten różnorodny tłum przeciwko WTO była świadomość, iż w końcu XX wieku żyjemy w świecie bez murów. Nieodwołalnie skończyła się epoka zimnej wojny, charakteryzująca się właśnie tworzeniem głębokich podziałów. Obecny system globalizacji budowany jest wokół integracji i sieci wszechstronnych powiązań. Czyni on znacznie łatwiejszym swobodny przepływ idei i zjawisk, takich jak stanowiska pracy, aspekty kulturowe, problemy ochrony środowiska czy standardy pracownicze.
NIEDORZECZNOŚĆ działań protestantów w Seattle polegała na tym, że zarzucili oni temu nowemu systemowi wadliwość, odpowiedzialnością za jego istnienie zaś obarczyli akuratÉ WTO. A przecież organizacja ta nie jest przyczyną, lecz skutkiem istnienia świata bez murów! Im więcej krajów prowadzi ze sobą handel, tym bardziej potrzebna jest im instytucja, która określałaby jego podstawowe zasady. Ponieważ niektóre państwa usiłują wprowadzać własne reguły i utrudniać rozwój wolnego handlu — właśnie WTO jest powołana do działania w takich sprawach.
PARADOKSALNIE to właśnie jej oponenci chcieliby, aby faktycznie stała się ona tym, o co ją bezpodstawnie obwiniają — czyli światowym rządem. Mogłaby wówczas narzucać różnym krajom określone standardy z zakresu prawa pracy czy ochrony środowiska. WTO jest właściwym instrumentem do kontroli przestrzegania takich standardów, nie jest jednak upoważniona do ich ustalania.
PROTESTUJĄCY powinni zdawać sobie sprawę, iż zostali wmanewrowani przez różnych cwaniaków, którzy wmówili im, że WTO jest groźną potęgą. Tymczasem nigdy nie powstanie globalny rząd, będący w stanie narzucić reguły, których domagają się właśnie występujący przeciw WTO. Nie oznacza to oczywiście, iż w skali światowej nie można lepiej zarządzać w takich kwestiach, jak ochrona środowiska, własność intelektualna czy praca. Aby to osiągnąć, w czasach zdominowanych przez Internet nie stosuje się już metod dobrych w latach sześćdziesiątych — a zatem nie hamuje się handlu, nie dławi globalizacji oraz nie zmusza WTO do obwarowywania się kolejnymi ograniczeniami.
GLOBALIZACJA nie jest dziś tym, czym była kiedyś. Mobilizując potęgę wolnego handlu, Internetu oraz konsumentów można przekonywać korporacje oraz państwa, aby podnosiły swoje standardy. Świat zmienia się tylko wtedy, kiedy grają świetni zawodnicy, mogący robić słuszne rzeczy z niewłaściwych pobudek. Ale to wymaga ciężkiej pracy oraz mozolnego budowania koalicji producentów i konsumentów.
NIE TE CZASY: Nieodwołalnie skończyła się epoka zimnej wojny, charakteryzująca się tworzeniem głębokich podziałów — uważa Thomas L. Friedman. fot. AW, NYT