Państwo potrafi budować wartość spółek

Tomasz SiemieniecTomasz Siemieniec
opublikowano: 2015-04-27 00:00

Włodzimierz Karpiński od dwóch lat rządzi skarbowym portfelem. W tym czasie kapitalizacja 10 kluczowych spółek wzrosła o 36,1 mld zł. Jaki ma przepis na sukces i plany na resztę kadencji?

„Puls Biznesu”: Aleksander Grad zasłynął z wielkich giełdowych prywatyzacji i rozwiązania sporu z Eureko, Mikołaj Budzanowski z obsesji na punkcie łupków. A pan czym?

Włodzimierz Karpiński, minister skarbu: Dla mnie priorytetem są inwestycje. Kluczowe spółki w moim nadzorze prowadzą i planują inwestycje na niespotykaną dotychczas skalę, o wartości 174 mld zł. Nakłady na inwestycje spółek energetycznych były w 2014 r. o ponad 100 proc. większe niż w 2013 r. Wartość inwestycji i akwizycji zagranicznych zaplanowane na ten rok to kolejne 2,4 mld zł. Nadzorujemy te projekty, a jednocześnie kończymy procesy prywatyzacyjne. W zeszłym roku prowadziliśmy ich ponad 150, sfinalizowaliśmy 88. Zostały natomiast te najtrudniejsze — często są to podmioty, które już kilkakrotnie próbowano sprywatyzować, więc prowadzimy programy konsolidacyjne, naprawcze, by podnieść ich atrakcyjność. Udało się nam również rozwiązać wieloletnie problemy, które wydawały się nie do rozwiązania — mam na myśli m.in. konsolidację branży zbrojeniowej, skuteczną restrukturyzację LOT-u, znalezienie biznesowego rozwiązania dla Stoczni Gdańsk, które pozwoli ocalić miejsca pracy. Koncentrujemy się także na budowaniu czempionów narodowych, czyli spółek strategicznych, które realizują politykę państwa. Profesjonalizujemy nadzór. Staram się, by zarządzanie spółkami było aktywne.

Ta strategia się sprawdza?

Daje to wymierne efekty — wartość akcji i udziałów w spółkach niepublicznych i publicznych wyniosła na koniec 2014 r. 114,9 mld zł. To o 2,5 mld zł więcej niż przed rokiem, i to mimo malejącej liczby spółek pod nadzorem skarbu państwa.

To przeczy tezie, że sprzedajemy rodowe srebra i że państwo nie potrafi budować wartości spółek. Warto przy tym pamiętać, że kapitalizacja spółek, które są notowane na GPW, wynosiła prawie 230 mld zł, czyli 40 proc. całej kapitalizacji GPW, co pokazuje, jak istotne dla całego rynku kapitałowego są podmioty nadzorowane przez ministra skarbu państwa.

Jak pan mierzy wartość spółek — wzrostem kapitalizacji, skalą dywidendy, inwestycjami, a może ekspansją zagraniczną?

Wzrost kapitalizacji świadczy o tym, że decyzje władz spółek są dojrzałe. Jest także zasługą przedsiębiorczości Polaków i odwagi inwestorów. Kapitalizacja to najbardziej wymierny wskaźnik, ale dla mnie ważne jest także budowanie czempionów narodowych, które przekraczają granice i stają się globalnymi markami oraz wzmocnienie potencjału przemysłowego Polski dzięki inwestycjom. Polityka dywidendowa musi być w symbiozie z tymi zjawiskami.

Czy państwo musi realizować politykę poprzez spółki notowane na GPW?

Realizowanie polityki państwa nie musi się kłócić z budową wartości spółek, szczególnie jeśli polityka dywidendowa nie ogranicza im rozwoju. Przy okazji budowy elektrowni w Opolu przez PGE pojawiały się wątpliwości, czy ta inwestycja nie wpłynie na wartości firmy. Tymczasem wartość aktywów państwowych firm energetycznych wzrosła w 2014 r. o 13,1 proc., wynik na działalności operacyjnej o 48,1 proc., a nakłady inwestycyjne o 105 proc. To dowód, że świadoma polityka właścicielska ministerstwa skarbu nie ogranicza rozwoju, lecz umożliwia realizowanie polityki państwa, w tym wypadku bezpieczeństwa energetycznego, podnosząc wartość firmy.

