Nawoływania Janusza Palikota do korekty kursu Platformy Obywatelskiej zaczynają przybierać formułę politycznej alternatywy. Twórca bliskiej "PB" sejmowej komisji Przyjazne Państwo zarysował możliwość utworzenia własnej formacji. Abstrahując od przyczyn, wypada się zastanowić, czy dla nowego tworu istnieje realna przestrzeń. W obecnym Sejmie na pewno, wszak nie jest sztuką założyć koło złożone z kilku niezadowolonych posłów. Ale to gra tylko do końca kadencji, w kolejnych wyborach 5-procentowa gilotyna bezlitośnie tnie takie inicjatywy. Przykładami niech będą klęski z jednej strony Marka Borowskiego, a z drugiej Marka Jurka. Obaj wykazali dziecięcą naiwność, porzucając dla realizacji ambicji nawet fuchę marszałka Sejmu.
Polityczna historia Polski zna i przypadki powstania od zera całkiem silnych nowych marek. Jednak ich genezą zawsze była upadłość poprzednich struktur. W roku 2001 na gruzach Akcji Wyborczej Solidarność tuż przed końcem kadencji wyrosły Prawo i Sprawiedliwość oraz Liga Polskich Rodzin. Wcześniej zaś powstała Platforma Obywatelska w wyniku pęknięcia Unii Wolności po zwycięstwie Bronisława Geremka nad Donaldem Tuskiem w rywalizacji o schedę po Leszku Balcerowiczu. Naprawdę był to powrót do podziału na Unię Demokratyczną i Kongres Liberalno-Demokratyczny.
Dzisiaj PO stała się klasyczną partią władzy, dlatego żadne pęknięcie na razie jej nie grozi. W tym kontekście inicjatywa Janusza Palikota wyrwania części elektoratu sile rządzącej w szczycie jej powodzenia jest całkowicie nowatorska. Tego jeszcze w Polsce nie grali.