Oddala się moment odmrożenia gospodarki

Ignacy Morawski
opublikowano: 2021-03-29 20:00

Obecna fala epidemii jest ewidentnie wyższa i dłuższa niż jesienna, dlatego restrykcje też mogą być utrzymywane dłużej.

Najważniejszym wyzwaniem społecznym w Polsce jest dziś zahamowanie drastycznego przyrostu liczby osób hospitalizowanych z powodu COVID-19. Kraj rozwinięty, taki jak Polska, nie może pozwolić sobie w żadnym wypadku na całkowity paraliż systemu ochrony zdrowia. Z punktu widzenia podmiotów gospodarczych największym wyzwaniem jest jednak przetrwanie w warunkach restrykcji. Dlatego dla mnie jako analityka ekonomicznego bardzo istotne jest pytanie, kiedy restrykcje mogą być znoszone? Staram się uaktualniać odpowiedź na to pytanie, choć przypomina to chodzenie po linie.

Przed dwoma tygodniami pisałem, że jeżeli wiosenna fala będzie podobna do jesiennej, to powolne otwieranie sklepów zacznie się po świętach Wielkanocy, a większe otwarcie nastąpi po majówce. Teraz widać, ze obecna fala jest wyższa i dłuższa niż jesienna. Bardzo możliwe, że jesteśmy już blisko punktu przegięcia, ale nawet w optymistycznym scenariuszu otwarcie sklepów może nastąpić w ostatniej dekadzie kwietnia. A jest ryzyko, że proces ten przesunie się na maj.

Choć nie sądzę, by w tym momencie istotnie wpłynęło to na prognozy dla gospodarki na cały 2021 r. – z tego punktu widzenia ważniejsza jest skuteczność szczepień i tempo odmrażania w maju niż dokładny moment znoszenia restrykcji.

Co do konkretów. W listopadzie otwarcie galerii handlowych nastąpiło niecałe trzy tygodnie po szczycie fali zakażeń koronawirusem, przy średnim dziennym poziomie raportowanych infekcji sięgającym 18,5 tys. Jednocześnie otwarcie nastąpiło ponad trzy tygodnie po szczycie napływu pacjentów do szpitali (licząc przyrost, nie poziom), w momencie gdy średnio dziennie liczba zajętych łóżek malała o niemal 150.

Gdybyśmy dziś mieli do czynienia ze szczytem zakażeń i przyrostu łóżek, to analogia z falą jesienną sugerowałaby otwarcie między 17 a 24 kwietnia. Ale przecież trzeba wziąć pod uwagę fakt, że obecny szczyt fali jest wyższy niż jesienią, a więc zejście do analogicznych jak wtedy poziomów może zająć nieco dłużej. Dlatego bardziej realistyczny termin to 24-30 kwietnia. Przy czym wciąż jest to scenariusz dość optymistyczny, który zakłada, że jesteśmy już w pobliżu szczytu fali epidemii. Scenariusz bardziej ostrożny zakładałby otwarcie galerii w pierwszym tygodniu maja. Restauracje i miejsca kultury czy rozrywki mogłyby zostać otwierane powoli, przy zachowaniu dużego rygoru sanitarnego, około połowy maja.

Szukanie takich analogii między falami jest oczywiście bardzo uproszczoną metodą wnioskowania. Ale wnioski nie różnią się istotnie od wyników modeli przedstawianych przez różne ośrodki analityczne. Na przykład wyniki modeli Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego pokazują w miarę podobny kształt obecnej fali epidemii do jesiennej (wyniki pokazał na Twitterze dyrektor Centrum Analiz Strategicznych rządu Norbert Maliszewski).

Teraz kluczowe pytanie brzmi: czy już jesteśmy rzeczywiście blisko szczytu? Zobaczymy. Dane zdają się sugerować, że szczyt powinien nastąpić w tym tygodniu. Jeżeli tak nie będzie, wówczas może dojść do zaostrzenia restrykcji, ale też wtedy szybszego opadania fali. Kolejne ważne pytanie dotyczy tego, czy opadanie fali będzie równie dynamiczne jak jesienią? Niektórzy uważają, że ta fala może być bardziej płaska ze względu na nowe cechy nowego wariantu wirusa – rozwija się on dłużej i później wyrządza szkody w organizmie. To jest potencjalnie jakiś czynnik ryzyka. Z drugiej strony, dane z innych krajów, jak Wielka Brytania czy Portugalia, nie sugerują, by obecna mutacja wirusa wywoływała znacząco odmienny przebieg fal epidemicznych niż wcześniej. A można mieć też nadzieję na ujawnianie się pierwszych efektów sezonowych.