Oczy bolą od zieleni

Karolina Guzińska
opublikowano: 2006-06-09 00:00

Perła Orientu, Łza Indii, Cejlon… Skrawkiem lądu o wielu nazwach zachwycał się Marco Polo, twierdząc, że to najpiękniejsza wyspa, jaką odwiedził.

Tropikalny raj, oddalony o 6 stopni szerokości geograficznej od równika, zaskakuje religijno-kulturową mozaiką. Lankijczycy, choć przeważają wśród nich buddyści, wznoszą modły także do Allacha, Siwy, Boga chrześcijan...

— Poruszyła mnie Ktaragama, święte miejsce trzech religii: hinduizmu, islamu i buddyzmu. Ich wyznawcy modlą się tu obok siebie, w pokoju. Buddyści wierzą, że w Ktaragamie trzy razy objawił się Budda. Na znak jego błogosławieństwa dla czterech stron świata dwa razy dziennie święte słonie dotykają głowami stupy — sakralnej budowli — z czterech stron. W jej pobliżu wznosi się meczet ze szkołą koraniczną oraz świątynia hinduistyczna nad rzeką Gang, której siłę porównuje się do mocy Gangesu pod Benares w Indiach. Hinduiści obmywają się w niej, odprawiają modły i rytuały… — wspomina Marzenna Myrcha, kierownik biura TUI Centrum Podróży.

Religijne centrum kraju to Kandy, ostatnia stolica królów lankijskich. Już podróż z nadmorskiego, nizinnego miasta Kolombo to przeżycie — stąd do górskiego Kandy wiedzie jedna z najpiękniejszych krajobrazowo tras kolejowych świata. Wagony podzielono na klasy — te tańsze oblepiają „winogrona”, ludzie siedzą też na dachach…

— Pociąg jedzie przez bezkresne, wilgotne pola ryżowe, w których odbija się słońce. Wspina się coraz wyżej i wyżej, mijając lasy bambusowe, tarasowe uprawy herbaty, plantacje ananasów… Uderza ceglastoczerwony kolor szutrowych dróg, a przede wszystkim — zieleń. Nigdzie nie spotkałam tak bujnej, bogatej, soczystej. Buszu na Sri Lance nie da się porównać z żadnym innym — od jego barw bolą oczy! — przekonuje Marzenna Myrcha.

Na skraju dżungli ludzie dzień w dzień toczą walkę z roślinnością, przegrywając ją każdej nocy…

— W buszu nieopodal Kandy zbudowano marmurowo-szklany hotel. I choć każdego ranka obsługa wyrąbuje liany i pnącza, które oplotły budynek przez noc, następnej nocy dżungla wdziera się tu na nowo. Ma to swój urok — rośliny zapewniają prywatność hotelowym łazienkom o szklanych ścianach. Wieczorem, kąpiąc się przy świecach, człowiek widzi tylko niewyraźne cienie, słyszy krzyki ptaków i wrzask pawianów. Czuje się częścią dżungli — opowiada Marzenna Myrcha.

W Kandy turyści kierują pierwsze kroki ku świątyni Dalada Maligawa. Kryje ona relikwię — ząb Buddy. Drewnianą, inkrustowaną szkatułkę, w której przechowuje się skarb, na przełomie lipca i sierpnia obnosi się na grzbiecie słonia, prowadzącego procesję kilkudziesięciu słoni, mnichów, muzykantów, akrobatów.

— Ciągną tu pielgrzymki z każdego zakątka Sri Lanki. Całe rodziny modlą się na leżąco, śpiewają, nacierają się wonnymi olejkami… I przynoszą dary — pieniądze, kwiaty, różne mazidła — opisuje Marzenna Myrcha.

Na każdym kroku widać dawny splendor monarchii — twierdza poddała się Brytyjczykom dopiero w 1815 r. Po lankijskich władcach pozostały świątynie, sanktuaria i klasztory, a nawet klejnoty koronne w muzeum narodowym. W mieście odbywają się pokazy folklorystyczne i prezentacja sztuki ludowej. Można też posłuchać legend — jedna opowiada dzieje zęba Buddy wykradzionego księżniczce Orisy, która świętokradczo zdobiła nim włosy.

