Papier jest cierpliwy

Łukasz Świerżewski, Mira Wszelaka, Agnieszka Berger, Jarosław Królak, Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2004-04-30 00:00

W październiku 2001 r. premier wiele obiecał. Część deklaracji z exposé stała się faktem. Większość została na papierze.

"Naszym celem jest przezwyciężenie kryzysu i wprowadzenie gospodarki na ścieżkę wzrostu. Najpierw jednak trzeba uratować państwo przed bankructwem."

Gospodarka rzeczywiście ruszyła. Gdy Leszek Miller obejmował urząd premiera, dynamika PKB sięgała 0,8 proc., teraz przekracza 5 proc. Odchodzący gabinet zostawia gospodarkę w fazie silnego ożywienia, a przyrosty produkcji przemysłowej przekraczają 20 proc. rok do roku. Znacznie gorzej poszła rządowi SLD naprawa finansów państwa. Żadnemu z trzech ministrów finansów podlegających Leszkowi Millerowi nie udało się zasypać słynnej dziury Jarosława Bauca w budżecie. Dług publiczny zwiększa się w zastraszającym tempie. Plan ratunkowy — tzw. program Hausnera — został przedstawiony za późno i nie widać szans na jego pełną realizację.

"Najważniejszy dla kadencji będzie rok 2002 — rok zakończenia negocjacji z UE."

Rząd Leszka Millera dotrzymał zobowiązania zakończenia negocjacji do końca 2002 r., co wiązało się z zamknięciem ostatnich 12 z 29 obszarów. Tak znaczne przyspieszenie wiązało się z koniecznością kompromisu w najtrudniejszych tematach, jak: sprzedaż ziemi, ograniczenia swobodnego przepływu osób, finanse i budżet oraz rolnictwo. Po szczycie w Kopenhadze rząd prowadził przygotowania do członkostwa, podpisując w Atenach traktat akcesyjny.

"Potrzebujemy partnerskiego dialogu z NBP i RPP. Ważny cel, jakim jest obniżenie inflacji, realizowany za wszelką cenę może prowadzić do głębokiej recesji i utrwalenia głębokiego bezrobocia."

O partnerskim dialogu rządu Leszka Millera i Narodowego Banku Polskiego trudno mówić, zwłaszcza przez pierwsze półtora roku rządów ekipy SLD. Marek Belka i Grzegorz Kołodko, którzy odpowiadali wówczas za politykę gospodarczą, naciskali wszelkimi możliwymi sposobami na NBP i RPP w celu obniżenia stóp procentowych i osłabienia złotego. Według przedstawicieli rządu, to właśnie restrykcyjna polityka pieniężna doprowadziła do zahamowania wzrostu PKB, a niska inflacja nie warta była takich wyrzeczeń. Problem rozwiązał się sam. Złoty osłabł m.in. na skutek zmiany cen euro i dolara, a zduszenie inflacji przyczyniło się do ożywienia gospodarczego.

"Prywatyzacja nie będzie podporządkowana tylko potrzebom budżetu państwa (...). Rola rządu polega nie na tym, by wszystko sprzedać, i to bez względu na cenę, ale by uczynić z prywatyzacji, z wprowadzania kapitału prywatnego, narzędzie budowania silnych organizmów gospodarczych."

Z pewnością rola rządu, jeśli chodzi o prywatyzację, nie polegała na tym, „by wszystko sprzedać”. Przeciwnie, odchodząca ekipa zrobiła wiele, by przepędzić inwestorów z Polski jak najdalej, rzucając im pod nogi takie belki i k(o)łodki, jak akcyza na energię elektryczną czy też niespodziewana obniżka-podwyżka CIT. Jedyne spektakularne osiągnięcie, które ma szansę spełnić postulat premiera uczynienia z prywatyzacji narzędzia „budowania silnych, zdrowych i rokujących na przyszłość organizmów”, to sprzedaż Polskich Hut Stali powiązana z ich oddłużeniem. Pozostałe szczęśliwie zakończone przez ten rząd duże projekty można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak opozycja nie pozostawiła na ekipie Millera suchej nitki, zarzucając jej, że prywatyzacja została „podporządkowana tylko potrzebom budżetu państwa”.

"Nastąpi przegląd prawa podatkowego, wyeliminowanie jego luk i nieścisłości. Nie można dłużej tolerować sytuacji, w której organy skarbowe dowolnie interpretują przepisy podatkowe."

