Od kilku lat polskie multipleksy są na ustach wszystkich. Wielkie kina skusiły Agorę do przejęcia Heliosa, kilka tygodni temu Vue sfinalizowało zakup Multikina. Jednak, jak wynika z danych GUS, co roku 40 proc. biletów (czyli około 15 mln sztuk) sprzedają małe, niedoceniane kina. I tu interes zwietrzyła Kinga Dołęga- Lesińska, niegdyś menedżerka budująca sieć reklamową m.in. w Multikinie, New Age Media (dziś to własność Cinema City).
![KAWAŁEK
TORTU:
Zmodernizowane
małe kina zaczęły
przyciągać
zamożniejszych
widzów.
Wykorzystuje
to Kinga
Dołęga-Lesińska,
właścicielka sieci
reklamy Kinads.
Pytanie, kiedy
dołączy do niej
poważna konkurencja.
[FOT. ARC] KAWAŁEK
TORTU:
Zmodernizowane
małe kina zaczęły
przyciągać
zamożniejszych
widzów.
Wykorzystuje
to Kinga
Dołęga-Lesińska,
właścicielka sieci
reklamy Kinads.
Pytanie, kiedy
dołączy do niej
poważna konkurencja.
[FOT. ARC]](http://images.pb.pl/filtered/04fa10c6-a2ac-492e-b283-418f8e203aa1/ee282cd0-2967-54e0-8238-ca61575e62b3_w_830.jpg)
— Zanim weszliśmy na rynek reklamy kinowej z Kinads, ogólnopolskie sieci reklamowe dla małych kin już nie istniały.
Tymczasem ten segment rynku łapie drugi oddech. Ponad 300 małych kin regularnie wyświetla filmy, i to na cyfrowych projektorach. W ostatnich latach na modernizację takich obiektów z kasy UE popłynęło 160 mln zł — tłumaczy Kinga Dołęga-Lesińska.
W tym roku z rynku reklamy kinowej, wartego około 70 mln zł (rocznie, z rabatami), Kinads wyrwie dla siebie około 15 proc. Czy to górna granica? Zdaniem Piotra Zygi, prezesa Multikina, reklama w małych kinach to nisza, która może stać się obiektem zainteresowania poważniejszych graczy z rynku.
— Oceniam udział małych kin w całym rynku na 20-25 proc. To jest interesujący segment. Kto, czy i kiedy go zdominuje? To wciąż pytanie na przyszłość — mówi Piotr Zygo.
Właścicielka Kinads wierzy, że dzięki strategii „wyjścia przed szereg” na lata okopie się na pozycji lidera kin bez słowa „multipleks” w strategii. Chce też zerwać ze stereotypem, wedle którego małe kina odwiedzają ludzie z małymi pieniędzmi.
— Często chadzają tam inne osoby niż do multipleksów. W dużych miastach to widownia bardziej wyrobiona, dojrzała, ambitniejsza. W mniejszych miejscowościach kino jest rozrywką dla zamożniejszych osób — podkreśla Kinga Dołęga- Lesińska, która jest w stanie dotrzeć z reklamą do 850 tys. widzów miesięcznie przy koszcie dotarcia do jednego widza na poziomie kilkunastu groszy.
Przedstawiciele kin niezależnych przyznają, że Kinads nie ma obecnie realnej konkurencji, a zarazem rynek reklamy kinowej w mniejszych obiektach to ledwie ułamek całości ich przychodów.
— Kino to bilety, reklama jest dobrym dopięciem budżetów w niepewnych czasach. Oczywiście, możemy się reklamowo podłączyć pod sieć dużych, multipleksowych graczy, ale tam będziemy przystawką, w sytuacji gdy budżety reklamowe się kurczą, a rok frekwencyjnie nas nie rozpieszcza. Trzeci kwartał jest fatalny — mówi Mariusz Krasowski, prokurent warszawskiej Kinoteki.
Łukasz Szewczak, kierownik kina Praha, zastrzegł w umowie maksymalną długość bloków reklamowych.
— Wiadomo, każdemu marzą się wysokie wpływy z reklamy, ale nie chcemy stać się multipleksem, bo wtedy stracimy widzów. Dlatego reklamy trwają maksymalnie 5 minut. Liczę, że po prostu będziemy te 5 minut sprzedawać coraz drożej — tłumaczy Łukasz Szewczak.
Stawki reklamowe oferowane w ramach sieci nowoczesnych kin tradycyjnych plasują się dziś na poziomie średniej rynkowej. Czym więc wygrywa się budżety z gigantami? Elastycznością, wyposażeniem kin, selektywnością przy doborze reklamodawców i publiką właśnie. W małych kinach, na seansach „Człowieka z nadziei”, chrupanie popcornu słychać jakby rzadziej.