Ożywianie fikcji może poczekać

Jacek Zalewski
opublikowano: 2010-05-18 00:00

Pytanie o Radę Bezpieczeństwa Narodowego (RBN) mogłoby padać w teleturniejach za wysoką stawkę, a już jej aktualny skład byłby wart milion złotych. Ten tajemniczy organ wpisany został do Konstytucji RP w końcowej fazie prac, gdy Aleksander Kwaśniewski zmienił na stanowisku prezydenta Lecha Wałęsę i lewicowy parlament chciał dać mu jakieś narzędzia imitujące współrządzenie. Właśnie taka jest geneza m.in. RBN, a także Rady Gabinetowej, czyli pozbawionego jakichkolwiek kompetencji

posiedzenia Rady Ministrów pod przewodem prezydenta.

RBN została usytuowana w art. 135 konstytucji jako "organ doradczy prezydenta RP w zakresie wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa". Dotychczasowi prezydenci prezentowali dwie szkoły w powoływaniu jej składu. Aleksander Kwaśniewski zebrał fachowców, którzy nie piastowali już żadnych stanowisk. Z kolei Lech Kaczyński zastosował klucz odwrotny — powołał marszałków parlamentu, premiera oraz szefów kluczowych resortów, czyli obrony, spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych, finansów. Ale taki skład pasował tylko w okresie, gdy sam prezydent i wszyscy wymienieni pochodzili z jednej ekipy. Kolejni usuwani ze stanowisk byli skreślani również z RBN, chociaż z opóźnieniem — na przykład Kazimierz Marcinkiewicz i Ludwik Dorn trwali na liście przez wiele miesięcy. Od jesieni 2007 r. zdekompletowana RBN stała się zaś karykaturą samej siebie, pełniąc rolę opozycyjnego rządu na wewnętrznym uchodźstwie.

W tym kontekście podjęta przez Bronisława Komorowskiego inicjatywa ożywienia RBN właśnie w szczycie kampanii wyborczej jest taką samą anomalią, jak poprzednio utrzymywanie owej fikcji przez Lecha Kaczyńskiego. Wykonujący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu deklarował, że będzie wykonywał tylko czynności administracyjne, takie jak podpisywanie koniecznych dokumentów etc. W hierarchii potrzeb państwa odbudowanie RBN naprawdę stoi w dalekiej kolejce, dużo dalej, niż choćby powołanie dowódców rodzajów sił zbrojnych czy znalezienie kandydata na prezesa NBP. A już na pewno jest to decyzja, którą powinien podjąć dopiero prezydent wybrany i zaprzysiężony.