Optymiści powoli żegnają bessę

Adrian Boczkowski, Grzegorz Nawacki
opublikowano: 2009-04-17 06:57

Sebastian Buczek w środę, specjaliści ING w czwartek – oni już ogłosili kolejny etap na rynku, czyli stabilizację. Twierdzą, że dno już było. Po odważnej deklaracji twórcy Quercus TFI zapytaliśmy innych zarządzających, czy to nie koniec bessy. Większość doradza ostrożność.

Przybywa odważnych, którzy wieszczą koniec bessy. Zarówno na podstawie fundamentów, jak i analizy technicznej.

— Można uznać, że przeszliśmy do kolejnej po bessie fazy kryzysu, czyli do konsolidacji — mówił w środę Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.

Dodał, że z dużym prawdopodobieństwem lutowy dołek na GPW był dnem bessy, a prognoza Quercus TFI o 30 tys. pkt dla  WIG na koniec roku jest aktualna (WIG dziś jest wart 28,2 tys. pkt).

O nowym rozdziale na GPW mówią też specjaliści z ING Securities. Choć zwracają uwagę na wykupienie rynku i niepokonane jeszcze ważne poziomy oporu, to podkreślają zdecydowaną zmianę sytuacji.

"Mamy wyraźne sygnały przełamania długoter- minowego trendu spadkowego potwierdzone zwiększonym wolumenem obrotu i klasyczną formacją odwrócenia trendu" — napisali analitycy ING Securities we wczorajszym komentarzu porannym.

Czy skok  WIG20 w półtora miesiąca o ponad 30 proc., a kursów niektórych spółek o setki procent oznacza narodziny nowej hossy? Poszliśmy za ciosem i zapytaliśmy zarządzających. Kto jak nie oni ma dać sygnał do zmiany trendu?

Jeszcze nie hossa
Specjaliści z funduszy są z reguły ostrożni, ale jednocześnie przyznają, że powrót WIG20 w okolice 1250 pkt jest mało prawdopodobny. Zarządzający OFE Polsat Wojciech Olszewski zauważa, że kursy wielu spółek osiągnęły dno już w zeszłym roku, a sygnały budowy nowego trendu są wyraźne (czytaj komentarze obok). Tymczasem zarządzający Skarbca zachowują spokój.

— Mamy do czynienia z najmocniejszym odbiciemw zapoczątkowanej półtora roku temu bessie. To jeszcze jednoznacznie nie przesądza o zmianie trendu. By tak się stało, wzrosty muszą zostać poparte dobrymi danymi z gospodarek światowych. Trochę ich się pojawiło, ale jeszcze za mało. W sektorze największych spółek wyniki będą gorsze niż w 2008 r. Ale rynek tego oczekuje. Wyceny uwzględniają słaby pierwszy i drugi kwartał. Pytanie, kiedy zmodyfikować ścieżkę wyników na taką, która zakłada wzrost. Jeśli 2010 r. przyniesie ożywienie gospodarcze, może to przynieść trwałą zmianę trendu na rynkach kapitałowych — mówi Andrzej Pawłowski, zarządzający w Skarbiec TFI.

O tym, że w pierwszym półroczu wyniki spółek będą złe, przekonany jest również Sebastian Buczek.

— Kluczowe jest jednak, co stanie się za kilka miesięcy. Ostatnie wzrosty napędzane są bowiem poprawą wskaźników wyprzedzających. One jeszcze przez jakiś czas będą się poprawiać. Jeśli jednak zaczną się w pewnym momencie pogarszać, reakcja inwestorów może być negatywna —przyznaje szef Quercus TFI.

Najgorsze za nami
Zarządzający zgadzają się, że najgorsze może być za nami.

— Wzrost nie zaskakuje, może trochę jego skala. Nie zakładamy, że zaczął się trend wzrostowy, ale prawdopodobnie odbiliśmy się od dna i prawdopodobnie już go nie przebijemy — mówi Piotr Kaczmarek, zarządzający funduszem akcyjnym Skarbiec TFI.

Inwestorom doradza jednak ostrożność.

— Można oczekiwać wzrostów do wyników. Potem poznamy całą prawdę i pewnie reakcją będą spadki. W tym roku można spodziewać się dużej zmienności opartej na danych i nastrojach oraz kilku takich fal wzrostów i spadków. Liderem odbić może być sektor surowcowy — dodaje Piotr Kaczmarek.

Więcej w piątkowym "Pulsie Biznesu".