Kilka banków w Polsce jest wystawionych na sprzedaż. „PB” pisał, że przygląda się im PZU. Popiera pan to w kontekściepolityki zwiększenia udziału polskiego kapitału w sektorze bankowym czy wolałby, by PZU skoncentrował się na ubezpieczeniach i zdrowiu?

Nie będę zastępował decyzji organów korporacyjnych, jestem jedynie akcjonariuszem, ale znam analizy mówiące, że sektor bankowy w krajach postsocjalistycznych jest zdominowany przez kapitał zagraniczny, a inaczej jest m.in. we Francji, Niemczech czy Włoszech. Ostatni kryzys pokazał, że ma to znaczenie. Dlatego jestem zwolennikiem szukania biznesowych ścieżek, by decyzje w zakresie finansowania polskiej gospodarki zapadały w Polsce. Inwestowanie jest jednym z trzech filarów strategii PZU. Jako akcjonariusz będę wspierać zarząd we wszystkich biznesowych decyzjach, które przełożą się na wzrost wartości akcji spółki.

Wróćmy do zarządów — czy spółki skarbu państwa są w dobrych rękach?

Myślę, że tak. Dziś potężnym wyzwaniem, które stoi przed władzami spółek, jest podniesienie konkurencyjności polskiej gospodarki dzięki innowacjom. Może to hasło jest nieco wyświechtane, ale prawda jest taka, że co siódme euro z 80 mld, które trafi do Polski w ramach nowej perspektywy, będzie kierowane na ten cel. Jeśli je dobrze wykorzystamy, to PKB będzie rósł w tempie nie 2-3 proc., ale powyżej 4 proc., a to oznacza, że w 2020 r. osiągniemy 85 proc. średniej unijnej per capita. Bylibyśmy wówczas na poziomie Włoch czy Hiszpanii i spełniłoby się moje marzenie sprzed 25 lat. To największe wyzwanie dla zarządów i rad nadzorczych, a ja będę robił wszystko, by do praktyki nadzorczej wprowadzić analizę zaangażowania w podnoszenie innowacyjności gospodarki.

Jak to będzie wyglądało w praktyce, bo mówi pan o tym od dawna.

Od półtora roku zachęcam kluczowe spółki do współpracy ze światem nauki. To nie jest łatwy proces, ale w tej dziedzinie dzieje się coraz więcej. W ubiegłym roku spółki skarbu państwa w kooperacji, wyższymi uczelniami zapoczątkowały prace nad 184 projektami innowacyjnymi. Oczywiście nie wszędzie ta idea została przełożona na decyzje operacyjne. Dlatego przygotowaliśmy dla rad nadzorczych rekomendacje w zakresie wskaźników mierzących innowacyjność. Będę sugerował, by ten komponent był wpisany do ruchomej części wynagrodzenia zarządów. Chciałbym żeby zarządy, znalazłszy się pod jego pręgierzem, były zmotywowane do wdrażania innowacji. To jeden z warunków wejścia Polski na ścieżkę szybszego wzrostu gospodarczego i dalszego podnoszenia stopy życiowej obywateli.

Nie udało się panu dotychczas przeforsować ustawy o nadzorze właścicielskim.

Jestem jej orędownikiem, bo pozwoliłaby zunifikować praktyki nadzorcze w państwowych spółkach w sferze wyboru władz, wynagrodzeń czy premiowania. To powinno być transparentne i jasne. Założenia do ustawy są gotowe, ale nie sądzę, by w tej kadencji udało się przygotować ustawę.

Spółki węglowe przeszły już pod nadzór resortu skarbu, niedługo tak stanie się z Pocztą Polską. Czy w końcu zrealizuje się jeden z postulatów ekspertów skupienia nadzoru nad państwowymi spółkami w jednym miejscu?