Premier zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Niestety, miał same zrzutki. Symbolem była sprawa Romana Kluski, którego fiskus i organy ścigania gnębiły za coś, co się okazało zgodne z prawem. To nie koniec. Jakość przepisów podatkowych się pogorszyła. Koniem trojańskim naszego systemu podatkowego okaże się nowa ustawa o VAT: napisana niezrozumiałym nawet dla prawników językiem, niezgodna z konstytucją i zwiększająca obciążenia.

"Są cele i zadania wybiegające poza perspektywę roku. Przez cztery lata za takie zadania uznajemy (...) obniżenie poziomu bezrobocia."

Nie udało się. Dwa i pół roku temu bezrobocie wynosiło 16,2 proc., teraz przekracza 20 proc. Co prawda, niemal dwa punkty procentowe tego wzrostu to zasługa korekty obliczeń w związku z wynikami spisu powszechnego, ale i tak bilans jest negatywny. Co gorsza — pod względem bezrobocia jesteśmy absolutnym rekordzistą w Unii Europejskiej. Przesadą byłoby jednak obarczenie wyłączną odpowiedzialnością za ten stan rzeczy ekipę Millera. To, że mimo wzrostu gospodarczego nie rośnie liczba miejsc pracy, wynika z charakteru przekształceń polskiej gospodarki, która z pracochłonnej staje się coraz bardziej kapitałochłonna.

"W polityce społecznej zamierzamy ustanowić jasne kryteria udzielania świadczeń z zakresu pomocy społecznej. Świadczenia te będziemy wyraźnie adresować tylko do najbiedniejszych."

Kolejna obietnica, która nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości. Próba jednak była. Jednym z podstawowych punktów planu oszczędnościowego Jerzego Hausnera jest bowiem weryfikacja uprawnień rentowych. Polska jest bowiem absolutnym fenomenem. Około 14 proc. osób w wieku produkcyjnym pobiera renty inwalidzkie. Początkowo weryfikacji podlegać miały wszystkie osoby uprawnione. Później zrezygnowano z kontroli osób posiadających świadczenie co najmniej od 10 lat, co znacznie ogranicza skuteczność weryfikacji. Zamiary pozostały jednak na papierze, ponieważ na razie projekt ustawy nie trafił do parlamentu. Mimo szczerych chęci Jerzy Hausner nie zdołał też przeprowadzić reformy KRUS i rolnikom nadal przysługują świadczenia nie mające nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym.

"Zamierzamy uczynić państwo tańszym i sprawniejszym. W morzu ludzkiej biedy władza nie może być wyspą samozadowolenia."

Obiecanki cacanki. Prawdziwe intencje pokazywał projekt budżetu na 2004 r., w którym wydatki na administrację wzrosły o ponad 16 proc., czyli ponad 1 mld zł. Co prawda, Andrzej Raczko, minister finansów, tłumaczył to nieporównywalnością rachunków i koniecznością wzmocnienia administracji przed wejściem do UE, to jednak wymowa liczb jest jednoznaczna. Co więcej, mimo utrzymującego się przez ostatnie lata niemal całkowitego braku wzrostu wynagrodzeń w gospodarce i minimalnej inflacji, administracja nie zrezygnowała z waloryzacji wynagrodzeń.

"Zamierzamy wznowić przerwany dialog społeczny, w tym w ramach trójstronnego porozumienia: rząd-pracodawcy-związki zawodowe."

W tej sprawie należy się rządowi Leszka Millera plus. To zasługa wicepremiera Hausnera, który bardzo poważnie podchodził do prac Komisji Trójstronnej. Sam premier w ostatnim roku urzędowania regularnie spotykał się z Radą Przedsiębiorczości. O wzajemnym zrozumieniu świadczy fakt, że na ostatnim spotkaniu z Leszkiem Millerem wszyscy jej członkowie mówili, że po raz pierwszy od wielu lat miał miejsce autentyczny dialog rządu ze środowiskami biznesu.

"Priorytetem rządu (...) będzie budowa autostrad."

Na zapowiedziach się skończyło. A miało być tak pięknie — 250 km autostrad rocznie i tyle samo dróg ekspresowych. A efekty? Kilkadziesiąt kilometrów zbudował — po wieloletnich negocjacjach — prywatny koncesjonariusz. A przecież rząd Leszka Millera tak bardzo chciał budować państwowe bezpłatne autostrady. I budował — 6 km rocznie.