Freski na skale

Święte miasto Anuradhapura to pierwsza stolica Syngalezów, rdzennych mieszkańców Sri Lanki. Zobaczy się tu dagaby, świątynie zbudowane z półokrągłej, suszonej na słońcu cegły — najbardziej znana, dagaba Ruvaneli, datowana jest na II w. p.n.e. W stupie Thuparama spoczywa zaś następna relikwia: obojczyk Buddy. Atrakcją pozostaje również Święte Drzewo Bodhi — figowiec wyhodowany z gałęzi drzewa, pod którym Budda doznał oświecenia. Z kolei Polonnaruwa — druga królewska stolica Sri Lanki wzniesiona w XI-XII w. — kryje m.in. świątynię Gal Viharya, gdzie zachowały się cztery wykute w granicie wyobrażenia Buddy: stojącego, pochylonego i dwie figury siedzące. Objeżdżając historyczne stolice, nie można też pominąć Galle, pamiętającego czasy portugalskiej i holenderskiej kolonizacji. W posadzkach jego barokowych kościołów tkwią kamienie nagrobne — takie same jakie ogląda się w Holandii.

— Niezapomniane wrażenie wywiera twierdza Sigiriya, znana jako Lwia Skała, miasto-forteca wzniesione w V w. n.e. na granitowej, dwustumetrowej skale. Droga na szczyt wiedzie przez wspaniałe ogrody i labirynt schodów. A w grotach podziwia się jedyną w zabytkowym malarstwie syngaleskim scenę świecką — freski z pannami dworskimi, pięknościami o obnażonych piersiach, przedstawionymi w naturalnych barwach — opowiada Marzenna Myrcha.

Lwią Skałę wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, podobnie jak pięć skalnych świątyń w Dambulli. Ten kompleks grot wypełnia 157 wyobrażeń Buddy: posągów i malowideł na ścianach jaskiń.

Czasowa asceza

— Widać wpływ buddyzmu na życie codzienne Lankijczyków — np. wierzą oni, że Budda narodził się, doznał objawienia, a także umarł w dniu pełni. Dlatego, choć nie są ascetami — arak czy piwo singha to popularne używki — w czasie pełni Księżyca (Poya) nie podaje się tu i nie pije alkoholu, by uczcić pamięć Buddy. Lankijczycy żywią głębokie przekonanie, iż alkohol spożywany w tym okresie może doprowadzić do szaleństwa — wyjaśnia Marzenna Myrcha.

Osady na Sri Lance są szalenie kolorowe — w jednym mieście chorągwie i szaty mnichów płoną pomarańczowo, w drugim — pozostają niebieskie czy zielone. Miejscowości różnią się także ubóstwianymi w nich zwierzętami.

— Widziałam pełzające wszędzie święte węże, a także czczone szczury. Latały stadami — nawet w świątyniach, smyrgając między nogami modlących się ludzi. Nie krzyczeli! — wspomina Marzenna Myrcha.

Zapamiętała też tysiące małp, skaczących po dachach domów i samochodów. Stada rogatego bydła na polach. Niezliczone gatunki ptaków… I szczególne miejsce, jakie w bogatej faunie Sri Lanki zajmują słonie. Stworzenia niezwykle szanowane.

— Widuje się ludzi prowadzących słonie do wioski albo kąpiących je w rzece. Olbrzymy pracują jako siła pociągowa przy karczowaniu lasu i innych robotach odzyskujących ziemię pod uprawy — dodaje Marzenna Myrcha.

Pinnawala, gdzie założono słynny sierociniec dla słoni, to jedna z turystycznych atrakcji wyspy. Pracownicy rezerwatu otaczają opieką słoniątka, które straciły matki lub zostały porzucone. Po odchowaniu, maluchy uczone są pracy. W sierocińcu znajdują schronienie również dorosłe osobniki — kalekie i chore.

— Na karmienie słoniątek mlekiem z butelki czy kąpiel stada w rzece ściągają rzesze ciekawskich. Sierociniec nie robi przygnębiającego wrażenia — słonie żyją na ogromnych rozlewiskach, nieograniczone żadnymi kratami — uspokaja Marzenna Myrcha.

Las Sinharaja — kilkanaście tysięcy hektarów na zachodzie Cejlonu — to jedno z 25 miejsc na świecie o największej różnorodności fauny i flory. Tu rośnie ponad sto gatunków drzew, mieszkają m.in. jelenie, dzikie bawoły, małpy, a także około 4 tys. słoni. Liczba robiąca wrażenie, jeśli się nie wie, że na początku XX w. Sri Lankę w trzech czwartych zarastał dziewiczy las, dom dla ponad 20 tys. słoni…

Relaks i wyciszenie

— Lankijskie lasy kryją bogactwo kwiatów. Gdy jedzie się autobusem po górskich trasach — wolniutko, bo przypominają serpentyny — miejscowi chłopcy wyprzedzają pojazd, biegnąc na przełaj przez dżunglę. Czekają, aż turyści wysiądą, by podziwiać widoki. I proponują im kupno bukietów zerwanych w lesie. Tak pięknych roślin nie dostanie się u nas w żadnej kwiaciarni — twierdzi Marzenna Myrcha.