To również jeden z moich postulatów. W ministerstwie skarbu są dobre i złe doświadczenia, bo nie wszystkie prywatyzacje się przecież udały, ale doświadczenie ma tę przewagę nad teorią czy hipotezą,że jest faktem. Przez lata zostały tu zbudowane kompetencje w zakresie profesjonalnego nadzoru spółek, relacji z inwestorami, prawnikami, doradcami inwestycyjnymi, prowadzenia skomplikowanych transakcji i najtrudniejszych procesów prywatyzacyjnych. Myślę, że dziś wyznaczamy bardzo wysokie standardy.

Kopalnie to chyba taki gorący kartofel — trafiły do skarbu dopiero wówczas, gdy znalazły się na skraju upadłości?

Śląsk to potężny region, który historycznie i kulturowo jest związany z fedrowaniem, a polityka klimatyczna Brukseli i pogarszające się warunki wydobywania sprawiają, że sytuacja w sektorze węgla kamiennego jest bardzo trudna. Państwo było właścicielem firm z branży górniczej przez lata i nie może teraz górników zostawić. To wielkie wyzwanie i odpowiedzialność zmierzyć się z takim problemem, przyjąłem je jako priorytetowe zadanie do wykonania. Trzeba jednak pamiętać, że musimy się liczyć z tym, że pomoc publiczna jest ściśle monitorowana przez Komisję Europejską.

Uda się uratować polskie kopalnie?

Gdybym w to nie wierzył, to nie podjąłbym się tego bardzo trudnego zadania. Mamy mikroprzykład, że można: LOT to dowód, że ciężka praca i determinacja pozwalają stworzyć plan, który zo stanie zaakceptowany przez Komisję Europejską. Warto przy tym podkreślić, że ograniczenia pomocy publicznej nie są złe. Gdyby pomoc nie była ograniczana, to silne państwa dotowałyby niewydolne sektory gospodarki i my z biedniejszej części UE nie mielibyśmy w tej konkurencji szans. Dziś LOT przynosi zyski, i to daje nadzieję i wiarę, że uda się naprawić również kopalnie.

Dwa lata minęły, zostało ledwie kilka miesięcy. Jakie są pana priorytety do wyborów w październiku?

Na pewno wyprowadzenie na prostą spółek węglowych. Chciałbym też, żeby na ścieżce debiutu giełdowego znalazł się Bank Pocztowy, a LOT dalej umacniał pozycję, bym spokojnie mógł powiedzieć, że są przesłanki, że spółki skarbu państwa będą bardzo serio i efektywnie rozwijały obszar innowacji, komercjalizowały wiedzę, zwiększały wydatki na badania i rozwój. Będę też wspierał ekspansję zagraniczną, szczególnie na rynku ropy i gazu. Jest na to dogodny moment, bo fundusze, które wcześniej inwestowały, będą wychodziły z biznesów w związku ze spadkiem cen związanym z rewolucją łupkową w USA. Zarządy PKN Orlen i PGNiG powinny szukać biznesowych okazji.

Skonsolidował pan chemię, wziął się za energetykę. Będą kolejne takie procesy?

Dyskusja o konsolidacji w różnych branżach jeszcze przed nami — w dalszej perspektywie. Na przykładzie energetyki widać to bardzo wyraźnie — PGE to w Polsce gigant, ale ma jedynie 2 proc. udziału w rynku europejskim, czyli jest maluchem. Dzięki fuzjom operacyjnym czy kapitałowym może uzyskać siłę inwestycyjną i akwizycyjną, by tę pozycję poprawić. Tym bardziej że działamy na coraz bardziej globalnym rynku, a konsolidacja pomaga na nim konkurować. Dobry przykład to Grupa Azoty, która ma zaplanowane inwestycje na poziomie 7,4 mld zł. Pojedyncze spółki chemiczne: Police, Tarnów, Kędzierzyn nie byłyby w stanie realizować tak ambitnego planu inwestycyjnego. Dzięki powstaniu silnej grupy nikt nie stracił pracy, a firma może się podjąć budowy nowoczesnej linii produkcyjnej w Policach za 1,7 mld zł. W długim okresie na konsolidacji zyskują wszyscy — rynek pracy, gospodarka. Silne firmy mogą komercjalizować własną wiedzę, a nie kupować technologie za granicą. A o to, by konsolidacja nie pogorszyła pozycji konsumenta, zadba UOKiK i inne urzędy.