Bruksela tupnęła nogą i postanowiła przytrzeć różki dwóm rozbestwionym unijnym prymusom, którzy bazowali na dobrej opinii wyrobionej wiele lat temu. W tym czasie zaległości Francji i Niemiec (bo o nich mowa) w odrabianiu pracy domowej (czyli reform gospodarczych) tak się spiętrzyły, że bez sporych wyrzeczeń nie sposób było myśleć o dobrych ocenach. Sytuację pogorszył fakt pojawienia się w klasie nowych uczniów potencjalnej konkurencji. Pani belfer powoli opadały łuski z oczu i zaczęła myśleć o zdyscyplinowaniu pupili. Co więc postanowiła zrobić nasza zdolna para? Najpierw próbowała przerzucić część obowiązków na nowych kolegów. Ci jednak odpowiedzieli buntem. Potem rozpoczęła kampanię na rzecz zaniżenia poziomu nauki, twierdząc, że nauczyciel zbyt dużo wymaga. W końcu jednak, namawiając większość klasy, postanowiła go zignorować.
Tego było za wiele. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, sprawa znalazła swój koniec na dywaniku dyrektora (Europejski Trybunał Sprawiedliwości), który wysłuchał skargi nauczycielki i przyznał jej rację. Nie jest to jednak finał tej historii. Trudno więc o morał. Jedno jest pewne. Uczniowie nie zostaną wydaleni ze szkoły, ale czy spokornieją...?