(Depesza uzupełniona o dodatkowe szczegóły i komentarze)
Wojciech Moskwa
WARSZAWA (Reuters) - Rząd zaakceptował w piątek ambitny projekt budżetu na 2003 roku, oparty na założeniu, że wzrost PKB zdecydowanie przyspieszy, a decyzja rządu zbiegła się w czasie z publikacją danych wskazujących, że gospodarka zaczyna powoli wychodzić z najgłębszej od 10 lat zapaści.
Minister finansów Grzegorz Kołodko liczy, że przyszłoroczne ożywienie gospodarcze przełoży się na wyższe wpływy podatkowe i pozwoli, zgodnie z założeniami, ograniczyć deficyt budżetowy.
Analitycy sceptycznie podchodzą jednak do planu, według którego deficyt budżetowy w przyszłym roku uda się ograniczyć do 4,9 procent PKB z 5,4 procent w tym roku, przy jednoczesnym zwiększeniu wydatków państwa o 2,2 procent w ujęciu realnym.
W piątek inwestorzy otrzymali pomyślne dane płynące z polskiej gospodarki. W okresie od kwietnia do czerwca popyt wewnętrzny wzrósł po raz pierwszy od pięciu kwartałów.
Główny Urząd Statystyczny podał także, że wzrost PKB w drugim kwartale wyniósł 0,8 procent, czyli dokładnie tyle ile prognozowali analitycy. W pierwszym kwartale gospodarka rozwijała się w tempie 0,5 procent.
"Ten budżet stabilizacji i wzrostu stworzono w ten sposób, by wzmocnić zwiększającą się ostatnio aktywność gospodarczą" - powiedział Kołodko na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu. Gabinet Leszka Millera zaakceptował budżet, ale zdecydował, że ostatecznie przyjmie go po konsultacjach ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców. Budżet musi zostać przesłany do parlamentu do 30 września.
Kołodko szacuje, że wzrost gospodarczy w przyszłym roku wyniesie 3,5 procent, czyli o 0,5-1,0 punktu procentowego więcej niż przewiduje rynek. Taka prognoza pozwala rządowi założyć wyższe wpływy do budżetu z tytułu podatków i zwiększyć wydatki bez rozszerzania deficytu budżetowego.
"Nie znam chyba nikogo, kto równie optymistycznie jak rząd oceniałby przyszłoroczny wzrost gospodarczy" - powiedział Sobiesław Pająk, szef działu analiz giełdowych w banku Pekao. ZERWANA KOTWICA
W budżecie Kołodki wydatki państwa mają wynieść 193,5 miliarda złotych, co oznacza wzrost o 2,2 procent powyżej poziomu inflacji. Rząd de facto zrywa w ten sposób z wcześniej przyjętymi zasadami, które miały pomóc w kontroli wydatków państwa.
Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) dla Polski, która w ciągu dwóch lat ma nadzieję znaleźć się w Unii Europejskiej, kontrola wydatków jest sprawą absolutnie kluczową.
Kołodko bronił swojego planu mówiąc, że bez szybszego wzrostu płac w sektorze publicznym, w którym pensje w 2002 roku zostały zamrożone z powodu cięć budżetowych, ograniczenia wydatków byłyby utrzymane.
Minister ma nadzieję, że Polska znajdzie się w strefie euro tak szybko jak to tylko możliwe, czyli już w 2006 roku. Wie jednak, że w tym celu musi zredukować deficyt budżetowy do trzech procent PKB, kontrolować zadłużenie publiczne i poziom inflacji.
Podobne problemy mają inne kraje środkowoeuropejskie - takie jak Czechy i Węgry - które podobnie jak Polska chcą się znaleźć w UE w 2004 roku.
Deficyt budżetowy Czech i Węgier w tym roku ma wynieść około sześciu procent, mimo że w przeciwieństwie do Polski gospodarki tych krajów znajdują się w znacznie korzystniejszym punkcie swoich cyklów ekonomicznych.
Jednak ostatnie dane pokazują, że sprzedaż detaliczna w Polsce wzrosła w sierpniu o 5,1 procent licząc rok do roku. Oznacza to spadek w porównaniu z lipcem, kiedy to sprzedaż wzrosła o 8,6 procent, ale i tak wskaźnik ten rośnie dużo szybciej niż PKB. GUS poinformował także, że stopa bezrobocia utrzymuje się na stałym poziomie 17,4 procent.
"Biorąc pod uwagę, że produkcja przemysłu spadła rok do roku, popyt konsumpcyjny wydaje się być jedynym czynnikiem powodującym wzrost, co wydaje mi się nieco dziwne, ponieważ bezrobocie jest wysokie" - powiedział Timothy Ash, ekonomista w Bear Stearns w Londynie.
"Nie sądzę, by realny był scenariusz gwałtownego wzrostu. Dane sugerują, że rządowe założenia na przyszły rok są optymistyczne" - powiedział Ash.
Projekt budżetu zakłada także obniżenie podatku od przedsiębiorstw o jeden punkt procentowy, do 27 procent, a nie o cztery punkty, jak wcześniej zakładano.
Mimo słów krytyki ze strony ekonomistów na temat przyszłorocznego budżetu, złoty umocnił się do dolara, osiągając wobec amerykańskiej waluty dwutygodniowe maksimum. Dolara wyceniano na 4,126 złotego a euro na 4,045 złotego.
((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700, fax +48 22 653 9780, [email protected]))