Palmy kokosowe, bananowce, rododendrony, drzewa płomienne kwitnące na czerwono, pola ryżowe i herbaciane, lilie, orchidee, tropikalna dżungla i górskie lasy, cudowne ogrody botaniczne… Nic dziwnego, że Lankijczycy wiodą życie zgodne z naturą.

— Nie widziałam tu przemysłu — poza miasteczkiem krawców, szyjących kurtki na eksport. Wyspa czerpie dochód głównie ze zbiorów herbaty, zresztą najlepszej na świecie… A wspaniała przyroda wpływa na przyzwyczajenia ludzi — wypielęgnowani to może złe słowo, bo kraj biedny. Lankijczycy są jednak niezwykle czyści, lśniący od olejków, mają białe zęby i błyszczące oczy, a już włosami każdego z nich można by obdarzyć pięciu Polaków! Mieszkańcy górskich wiosek bez prądu i kanalizacji kąpią się i piorą w naturalnych łazienkach: wodospadach z ciepłą, czystą wodą. Może to dzięki niej mają tak piękną skórę i włosy? — zastanawia się Marzenna Myrcha.

Turyści także czerpią z tego bogactwa — czeka na nich ajurweda (starohinduski system medyczny i filozoficzny), akupunktura, spa, thalassoterapia…

— W hotelach można by chodzić od rana do nocy w szlafroku i nic, tylko się kąpać w kwiatach, masować, nacierać olejkami, okładać rozgrzanymi kamieniami… — rozmarza się Marzenna Myrcha.

Dieta Lankijczyków obfituje w zioła — to naturalne lekarstwa i przyprawy. Kuchnia przypomina indyjską — do przysmaków zalicza się ryż z curry, krewetki z chili, mallung — zielone warzywa z przyprawami i wiórkami kokosowymi, pittu — potrawę z mąki ryżowej, bambusa, mięsa lub owoców morza, hoppers — cienki, okrągły placek ryżowy z mlekiem kokosowym, bibikin — ciastko z cukru palmowego, kokosa, orzeszków cashews i suszonych owoców...

— Lankijskie potrawy są bardzo pikantne, toteż by złagodzić ten smak, w restauracjach podaje się gościom kartonik jogurtu po posiłku. W górach można kupić jogurt w glinianych naczyniach bezpośrednio od producentów. Sprzedawcy stoją przy drogach — dodaje Marzenna Myrcha.

Herbaciany raj

Jednakże to herbatę pija się o każdej porze dnia i nocy. Najlepsza pochodzi z regionów wyżynnych, z okolicy Nuwara Eliya. To zagubione w górach miasteczko — leży na 1990 m — zwane jest Małą Anglią. Zachowało styl z początku XX stulecia — kluby dla dżentelmenów, domy wzorowane na epoce królowej Anny, 18-dołkowe pole golfowe (uważane za jedno z najlepszych w południowej Azji)… Turystów przyciąga nie tylko malownicza sceneria, ale także orzeźwiający górski klimat, przypominający ponoć angielską wiosnę — Nuwara Eliya to najchłodniejsze miejsce na wyspie. W pobliżu wznosi się też najwyższy szczyt Sri Lanki: Pidurutalagala (ponad 2500 m).

— Zbocza wzgórz pokrywają rzędy herbacianych krzewów, sięgających dorosłemu człowiekowi do piersi. Rośliny kąpią się w słońcu, a wody dostarcza im wilgoć z powietrza. Wytyczonymi alejkami wędrują kolorowo ubrane kobiety z tobołami na plecach. Zrywają listki. Pędy, z których powstaje najlepsza herbata, zbierają jednak do fartuchów niesionych przed sobą. Między kobietami kręcą się dzieci — opisuje Marzenna Myrcha.

Turyści zwiedzają plantacje, obserwując m.in. wysypywanie liści na wielkie płachty w punktach składowania, ich przebieranie, ładowanie na ciężarówki. Oglądają przetwórnie z maszynami do sortowania, suszenia i kruszenia herbaty. Punktem kulminacyjnym jest degustacja mocnej, aromatycznej, liściastej herbaty parzonej w imbrykach. Zapach, kolor i smak gatunków znanych z polskich sklepów nawet się do niej nie umywa...

— Smaki i aromaty — do wyboru. Ze Sri Lanki można wywieźć do 3 kg herbaty, więc kupiłam jej sporo na prezenty. Jeden gatunek — takie srebrzyste listki — ponoć cudownie wpływa na potencję. Przywiozłam trochę do domu, lecz nie zauważyłam szalonych jakichś skutków... Pewnie by trzeba wypić jej więcej — śmieje się Marzenna Myrcha.