Burzliwa debata w Senacie, w trakcie której z krytyką wystąpił m.in. prezes Urzędu Regulacji Energetyki, nie powstrzymała senatorów przed przyjęciem nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii, zmieniającej wzór obliczania opłaty zastępczej. Zmiany zostały przyjęte w czwartek, bez żadnych poprawek. Wcześniej nowelizacja przeszła jak burza przez komisje sejmowe oraz Sejm.

— Spodziewam się fali roszczeń ze strony inwestorów — mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Energa ciężko pracowała
Opłata zastępcza to kwota, która dla firm sprzedających energię jest alternatywą (lub karą za niekupienie) wobec konieczności zakupu zielonych certyfikatów. Dotychczas opłata opisana była konkretną kwotą (obecnie 300 zł), a teraz ma to być 125 proc. ceny zielonych certyfikatów, ustalane raz na rok. To oznacza jej spadek, bo zielone certyfikaty, po wielomiesięcznych spadkach, kosztowały w minionym półroczu średnio 31 zł. Dla inwestorów to kolosalna zmiana. Opłata zastępcza jest bowiem punktem odniesienia w wielu kontraktach długoterminowych, w ramach których zielone źródła sprzedają energię i certyfikaty.
Według PSEW zmiany we wzorze opłaty zastępczej mogą mechanicznie zmienić zapisy tych kontraktów albo służyć jako powód ich wypowiedzenia. To też kolosalna zmiana dla wielkich grup energetycznych. Kilka lat temu zawierały kontrakty na odkup certyfikatów, ze stałą ceną. Dziś, przy niskich cenach certyfikatów, skarżą się, że przepłacają. Najwięcej takich umów ma w portfelu Energa, której prezes, Daniel Obajtek, powitał planowane zmiany z największym wśród koncernów entuzjazmem. — To powinno być przeprocedowane już od 8-9 lat. Dlaczego udało mi się to przeprowadzić? Dzięki ciężkiej pracy. Dałem słowo, że będę jak najlepiej zarządzał grupą Energa, i to czynię — mówił kilka dni temu Daniel Obajtek.
128 mln EUR od Hiszpanii
Jeden z naszych rozmówców twierdzi, że słowa prezesa Energi zostały starannie skopiowane przez kancelarie prawne, które reprezentują interesy przedsiębiorców z branży OZE, przede wszystkim wiatrowej. Mogą stać się elementem argumentacji dowodzącej, że nowe prawo przygotowano z myślą o wybranych podmiotach. Na brak argumentów prawnicy i tak raczej nie będą narzekać.
— Nowelizacja ustawy o OZE może zaowocować pozwami ze strony inwestorów, powołujących się na naruszenie umów o popieraniu i wzajemnej ochronie inwestycji i Traktatu Karty Energetycznej. Poza tym nowelizacja fundamentalnie zmienia system wsparcia, który w sierpniu 2016 r. Komisja Europejska uznała za dozwoloną pomoc publiczną. KE zaznaczyła jednak, że każda zmiana tego systemu wymaga notyfikacji. Tego warunku Polska w ogóle nie dopełniła — mówi Karol Lasocki, partner w kancelarii K&L Gates. Zachętą dla inwestorów może być też niedawna sprawa pomiędzy firmą Eiser, z branży OZE, przeciwko Królestwu Hiszpanii.
— Inwestor uznał sprawę o odszkodowanie za porównywalną istotną zmianę reguł wsparcia „w trakcie gry”. Otrzyma 128 mln EUR odszkodowania — zauważa Karol Lasocki.
Prośba o weto
Aktywny sądowo jest ostatnio amerykański koncern Invenergy, który w Polsce współpracuje z Enerco, z którym zainwestował w największą farmę wiatrową w kraju, koło Darłowa. Amerykanie pozwali Tauron na 1,2 mld zł, za zerwanie kontraktów na zakup energii z wiatraków.
— Przygotowujemy pismo z apelem do prezydenta Andrzeja Dudy, by zawetował zmiany w ustawie — mówi Tomasz Podgajniak, prezes Enerco. Enerco, podobnie jak inni przedsiębiorcy wiatrowi, negocjuje z bankami kwestie związane z obsługą zadłużenia. Negatywnie wpłynęła na nie zniżka cen zielonych certyfikatów, a także zwiększenie obciążenia podatkowego dla wiatraków.
— Zmiany we wzorze opłaty zastępczej nie pomagają z bankami. Dają silny sygnał o wzroście ryzyka politycznego, a to może się przełożyć na gorsze warunki kredytowe dla wszystkich — mówi Tomasz Podgajniak.